Przed środowym meczem, który miał się zacząć późnym popołudniem, patrząc na polskie zegarki, skojarzenia kibiców tenisa z całego świata były jednoznaczne. Iga Świątek kontra Amanda Anisimova, to powtórka finału tegorocznego Wimbledonu. Finału, którego wynik odbił się szerokim echem. Polka na trawiastych kortach w Londynie zwyciężyła bowiem 6:0, 6:0, doprowadzając Amerykankę do łez.
US Open: Iga Świątek – Amanda Anisimova. Wielka bitwa w Nowym Jorku
Stało się zatem jasne, że Anisimova będzie chciała za wszelką cenę, przed własną publicznością, udowodnić Polce, co potrafi. A najlepiej odnieść zwycięstwo, rewanżując się tym samym aktualnej wiceliderce rankingu WTA z nawiązką. Jak się jednak można łatwo domyślić, Świątek miała podobne plany do rywalki, chcąc po prostu kontynuować świetną serię na wielkoszlemowych kortach. W sezonie 2025 Polka dotarła dwa razy do półfinałów (Australian Open i Roland Garros) i raz zwyciężyła (wspomniany Wimbledon).
Przebieg meczu mógł zadowolić nawet najbardziej wybrednego kibica. Mnóstwo było twardej walki, wymiany ciosów, w której często ręce same składały się do oklasków. Co ciekawe, Świątek dwukrotnie rozpoczynała od… wygranych gemów przy serwisie przeciwniczki. W przypadku pierwszego seta, wliczając finał Wimbledonu, Anisimova przegrała swój 13. gem z rzędu przeciwko polskiej tenisistce. Amerykanka nie zamierzała jednak sprzedać tanio skóry, dużo ryzykując swoimi zagraniami. Wielokrotnie Polka nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na mocne, głębokie zagrania z drugiej strony siatki. Co gorsza, Świątek nie miała dobrego dnia w elemencie serwisu. Anisomova potrafiła to błyskawicznie wykorzystać, będąc bardzo ofensywną m.in. przy returnowaniu.
Po 51. minutach pierwszego seta zrobiło się 6:4 i nowojorska publiczność oszalała ze szczęścia. Wybuch radości był w pełni uzasadniony, w końcu otworzyła się duża szansa, żeby gospodarze mieli dwie singlistki w półfinale US Open. Kilkadziesiąt godzin wcześniej taką przepustkę wywalczyła bowiem Jessica Pegula, która zagra z Aryną Sabalenką.
Drugi set? Podobny przebieg, choć Świątek zaczęła od prowadzenia 2:0, czyli przełamania poprawionego wygranym, własnym gemem serwisowym. Anisimova nie zamierzała się jednak tym faktem przejmować, wracając stosunkowo szybko do swojego grania, odłamując i wychodząc m.in. na prowadzenie 4:3. Co więcej, Amerykanka wykorzystała kryzys serwisu Świątek, wychodząc na kluczowe 5:3 i mając w garści swój gem serwisowy.
W ostatnim, jak się okazało, gemie spotkania, Anisimova miała już 40:0 i nagle zaczęła się denerwować. Na tyle, że zrobiło się nawet 40:30. W ostatniej akcji meczu pomogła trochę siatka, Świątek była bezradna przy tak szczęśliwym zakończeniu dla Amerykanki. Ale trzeba otwarcie przyznać, że Anisimova była tego dnia po prostu tenisistką lepszą od Polki.
Iga Świątek i jej wszystkie tytuły mistrzowskie
Polka w swojej dotychczasowej karierze sięgnęła łącznie aż po 24. mistrzowskie tytuły na kortach niemal całego świata.
Świątek triumfowała w sześciu zmaganiach w Wielkim Szlemie, czterokrotnie na kortach Rolanda Garrosa (2020, 2022, 2023 i 2024), raz na US Open (2022) oraz Wimbledonie (2025). Do tego należy dopisać prestiżowy triumf w WTA Finals (2023).
Poza tym, wygrane w turniejach rangi WTA 1000, odpowiednio w: Rzymie (2021, 2022, 2024), Dosze (2022 i 2024), Indian Wells (2022 i 2024), Miami (2022), Pekinie (2023), Madrycie (2024) oraz to najnowsze w Cincinnati (2025).
Na liście są również zmagania WTA 500, kolejno: Adelajda (2021), Stuttgart (2022 i 2023), San Diego (2022) i wspomnianej Dosze (2023). Plus polski akcent, WTA 250 w Warszawie (2023).
Po turnieju olimpijskim w Paryżu (2024) do tej listy należy dopisać brązowy medal igrzysk. Pierwszy krążek w historii polskiego olimpizmu wyciągnięty z rywalizacji na kortach tenisowych. Choć jak sama tenisistka wspomniała, po wygranej w Wimbledonie, gdyby mogła, zamieniłaby jednego z wygranych Wielkich Szlemów – na olimpijskie złoto.