Do wizyty Andrzeja Dudy w USA doszło w momencie szczególnym, bo raz, że w przededniu trzeciej rocznicy inwazji Rosji na Ukrainę, dwa – po odmrożeniu relacji rosyjsko-amerykańskich i serii wyjątkowo nieprzychylnych wobec Kijowa wypowiedzi amerykańskiego prezydenta. Donald Trump mówił o ukraińskim przywódcy Wołodymyrze Zełenskim, że to dyktator i sugerował, że to jego kraj jest odpowiedzialny za wybuch wojny.
Z inicjatywą polskiego prezydenta wiązano więc spore nadzieje, tym bardziej że w mediach pojawiały się zapowiedzi, że do rozmowy Duda-Trump może po pierwsze dojść w Białym Domu, po drugie może ona potrwać nawet godzinę. Ostatecznie do krótkiej wymiany zdań między obydwoma politykami doszło przy okazji dorocznej konferencji konserwatystów CPAC (Conservative Political Action Conference), a media obiegły obrazki z telewizji Republika, na których widać jak prezydent godzinę czeka w kuluarach na swego spóźniającego się interlokutora.
Wizyta prezydenta w USA źle przygotowana; w PiS winią Mastalerka i Rachonia
Choć nasi rozmówcy, zarówno ci związani z PiS, jak i koalicją rządzącą, przekonują, że spotkanie Duda-Trump, jak każda rozmowa z amerykańskim przywódcą, było ważne i potrzebne ze względu na strategiczne interesy Polski, to przyznają, że jego organizacja i przebieg pozostawiały wiele do życzenia.
Parlamentarzyści PiS, zwłaszcza ci, którzy mają doświadczenie międzynarodowe, suchej nitki nie zostawiają na otoczeniu Andrzeja Dudy. – Wizyta została źle przygotowana, ale trudno się dziwić, skoro za tego typu sprawy odpowiadają dziś w Pałacu osoby bez doświadczenia – mówi nam jeden z posw. I wskazuje przede wszystkim na szefa gabinetu Marcina Mastalerka. – To on, poprzez Nikodema Rachonia, organizował to spotkanie i wyszło, jak wyszło – nie kryje rozczarowania nasz rozmówca.
Na początku lutego w KPRP doszło do przetasowań – nowym szefem prezydenckiego Biura Spraw Międzynarodowych (po Mieszko Pawlaku, który przeszedł do BBN) został Wojciech Kolarski, który, choć w KPRP pracuje od dziesięciu lat, to wcześniej odpowiadał m.in. za sprawy związane z kulturą i polityką historyczną. Jego zastępcą Andrzej Duda mianował Nikodema Rachonia – byłego radcę ds. komunikacji w ambasadzie RP w Waszyngtonie, przy okazji brata jednej z gwiazd telewizji Republika, Michała Rachonia.
– Niestety, ostatnie zmiany w kancelarii prezydentowi nie wyszły na dobre – ocenia polityk PiS z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. I wylicza błędy, przede wszystkim komunikacyjnych, zaplecza Andrzeja Dudy. – Mam wrażenie, że ktoś za bardzo nadmuchał balon przed tą wizytą. Po co sygnalizować, że to może być godzinna rozmowa, że może w Białym Domu? Od razu należało powiedzieć, że do spotkania dojdzie przy okazji CPAC, wówczas oczekiwania związane z tą rozmową pewnie nie byłby tak duże – przekonuje nasz rozmówca.
On również nie szczędzi krytyki szefowi gabinetu prezydenta. – Teraz Mastalerek próbuje chyba ratować sytuację i mówi w Radiu Zet, że były dwie rozmowy prezydenta z Trumpem. Nie wiem tylko, kiedy miało dojść do tej drugiej, bo tuż po zakończeniu wystąpień na CPAC prezydent miał przecież briefing dla prasy. Pewnie doszło jeszcze do jakiejś wymiany zdań gdzieś w korytarzu, ale nie mogła być to jakaś długa rozmowa – ocenia polityk.
Republika filmowała z ukrycia?
Nasi rozmówcy nie kryją też irytacji po tym, co w sobotę wieczorem można było obejrzeć w telewizji Republika, która jako jedyna została dopuszczona tak blisko głowy państwa przed spotkaniem. – Wyglądało to obrazki kręcone telefonem bez wiedzy prezydenta – ironizuje nasz rozmówca. Inny dodaje: „rozumiem, że Republika chciała mieć taką relację na wyłączność, ale ktoś z otoczenia prezydenta do tego dopuścił”.
Gorzkich słów po sobotniej wizycie prezydenta nie szczędzą też politycy koalicji rządzącej. – Mieliśmy powtórkę z „Ucha prezesa”, tyle że tym razem prezesem nie był Jarosław Kaczyński, a Donald Trump. Znów Adrian czekał pod drzwiami aż go łaskawie przyjmą – ironizuje poseł Polski 2050.