-
Korrida i biegi z bykami w Pampelunie budzą coraz większy sprzeciw społeczny, a organizacje prozwierzęce domagają się ich zakazu.
-
Pomimo malejącego poparcia, tradycje takie jak Sanfermines wciąż przyciągają turystów i są ważnym elementem kultury oraz gospodarki Hiszpanii.
-
Byki pozostają widocznym symbolem miasta, a korrida przynosi znaczne dochody, mimo że większość społeczeństwa jest przeciwna temu widowisku.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Corrida budzi powszechnie coraz większy sprzeciw społeczny w Europie. Organizacje prozwierzęce nazywają tę tradycję okrutną i archaiczną.
Dane pokazują równolegle, że zainteresowaniem tym „sportem” maleje z roku na rok choćby w Hiszpanii, bo tu takie wydarzenia są nadal organizowane i niekiedy kończą się tragicznie zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Hiszpańska partia praw zwierząt Pacma utrzymuje, że całkowity zakaz tej „tradycji” położy kres cierpieniu zwierząt. Na razie jednak ta forma rozrywki nie zniknie z Hiszpanii.
„Perspektywy zniesienia Sanfermines są niewielkie, przynajmniej w najbliższej przyszłości” – przyznała w rozmowie z PAP Yolanda Morales, rzeczniczka Partii na Rzecz Zwierząt (PACMA), walczącej z wykorzystaniem – w jakiekolwiek formie – byków podczas festiwali. Organizacja jest jednak przekonana, że z każdym kolejnym rokiem poparcie społeczne dla encierros i korridy będzie w Hiszpanii spadało.
„Nie rozumiem tej kultury; jak można oglądać zabijanie zwierząt?” – pytała oburzona młoda turystka z Europy Wschodniej, stojąc przed Plaza de Toros w Pampelunie. Co roku przez tydzień na tej jednej z najbardziej znanych aren w Hiszpanii i na świecie dzień w dzień odbywają się walki byków.
Kilka milionów Hiszpanów każdego roku oglądają korridę. Ponadto tysiące śmiałków przez kilka lipcowych dni uczestniczy w Pampelunie w encierros, czyli gonitwach byków, ryzykując zdrowie i życie.
Od 1910 r. odnotowano 16 zgonów podczas gonitw, ostatni w 2009 r. Nazwiska zabitych są wyryte na pomniku niedaleko Plaza de Toros, przedstawiającym uciekających przed bykami ludzi.
Korrida i encierros odbywają się nie tylko w Hiszpanii, lecz także w wielu krajach Ameryki Południowej, Meksyku, Portugalii czy południowej Francji. Walki w Pampelunie zostały rozsławione przez amerykańskiego pisarza Ernesta Hemingwaya, który w swojej książce „I słońce też wschodzi” pisał o Sanfermines.
Choć festiwal poświęcony św. Firminowi, patronowi stolicy Nawarry, zakończył się już kilka tygodni temu, byki nie zniknęły z ulic miasta. Są ich symbolem, eksponowanym na koszulkach, w postaci pamiątek, gadżetów czy gier, przede wszystkim na ulicach najczęściej odwiedzanych przez turystów.
Na około 850-metrowym odcinku, na którym w czasie Sanfermines odbywa się encierro, pod koniec sierpnia panowała spokojna atmosfera. W pobliżu ratusza, gdzie rozpoczyna się festiwal od słynnego chupinazo – wybuchu petardy, trwają remonty. Turyści podążają za strzałkami pokazującymi kierunek zakończonych niedawno gonitw.
Według Yolandy Morales wielu ludzi uczestniczy w Sanfermines nie po to, aby oglądać śmierć zwierząt. – Paradoksalnie jednak fakt, że uczestniczą w święcie, nawet z innych powodów, przyczynia się do skazywania byków na śmierć – dodała rzeczniczka PACMA.
Jak wykazał sondaż przeprowadzony pod koniec kwietnia przez ośrodek Sigma Dos, w Hiszpanii 78 proc. społeczeństwa nie popiera korridy, 48 proc. zgodziłoby się na zniesienie jej ustawowej ochrony jako dziedzictwa kulturowego.
Korridę ogląda w Hiszpanii w ciągu roku średnio 6 mln osób; zasila ona gospodarkę kraju wpływami przekraczającymi 3,5 mld euro. Największa arena do korridy Las Ventas znajduje się w Madrycie i może pomieścić prawie 24 tys. widzów.