Marta Kurzyńska, Interia: Pójdzie pan jeszcze na piwo ze Sławomirem Mentzenem?
Krzysztof Bosak, lider Konfederacji: Oczywiście, choć wolałbym pytanie o pracę, niż o czas wolny.
Wyjście na piwo ze Sławomirem Mentzenem to temat mocno polityczny, zwłaszcza po przyjęciu przez Mentzena zaproszenia na piwo od Rafała Trzaskowskiego.
– Jestem w samym środku intensywnej pracy politycznej i na tym się w pełni skupiam.
Czy pan na miejscu Sławomira Mentzena poszedłby na to piwo? Widzieliśmy pana reakcję na nagranie z toruńskiego pubu. Nie był pan specjalnie zadowolony.
– Mówię w tej sprawie zupełnie jasno, że ja w tej sytuacji zachowałbym się inaczej. Natomiast myślę, że nie ma potrzeby tego już bardziej dyskutować. Jak patrzyłem na ten film, miałem wrażenie, że nikt poza Radosławem Sikorskim w tej sytuacji nie czuł się komfortowo. Główni bohaterowie siedzieli tam jak za karę.
Jesteśmy na samym finiszu kampanii wyborczej. Głosy zwolenników Konfederacji mogą mieć ogromne znaczenie, a to co się stało – duży wpływ na decyzję wyborców. Dlatego pytam.
– Nasi wyborcy kierują się przede wszystkim swoimi poglądami, swoim odczytaniem dobra Polski, także swoimi interesami. I myślę, że niezależnie od jakiegokolwiek gestu, zdjęcia czy filmu, ogromna większość miała już wcześniej wyrobioną opinię, co zrobi w drugiej turze.
Nie boi się pan gniewu waszych wyborców?
– Jesteśmy na finiszu bardzo ważnej kampanii wyborczej i wszyscy mamy prawo do silnych emocji.
W sejmowych kuluarach słychać, że sztabowcy Rafała Trzaskowskiego rozegrali w ten sposób Sławomira Mentzena i Karola Nawrockiego, że grają na zniechęcenie części elektoratu Konfederacji do głosowania na kandydata PiS- u.
– Zmniejszenie dystansu ze Sławomirem Mentzenem to była oczywista intencja sztabowców Rafała Trzaskowskiego. To jest zupełnie jasne.
Czyli dał się podejść?
– Patrząc po reakcjach zarówno uczestników wydarzenia w pubie, którzy zaczęli skandować okrzyki przeciwko Rafałowi Trzaskowskiemu, jak i po reakcjach tysięcy naszych sympatyków i wyborców, to się nie bardzo udało. Udać się nie mogło, bo Trzaskowski jest po prostu postacią w dużej mierze znienawidzoną wśród wyborców Konfederacji. Jest w oczywisty sposób kojarzony z lewym skrzydłem PO, ze wspieraniem naszych przeciwników ideowych i z negatywnie ocenianym przez nas rządem Tuska.
Czyli zachowanie Sławomira Mentzena było politycznie ryzykowne.
– Już powiedziałem, że ja bym w to nie wszedł.
Pan też odebrał słowa Adama Bielana, że Sławomir Mentzen będzie odpowiedzialny za ewentualne zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego jako szantaż emocjonalny?
– Adam Bielan powiedział kilka słów za dużo i już za to przeprosił.
Między Adamem Bielanem a Sławomirem Mentzenem doszło do ostrej wymiany zdań. Lider nie powinien trzymać bardziej nerwów na wodzy?
– Politycy codziennie mówią różne rzeczy. Gdybyśmy się tym wszystkim przejmowali, to byśmy nie mieli czasu zajmować się normalnym życiem, tylko komentowali ciągle nawzajem, kto co powiedział albo kto co zrobił.
Uważa pan, że PiS chętnie by was widział w roli przystawki?
– W PiS-ie jest pewien nawyk traktowania nas w sposób protekcjonalny. Jest problem mentalny u polityków PiS-u, że im się wydaje, że mogą nas sobie ustawiać. Tutaj sprawę stawiamy jasno. Oni nie są od tego, żeby nas ustawiać w jakikolwiek sposób. Jesteśmy samodzielnym, podmiotowym ruchem politycznym.
