Jest tylko papierowa mapa, plecak i ośnieżona przyroda. „Wszedłem do lasu z otwartością i chęcią doświadczania. Oprócz mapy nie miałem planu. Obserwuję, co się dzieje, reaguję na bieżąco” – relacjonuje podróżnik.
660 kilometrów przez Polskę śladami wilków
Michał dziennie pokonuje ok. trzydzieści kilometrów z plecakiem ważącym dwadzieścia kilogramów. Nie ma telefonu. Wodę czerpie ze strumieni, omija siedziby ludzkie.
„Staram się iść mało popularnymi ścieżkami, które, szczególnie zimą czy po zmroku, są mało uczęszczane” – mówi Michał Felińczak.
Na wyprawę podróżnik wyruszył spod tzw. Czerwonackich Mazur pod Poznaniem, a celem jest Republika Ściborska w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich. Michał Felińczak śpi w śpiworze i hamaku, do którego ma podpinkę. Korzysta też z karimaty. „Mam komfort termiczny” – uspokaja.
Cel: pokazać migrację wilków
Do przejścia jest w sumie 660 kilometrów. Prawie połowa jest już za Michałem. „Nie każdy może zdobył by się na taka odwagę” – przyznaje Natalia Gilicka z Fundacji Równe Moce.
Wyprawa jest też niezwykła do innym względem. Projekt otrzymał nazwę „Nie taki straszny wilk”, a Michał idzie trasami wilczych migracji. Natalia Gilicka z Fundacji Równe Moce, która jest odpowiedzialna za to przedsięwzięcie tłumaczy, że celem jest także pokazanie korytarzy migracyjnych drapieżników i tego, czy zwierzęta mogą się po nich swobodnie poruszać.
Michał ma dotrzeć do Republiki Ściborskiej na Mazurach około 16 stycznia. Przed nim jeszcze sporo kilometrów. Długa trasa to bez wątpienia ogromny wysiłek oraz nieuniknione kontuzje. W tym całym zimowym wyzwaniu jest jednak coś bardzo cennego.