Iga Świątek do Paryża przyjechała odbudować sportowe morale. Trudno było być specjalnym optymistą po występach polskiej zawodniczki na ceglanych kortach (czyli jej ulubionych) w Stuttgarcie, Madrycie czy Rzymie.
Polka jednak właśnie na wielkoszlemowych kortach im. Rolanda Garrosa tak właściwie przedstawiła się całemu światu. Miało to miejsce w edycji 2020, kiedy Polka zwyciężyła w nietypowych wówczas zmaganiach, akurat w okresie pandemii COVID-19. Niektórzy mogli wówczas stwierdzić, że młodziutka Polka zaliczyła jednorazowy wyskok, ale pochodząca z podwarszawskiego Raszyna zawodniczka, zrobiła z Paryża swoją tenisową twierdzę.
Świątek wygrywała Roland Garros we wspomnianym 2020, a następnie 2022, 2023 i 2024 roku. Polka śrubowała kolejne rekordy, stając się ekspertką od gry na mączce. O dalszej historii Świątek nie trzeba się specjalnie rozpisywać, przyszły czasy numeru 1 w rankingu WTA, dodatkowo łącznie 22 wygrane turnieje w karierze.
Ale to właśnie Aryna Sabalenka była za plecami Polki, w końcu skutecznie podejmując próbę (w 2023 roku), aż wreszcie przeskakując na stałe Świątek na światowej liście. Obecnie to Polka jest tą, która ściga Białorusinkę. Choć układ sił w światowym tenisie uległ zmianie na tyle, że Świątek jest tenisistką z numerem 5. Tylko i aż, biorąc pod uwagę to, co działo się w karierze Polki przez ostatnie kilkanaście miesięcy.
Roland Garros: Mocna wymiana ciosów w hicie Świątek – Sabalenka
Kto był faworytką wtorkowego półfinału w Paryżu? Z jednej strony „Królowa Paryża”, niepokonana w kolejnych 26. meczach w Roland Garros. Z drugiej, numer 1 na świecie, choć z pewnością mająca swoje deficyty na kortach ceglanych. Bilans pojedynków był na korzyść Świątek, która odniosła osiem zwycięstw, przegrywając cztery z Sabalenką.
Zanim jeszcze mecz się rozpoczął, organizatorzy podjęli decyzję dotyczącą dachu nad kortem centralnym. Ze względu na deszczową aurę, nieco niższą temperaturę, zdecydowano się na grę w wersji zamkniętej. Co wydawało się odbierać istotny argument Świątek. Polka dobrze odnajduje się bowiem w otwartych obiektach, gdzie często trzeba dostosować się m.in. do podmuchów wiatru.
Trzeba jednak pamiętać, że Świątek i Sabalenka są tenisistkami o zbyt dużej klasie sportowej, żeby rozkładać ręce ze względu na otwarty bądź zamknięty dach nad kortem im. Philippe’a-Chatiera.
Set numer 1 rozpoczął się dla Polki tak, jak mecz IV rundy z Jeleną Rybakiną. Kazaszka odprawiła wówczas Świątek krótko 1:6. Sabalenka zaczęła od 4:1 na swoją korzyść. Co ciekawe, łącznie w pierwszym secie było aż osiem udanych przełamań. Świątek zdołała wrócić ze stanu 1:4 – najpierw na 4:4, a po 49. minutach wyjść na pierwsze w meczu prowadzenie 5:4. Sabalenka nie zamierzała jednak niczego Polce oddawać za darmo. Ostatecznie obie panie rozegrały tie-break, w którym Świątek popełniła za dużo błędów. Najpierw 0:3, później 1:5, aż wreszcie końcowe 1:7 i po 69. minutach było 0:1 w meczu.
Mecz godny finału Wielkiego Szlema. Dwie mistrzynie zrobiły show
Jak wyglądał mecz w praktyce? Ciekawych zagrań nie brakowało, choć statystycznie, akcje kończyły się w przedziale od jednego do czterech uderzeń. Skracanie wymian to domena Sabalenki, która nie przebierała w środkach, żeby zdobywać kolejne punkty. U Białorusinki było mocno lub… mocniej. Dodatkowo numer 1 w turnieju odczuwał na strunach swojej rakiety siłę zagrań Polki, która nie zamierzała odpuszczać ani na moment.
To, co nie udało się w pierwszym secie, wyszło w partii drugiej. Choć na wygranego seta Polka musiała sobie sumiennie zapracować. Zaczęło się od przełamania na korzyść Świątek (1:0), później szybka odpowiedź Białorusinki (1:1), ale za chwilę polska tenisistka wygrała gema serwisowego rywalki do zera (2:1). Jak pokazał dalszy przebieg rywalizacji, Polka nie oddała już tej minimalnej, ale jakże cennej zaliczki, dowożąc wynik 6:4 do mety.
Po prawie równo dwóch godzinach grania… mecz właściwie zaczął się od początku.
Sabalenka wrzuciła jednak najwyższy z możliwych biegów. Po zaledwie 18 minutach zrobiło się… 5:0 dla Białorusinki. Rywalka Świątek nie popełniła ani jednego niewymuszonego błędu(!), wskazując jasno, kto zasłużył na grę w finale. To był wręcz cud, który wydarzył się na korcie centralnym. Idealny set na zamknięcie tego starcia, z perspektywy wygrywającej. Zupełnie inaczej w przypadku tej, która przegrała – pierwszy raz od 2022 roku.
Niestety. Po 22. minutach zakończyło się na bardzo smutnym 0:6 i zamknięciu turnieju dla Polki.
W drugim półfinale turnieju singlistek numer 2 światowych list, Amerykanka Coco Gauff zmierzy się z ulubienicą miejscowej publiczności – Francuzką Lois Boisson. Finał żeńskiego Roland Garros 2025 odbędzie się w sobotę (tj. 7 czerwca) o godzinie 15:00.
Gdzie oglądać paryski turniej? Wszystkie mecze dostępne są na internetowej platformie MAX. Dodatkowo najważniejsze wydarzenia pokazywane są na kanałach Eurosportu.