Rozmowy Sławomira Mentzena z Karolem Nawrockim i z Rafałem Trzaskowskim, miały to pokazać?
– Karol Nawrocki wypadł dla mnie nieco słabo, bo uważam, że ustawiał się w zbyt podległej roli względem Sławomira Mentzena. Natomiast Rafał Trzaskowski wypadł bardziej asertywnie, ale dla mnie negatywnie na poziomie ideowo-programowym, bo z treści rozmowy wynikało, że on ma, co nie było żadnym zaskoczeniem, po prostu w większości spraw poglądy do nas przeciwne i co najwyżej przy pomocy kłamstw i manipulacji próbuje to nieco rozmyć. Jasne jest więc dla mnie, który z tych kandydatów jest groźniejszy z naszej perspektywy, jest to Rafał Trzaskowski.
W PiS-ie jest pewien nawyk traktowania nas [Konfederację] w sposób protekcjonalny. Jest problem mentalny u polityków PiS-u, że im się wydaje, że mogą nas sobie ustawiać. Tutaj sprawę stawiamy jasno. Oni nie są od tego, żeby nas ustawiać w jakikolwiek sposób. Jesteśmy samodzielnym, podmiotowym ruchem politycznym
Mówi pan o zagrożeniu, a nie niepokoją pana te wszystkie ciągle pojawiające się informacje na temat przeszłości Karola Nawrockiego?
– Podchodzę z ostrożnością do negatywnych informacji na temat Karola Nawrockiego podawanych w tej chwili przez media sprzyjające Rafałowi Trzaskowskiemu.
Nie wierzy pan w te doniesienia?
– Uważam, że gdyby to były poważne i aktualne problemy, to one byłyby wyciągnięte medialnie już w okresie, kiedy zostawał szefem IPN i pełnił tę funkcję. Natomiast w tej chwili traktuję to wyłącznie w kategoriach brudnej walki politycznej i próby kampanijnego zniszczenia kandydata, który prezentuje poglądy bardziej konserwatywne, bardziej suwerennościowe.
Także sprawa pana Jerzego nie budzi pana wątpliwości?
– Pan Jerzy miał kilkanaście lat, żeby się poskarżyć na złe traktowanie i nie zrobił tego, więc ja również nie mam zamiaru w tej sprawie przyjmować jakiejś jednostronnej oceny. Uważam, że zgodnie z zasadą, że chcącemu nie dzieje się krzywda, jeżeli obie strony chciały się umówić na tę transakcję to jest ich sprawa, a nie nasza.
Nie zaniepokoiły pana najnowsze informacje Onetu o rzekomym przywożeniu przed laty przez Karola Nawrockiego prostytutek do Grand Hotelu?
– Traktuję to w kategoriach wyłącznie brudnego PR, czarnej kampanii na finiszu tego wyścigu. Rząd Platformy Obywatelskiej od dwóch lat kontroluje prokuraturę i służby specjalne. Gdyby było coś na rzeczy, byłyby postawione zarzuty i byśmy się tą sprawą zajmowali od dwóch lat, a nie w ostatnich dniach przed wyborami.
Zgadza się pan ze Sławomirem Mentzenem, że Karol Nawrocki ma „wizerunek niezbyt lotnego osiłka”?
– Nie użyłbym takich słów.
A jakich? Jakby pan określił Karola Nawrockiego?
– Myślę, że jest przede wszystkim doktorem historii i urzędnikiem zajmującym się tematyką polityki historycznej. Jest również człowiekiem w średnim wieku, który z uprawiania sportu i kondycji fizycznej zrobił jeden z wątków tej kampanii wyborczej.
– Czy to był wybór właściwy, budujący jego autorytet i poparcie, czy nie, to się okaże w dniu wyborów. Natomiast kondycja fizyczna, siła czy posiadanie umiejętności z zakresu boksu nie są dla mnie czymkolwiek negatywnym.
Czy jeszcze przed drugą turą wyborów usłyszymy od pana i od Sławomira Mentzena jasne wskazanie na któregoś z kandydatów?
