W piątkowym cyklu „Interia Bliżej Świata” publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Założony w 1821 r. brytyjski dziennik „The Guardian”, z którego pochodzi poniższy artykuł, jest jedną z najstarszych gazet na świecie. Jego dziennikarze wielokrotnie zdobywali najbardziej prestiżowe dziennikarskie nagrody, w tym m.in. Pulitzera.
Timothy Snyder to amerykański historyk, profesor Uniwersytetu Yale i kierownik katedry historii nowożytnej Europy. Specjalizuje się w historii nowożytnego nacjonalizmu oraz w dziejach Europy Środkowej i Wschodniej. Włada biegle językiem polskim. W Interii publikujemy jego artykuł w całości.
„Ten, kto by przyznał, że w istocie nie widzi wielce podziwianych szat cesarza, wyszedłby na prostaczka niegodnego urzędu na cesarskim dworze. Żaden ze strojów cesarza nie budził więc takiego podziwu jak ten niewidzialny”.
– Hans Christian Andersen, „Nowe szaty cesarza”
Elon Musk i Donald Trump odziedziczyli państwo o niespotykanej dotąd potędze i funkcjonalności, a teraz je rozbierają. Odziedziczyli również szereg sojuszy i powiązań, które stanowiły podstawę największej gospodarki w historii świata. I je również łamią.
Wiceprezydent USA J.D. Vance wraz z żoną spędził trzy godziny na wizycie w amerykańskiej bazie na Grenlandii. W wyprawie uczestniczyli także doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Mike Waltz oraz jego małżonka.
Początkowo wizyta została zaprezentowana jako wyprawa żony Vance’a na wyścigi psich zaprzęgów.
Grenlandia. Kontrowersyjna wizyta J.D. Vance’a
Ogólnym kontekstem wizyty były uporczywe stwierdzenia Trumpa, że Ameryka musi przejąć Grenlandię, która jest autonomicznym regionem Danii. Pierwotny plan zakładał, że to Usza Vance odwiedzi Grenlandczyków, najwyraźniej opierając się na założeniu, że druga dama będzie skuteczną animatorką kolonialnego podporządkowania. Nikt z miejscowych nie chciał jej jednak widzieć, a grenlandzkie przedsiębiorstwa po kolei odmawiały służenia za tło do zdjęć i obsługi nieproszonych Amerykanów.
W tej sytuacji amerykańskie pary wybrały się na szybką wizytę do bazy kosmicznej Pituffik.
W bazie, położonej na dalekiej północy wyspy, amerykańscy goście zrobili sobie zdjęcia i zjedli lunch z żołnierzami. Sam przybytek potraktowano zaś jako tło dla konferencji prasowej.
Niczego nie doświadczono, niczego się nie nauczono, niczego sensownego nie powiedziano.
Vance, który nigdy nie opuścił bazy i nigdy wcześniej nie odwiedził Grenlandii, opowiadał, jak powinni żyć Grenlandczycy. Zwrócił się nawet do nich z politycznym apelem, lecz akurat – dziwnym trafem – żadnego Grenlandczyka nie było w pobliżu. Stwierdził, że Dania nie chroni bezpieczeństwa Grenlandczyków w Arktyce, a Stany Zjednoczone mogłyby to zrobić. Grenlandia powinna zatem dołączyć do Stanów Zjednoczonych.
Potrzeba trochę cierpliwości, żeby rozwiać wszystkie te bzdury.
Donald Trump chce Grenlandii. Na szali kluczowy sojusz
Baza w Pituffik (dawniej Thule) istnieje tylko dlatego, że Dania pozwoliła Stanom Zjednoczonym na jej budowę w trudnych czasach. Przez dziesięciolecia stanowiła ona centralny element amerykańskiego arsenału nuklearnego, a następnie system wczesnego ostrzegania przed radzieckim atakiem nuklearnym.
Kiedy więc Vance mówi, że Dania nie chroni Grenlandii i wspomnianej bazy, życzy sobie końca wieloletniej współpracy, a także samego sojuszu NATO. Dania była bowiem jednym z członków założycieli NATO, a zadaniem Stanów Zjednoczonych jest obrona Danii i Grenlandii, tak jak zadaniem Danii (podobnie jak innych państw członkowskich) jest obrona Stanów Zjednoczonych.