– Sławomir Mentzen podsumuje swoje oceny i rekomendację w środę. Ja natomiast nie zwlekam do żadnego konkretnego dnia, tylko artykułuję swoją ocenę na bieżąco, w wywiadach. Mamy w Konfederacji w tej sprawie pluralizm głosów i jednocześnie zbieżność ocen.
Któraś ze stron zyskała bardziej na weekendowych marszach?
– Kto w Warszawie zgromadził więcej osób na swoim marszu, jest w gruncie rzeczy bez znaczenia. Bo wybory nie rozgrywają się w oparciu o marsze w stolicy, tylko w oparciu o głosowanie w całym kraju. Jest błędem ze strony obu sztabów wyborczych, że zajęli się organizowaniem marszów w Warszawie zamiast dużych spotkań kampanijnych w regionach.
– Wiadomo, że na marsze przychodzą wyłącznie osoby, które są bardzo mocno przekonane, a moim zdaniem na finiszu kampanii należy docierać do nieprzekonanych. Bardziej podoba mi się styl prowadzenia kampanii w Stanach Zjednoczonych, gdzie w małych miastach do samego końca kampanii wyborczej organizowane są duże wydarzenia.
A grupa niezdecydowanych jest bardzo duża.
– Wydaje mi się, że ci nieprzekonani, ci wahający się zdecydują o wyniku tej kampanii wyborczej. Tym bardziej powinniśmy wszyscy uzbroić się w odporność na różnego rodzaju propagandę medialną i spróbować ocenić rzeczywistość na chłodno, bez emocji, z perspektywy programowej.
– Wziąć pod uwagę należy także osobowości dwóch głównych kandydatów, bo sprawowanie funkcji prezydenta czy jakiejkolwiek istotnej funkcji politycznej zawsze jest uzależnione po pierwsze od przekonań ideowych i programowych i po drugie od osobowości, charakteru.
Jasne jest dla mnie, który z kandydatów jest groźniejszy z naszej perspektywy, jest to Rafał Trzaskowski
A jak pan ocenia osobowość Rafała Trzaskowskiego?
– Niestety nie mam dobrych słów dla Rafała Trzaskowskiego. Oceniam go negatywnie. Jest to dla mnie człowiek mający wiele złych cech, z których na pierwszym planie wyłaniają się próżność i zakłamanie.
Zaangażowanie Donalda Tuska i innych koalicjantów w kampanię pomoże Rafałowi Trzaskowskiemu?
– Intuicja mówi mi, że zaszkodzi, ponieważ ten rząd ma niskie notowania i jest niezbyt popularny, rządzi słabo, a Donald Tusk jest postacią, która nie kandyduje w wyborach prezydenckich, bo by je po prostu w oczywisty sposób przegrała, natomiast jest jednocześnie silną osobowością, która spaja obecną koalicję rządzącą.
– Jego silniejsze zaangażowanie na finiszu kampanii jest powszechnie przypisywane słabości kampanii Rafała Trzaskowskiego. To jest antyrekomendacja do głosowania na tego kandydata.
Premier powtarza, że to wybory, które zdecydują o przyszłości Polski. Zgadza się pan z tą opinią?
– Z perspektywy partii rządzącej dobrze mieć swojego prezydenta, bo wówczas nic już nie wiąże rąk w rządzeniu państwem, natomiast z mojej perspektywy monowładza Platformy Obywatelskiej jest zagrożeniem.
– Uważam, że rację miał Rafał Trzaskowski, argumentując wiele lat temu, że nie jest dobrze, by prezydent i premier byli z tej samej partii. Dobrze, żeby obecny rząd o profilu centrolewicowym miał kontrolę w postaci prezydenta, o profilu bardziej prawicowym.
W niedzielę będzie na żyletki?
– Myślę, że przewaga tego, kto wygra, może nas zaskoczyć. Możemy mieć bardzo niewielką przewagę, ale równie dobrze może się okazać, że w społeczeństwie zaszły takie procesy mobilizujące jednych wyborców, że któryś z kandydatów wygra wyraźnie. To kolejna rzecz trudna do przewidzenia. Jest duża liczba wyborców, którzy podejmą decyzję w ostatniej chwili.
Rozmawiała Marta Kurzyńska