Amerykanie mogą się śmiać z tego pomysłu, ale taka arogancja jest nieuzasadniona. Jesteśmy bowiem jedynym krajem, który powołał się na artykuł 5 Traktatu NATO o obowiązku wzajemnej obrony po 11 września; i nasi europejscy sojusznicy odpowiedzieli. W przeliczeniu na mieszkańca w wojnie w Afganistanie zginęło niemal tyle samo duńskich żołnierzy co amerykańskich. Czy o nich pamiętamy? Czy podziękowaliśmy im?
NATO. Wojna w Ukrainie a zagrożenie ze strony Rosji w Arktyce
Zagrożeniem dla Arktyki, na które powołuje się Vance, jest Rosja; i oczywiście obrona przed jej potencjalnym atakiem jest misją NATO. Jednak obecnie Waszyngton wspiera Moskwę w jej wojnie przeciwko Ukrainie, a nikt nie robi więcej, aby powstrzymać rosyjskie zagrożenie niż Kijów.
Ukraina w istocie wypełnia obecnie całą misję NATO, przyjmując na siebie potężny atak Rosji. Vance jednak sprzeciwia się pomaganiu Kijowowi, szerzy rosyjską propagandę na temat Ukrainy i zasłynął głównie swoimi krzykami na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym.
Kolejną groteską jest to, że Vance zrzucił winę za rozlew krwi w Ukrainie na Joe Bidena, a nie na Władimira Putina.
Amerykański wiceprezydent stwierdził, że między Rosją a Ukrainą obowiązuje obecnie zawieszenie broni w kwestiach energetycznych. Rosja natychmiast je złamała i przygotowuje obecnie wielką wiosenną ofensywę przeciwko Ukrainie. Odpowiedzią Muska i Trumpa było całkowite zignorowanie tej szerszej rzeczywistości, doprowadzając do końca bidenowską pomoc dla Ukrainy.
Dania natomiast – w przeliczeniu na mieszkańca – przekazała Ukrainie czterokrotnie więcej pomocy niż Stany Zjednoczone.
Bezpieczeństwo Arktyki. USA kwestionują wieloletnią współpracę
Grenlandia, Dania i Stany Zjednoczone od niemal wieku uwikłane są w złożone, ale skuteczne porozumienia dotyczące bezpieczeństwa – obejmujące najpoważniejsze scenariusze.
Bezpieczeństwo Arktyki – problem odkryty niedawno przez Trumpa i Vance’a – było przedmiotem troski przez dziesięciolecia, zarówno w trakcie zimnej wojny, jak i po niej. Obecnie w Pituffik mieszka mniej niż 200 Amerykanów, podczas gdy kiedyś było ich 10 tys.; na wyspie znajduje się tylko jedna baza amerykańska, kiedyś było ich tuzin; ale to jest amerykańska polityka, a nie wina Danii.
Naprawdę mamy problem z przyjmowaniem odpowiedzialności. Stany Zjednoczone pozostają daleko w tyle za swoimi sojusznikami i rywalami w Arktyce, częściowo dlatego, że członkowie ugrupowania Vance’a przez dziesięciolecia zaprzeczali istnieniu problemu globalnego ocieplenia, co utrudniało amerykańskiej marynarce wojennej przekonanie Kongresu do budowy lodołamaczy.
Obecnie Stany Zjednoczone mają tylko dwa sprawne lodołamacze arktyczne. Administracja Bidena planowała współpracować w tej kwestii z Kanadą, która ma ich trochę, i z Finlandią, która sporo ich produkuje. Wszystko po to, aby konkurować z Rosją, która ma ich najwięcej.
Ten wspólny plan pozwoliłby Stanom Zjednoczonym prześcignąć Rosję w zdolnościach do przełamywania lodów. To jeden z niezliczonych przykładów korzyści, jakie przynosi Waszyngtonowi współpraca z natowskimi sojusznikami. Przyszłość tego porozumienia jest jednak niejasna – skoro Trump i Vance definiują Kanadę oraz Danię jako rywali, a nawet wrogów. Można przypuszczać, że system się rozpadnie, co pozwoli Rosji uzyskać dominującą pozycję.
Era Muska i Trumpa. Kto korzysta na amerykańskim imperializmie?
Jednakże, jak w przypadku wszystkiego, czego dotknie się duet Musk-Trump, odpowiedź na pytanie cui bono (sentencja łacińska; na czyją korzyść? – red.) w kontekście przejawów imperializmu wobec Grenlandii jest prosta: korzysta na tym Rosja. Putin nie może ukryć swojego zachwytu w tej kwestii. Tworząc sztuczne kryzysy w stosunkach z Danią i Kanadą – dwoma najbliższymi sojusznikami Ameryki na przełomie ostatnich 80 lat – ekipa Trumpa odcina swój kraj od korzyści w zakresie bezpieczeństwa, tworząc chaos, na którym korzysta Rosja.
Amerykański imperializm skierowany przeciwko Danii i Kanadzie jest nie tylko moralnie zły. Jest strategicznie katastrofalny. Stany Zjednoczone nic na nim nie zyskają, ale mogą wiele stracić. Nie ma bowiem niczego, czego Amerykanie nie mogliby uzyskać od obydwu wspomnianych państw poprzez sojusz. Samo istnienie bazy w Pituffik jest tego dowodem. W atmosferze przyjaźni, jaka panuje od 80 lat, wszystkie zasoby mineralne Kanady i Grenlandii mogą stać się przedmiotem handlu na korzystnych warunkach, a nawet – być eksploatowane przez amerykańskie firmy.
Jedynym sposobem, aby zakwestionować tę szybką ścieżkę, było pójście drogą obraną przez Muska i Trumpa: wojen handlowych z Kanadą i Europą oraz gróźb prawdziwych wojen i aneksji. Obydwaj kreują krwawą i idiotyczną sytuację, w której Waszyngton będzie musiał walczyć o rzeczy, które jeszcze kilka tygodni temu były na wyciągnięcie ręki. A wojny rzadko kończą się tak, jak się spodziewamy.
Wiele wysiłku poświęca się próbom wyciągnięcia z tego jakiejś doktryny – ale takowej nie ma. To właśnie bezsensowność przynosi korzyści wrogom Ameryki. Hans Christian Andersen opowiedział niegdyś niezapomnianą historię o pewnym nagim cesarzu. I na Grenlandii zobaczyliśmy ostatnio to samo – nagi i próżny amerykański imperializm.
Trump odwraca się od Europy. Kluczowe pytanie: gdzie żyje się lepiej?
Na odchodne Vance powiedział mieszkańcom Grenlandii, że życie pod amerykańską flagą będzie lepsze niż pod duńską. Duńscy urzędnicy nie zareagowali jednak bezpośrednio na obelgi kierowane pod ich adresem, z ich własnego terytorium, podczas nieproszonej wizyty nadaktywnych imperialistów.
Pozwólcie mi jednak opisać kilka możliwych odpowiedzi, które przyszły mi do głowy. Porównanie życia w Stanach Zjednoczonych i życia w Danii nie ma charakteru wyłącznie polemicznego. Duet Musk-Trump traktuje Europę, jakby była jakąś dekadencką otchłanią, sugerując, że sojusze z dyktaturami byłyby lepszym rozwiązaniem.
Europa nie jest jednak wyłącznie matecznikiem naszych tradycyjnych sojuszników; jest godną pozazdroszczenia strefą demokracji, bogactwa i dobrobytu, z którą dobrze jest utrzymywać dobre stosunki i od której czasami możemy się uczyć.
Należy więc zadać sobie pytanie. Stany Zjednoczone zajmują 24. miejsce na świecie pod względem szczęścia. Nieźle… Tymczasem Dania jest na drugim miejscu (zaraz po Finlandii). W skali od 1 do 100 Freedom House (amerykańska organizacja, która przygotowuje coroczny raport „Freedom in the World” o stanie demokracji i wolności we wszystkich państwach świata i wybranych terytoriach zależnych i spornych – red.) przyznało Danii 97 punktów, a Stanom Zjednoczonym 84.
Prawdopodobieństwo, że Amerykanin trafi do więzienia, jest około 10 razy większe niż w przypadku Duńczyka. Duńczycy mają dostęp do powszechnej i zasadniczo bezpłatnej opieki zdrowotnej, podczas gdy Amerykanie wydają ogromne pieniądze, żeby częściej chorować i być gorzej leczeni, gdy już zachorują. Duńczycy żyją średnio o cztery lata dłużej niż Amerykanie.
W Danii studia wyższe są bezpłatne, zaś średnie saldo zadłużenia dziesiątek milionów Amerykanów, mających tzw. dług studencki, wynosi około 40 tys. dolarów (ponad 154 tys. zł – red.). Duńscy rodzice dzielą się rocznym płatnym urlopem rodzicielskim, a w Stanach Zjednoczonych jeden z rodziców może otrzymać 12 tygodni bezpłatnego urlopu. W Danii książki dla dzieci pisał Hans Christian Andersen, w Ameryce JD Vance. Prawdopodobieństwo śmierci przed ukończeniem piątego roku życia jest dwa razy wyższe w przypadku dzieci amerykańskich, w porównaniu z duńskimi.
Tłumaczenie: Nina Nowakowska
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji