Iga Świątek ma w swoim dorobku łączenie 22. tytuły w karierze. Cztery, z czego trzy z rzędu, zdobyła podczas imprezy rangi wielkoszlemowej w Paryżu. Roland Garros z Polką w roli mistrzyni, to kolejno edycje: 2020, 2022, 2023 i 2024. Czy Świątek odczaruje ostatnie kilkanaście miesięcy i ponownie sięgnie po tytuł? To pytanie, na które poznamy odpowiedź najprawdopodobniej dopiero po zakończeniu rywalizacji na paryskiej mączce.
Nie ulega jednak kwestii, że polski tenis na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, ma kobiecą twarz. Dominik Senkowski, dziennikarz słusznie nazywany tenisowym specjalistą, napisał książkę p.t. „Królowe polskiego tenisa”. Pozycję wydaną przez Wydawnictwo SQN, którą każdy szanujący się kibic tenisa powinien mieć na swojej półce.
O swojej pierwszej książce, kulisach jej tworzenia, stanie polskiego tenisa i tym, co może się wydarzyć podczas Roland Garros 2025, porozmawialiśmy ze wspomnianym autorem, akurat na otwarcie paryskich, wielkoszlemowych emocji.
Rozmowa z Dominikiem Senkowskim, autorem książki „Królowe polskiego tenisa”
Maciej Piasecki (WPROST): Losy której z postaci zamieszczonej w książce, były najbardziej zaskakujące, bądź najciekawsze, z perspektywy autora?
Dominik Senkowski (autor książki „Królowe polskiego tenisa”, dziennikarz Sport.pl, twórca kanału „Program Tenisowy” na YT): Najciekawsze dla mnie było zbieranie materiałów i dowiadywanie się o historiach związanych z bohaterkami, które są szerszej publiczności mniej znane. Mam tu na myśli Iwonę Kuczyńską i Katarzynę Nowak. W przypadku pozostałych, pamiętam je już z kortów i miałem okazje wcześniej z nimi rozmawiać. Wiedza o pozostałych współczesnych polskich tenisistkach jest dużo większa. Dostępność do nagrań, wywiadów, tekstów, właściwie nieograniczona.
W przypadku Kuczyńskiej i Nowak, to są nie tylko tenisowe życiorysy sprzed lat, ale też trudne historie. Obie musiały zaczynać w czasach PRL. Jedna wyjechała i nie mogła wrócić do kraju, druga funkcjonowała na przełomie kompletnej zmiany realiów ustrojowych, tzw. transformacji, gdzie problemy w Polsce były szerokie, nie tylko dotyczące zawodowego sportu.
Kolejna książka, poruszająca męską część polskiego tenisa, jest realna do napisania?
Myślę, że tak. Choć na pewno przydałoby się jeszcze kilka przykładów kariery takiej, jak Huberta Hurkacza. Niemniej już teraz można by było śmiało pisać o „Hubim”, Jerzym Janowiczu, Łukaszu Kubocie, Mariuszu Fyrstenbergu i Marcinie Matkowskim. Do tego nie można zapominać o Kamilu Majchrzaku.
U panów przydałoby się też dołożyć sukces w wymiarze reprezentacyjnym. Pamiętajmy, że w przypadku pań to nie jest tyko ta historia z ostatnich tygodni, za sprawą której trzy Polki znalazły się w czołowej trzydziestce rankingu WTA. Choć to było wymowne i dodatkowo świadczyło o sile kobiecego tenisa w Polsce. Z pewnością dołożyłbym półfinał z ubiegłego roku, podczas turnieju w Maladze w ramach Billie Jean King Cup. Iga ciągnęła ten zespół, ale Magda Linette wygrała ważny mecz z Hiszpankami, Katarzyna Kawa dorzuciła swoje w deblu. Wcześniej też Magdalena Fręch wygrywała ważne spotkania dla kadry. Pierwszy w historii półfinał Billie Jean King Cup dla Polski to był z pewnością duży sukces naszego kobiecego tenisa.
Pamiętajmy, że mieliśmy też w sezonie 2024 finał w Pradze, Fręch – Linette.
Dokładnie tak! Zresztą, to był wyjątkowy sezon dla Polek. Linette wygrała wspomniany przez ciebie turniej WTA 250 w Pradze. Fręch zwyciężyła w WTA 500 w Guadalajarze. Iga Świątek sięgnęła po wielkoszlemowy sukces w Paryżu, ale dorzuciła też turnieje rangi WTA 1000. Maja Chwalińska wygrała w zmaganiach WTA 125 we Florianopolis. To też pokazuje, że nie mówimy tylko o Idze w kontekście kobiecego, polskiego tenisa.
Mam nadzieję, że wśród panów jeszcze dwa-trzy lata i będziemy mogli cieszyć się z podobnych sukcesów. Że Kamil Majchrzak pójdzie do góry rankingowo, Maks Kaśnikowski jeszcze się rozwinie, Tomasz Berkieta podobnie. Bo na razie to jeszcze nie jest ten sam pułap, co w przypadku pań.
Dodam, że nie było moim zamiarem jakkolwiek deprecjonować polskich tenisistów. Zresztą, wspomniałem o tym też we wstępie książki, że przez lata – zwłaszcza dla starszych czytelniczek i czytelników – polski tenis kojarzył się głównie z Wojciechem Fibakiem. Następnie przyszła fala sukcesów, ale przede wszystkim w kobiecym wydaniu.
Skoro jednak Polki radzą sobie dobrze, a męski tenis ma kogoś takiego, jak Hubert Hurkacz, to dlaczego w Polsce nie ma żadnego turnieju rangi ATP czy wyżej niż WTA 125? W książce wspominasz postać Ryszarda Krauzego, przed laty bardzo mocno wspierającego tenis, organizującego m.in. Prokom Open. Obecnie brakuje takiego człowieka?
Bez wątpienia. Tacy ludzie są potrzebni, żeby wspierać funkcjonowanie turniejów tenisowych na solidnym poziomie, czy to w żeńskim WTA, czy męskim ATP. Choć nie mogą być też osamotnieni.
Nie chcę krytykować konkretnie jednej czy drugiej opcji politycznej, bo trafia to na konto wszystkich – ale nie widać jasnego pomysłu na rozwój polskiego tenisa ze strony Ministerstwa Sportu. A przecież możemy i wręcz powinniśmy korzystać z sukcesów Igi Świątek i Huberta Hurkacza. Mam na myśli zarówno ministerstwo, jak i spółki skarbu państwa.
Spójrzmy na przykład turnieju w Warszawie, z cyklu WTA 250, który był organizowany przez tatę naszej mistrzyni, Tomasza Świątka. Odbyły się trzy edycje i koniec. Umówmy się – ten turniej nie był dla samej Igi jakimś łakomym kąskiem rankingowo czy finansowo. Dużo ważniejsze było to, żeby budować tenis w Polsce, dbać o jego rozpoznawalność, wspierać również ważną inicjatywę ojca. Ale jak widać, najwyraźniej oni w pewnym momencie zostali z tym sami. Pojawił się ważny sponsor w postaci BNP Paribas, więc widać było, że potencjał jest. Domyślam się jednak, że gdyby pojawiło się mocniejsze wsparcie, organizacyjne i finansowe, to ten turniej nadal byłby w kalendarzu WTA, rozbudowując swoją historię.
Polski sport stoi spółkami skarbu państwa i nie ma się co na to obrażać. Dziwne jest zatem, że tego typu wsparcia zabrakło przy organizacji turnieju. Kiedy, jak nie dzisiaj, wspierać takie wydarzenia? Jak Iga Świątek za kilka lat skończy karierę, to już będzie za późno na budowanie turniejów tenisowych w Polsce. To samo tyczy się Huberta Hurkacza, przecież jeszcze rok temu tenisistę z czołowej dziesiątki rankingu ATP. W przypadku męskiego tenisa, funkcjonuje ATP Challenger 125 w Szczecinie. I to od lat, zbiera dobre opinie w środowisku. Ale i tak szkoda, że nie ma większych męskich imprez.
Pamiętam spotkanie ministra Nitrasa z dziennikarzami, na początku jego zarządzania resortem. Zapowiadał wówczas głośno turnieje tenisowe w Polsce, czy to ATP czy WTA. Dopytywałem później, przez wiele miesięcy, ale niestety nie dostałem żadnej odpowiedzi, jaki jest na to dalszy plan. I nie chodzi tu o samego Nitrasa, bo jego poprzednik z PiS też pewnie mógł zrobić dużo więcej dla tenisa. Przecież wtedy, za poprzedniego politycznego rozdania, organizowano turniej na terenach Legii przez pana Świątka. Wszystkie partie, które dostają możliwość rządzenia, powinny spojrzeć na tenis przychylniejszym okiem.
Ktoś zaraz pewnie odbije piłeczkę, poruszając wątek młodzieży. Że na szkolenie warto stawiać, tu państwo powinno się wykazać, a nie na zawodowe granie. Trafiają do ciebie takie argumenty?
Inwestycja w młodzież, jasne, to jest podstawa. Tego nie mam zamiaru negować.
Ale bez turniejów seniorskich, na fajnym poziomie, które wzbudzają zainteresowanie, to nie ruszy na szerszą skalę. A tak telewizja coś pokaże, wyrośnie kultura kibicowania tenisowi w Polsce. Więcej dzieciaków przyjdzie oglądać Igę Świątek, zobaczyć swoją idolkę na żywo. To samo z Hubertem Hurkaczem, dla wielu młodych chłopaków to jest przecież punkt odniesienia. Dlatego istotą problemu jest to, żeby nie wybierać wsparcia pomiędzy szkoleniem dzieciaków, a zawodowymi turniejami w Polsce. Warto połączyć umiejętnie jedno i drugie.
Przejdźmy do Wielkiego Szlema. Miałeś możliwość być już kilkukrotnie w centrum tenisowych wydarzeń w stolicy Francji. Roland Garros twoimi oczami?
Bardzo dobrze zorganizowany turniej. Troszkę na uboczu, bo rozgrywki nie mają miejsca w samym sercu Paryża, w przeciwieństwie do kilku innych, dużych turniejów rozsianych po świecie. Zmagania na przełomie maja i czerwca, więc pogoda bywa trochę kapryśna. Przeważnie jest jednak całkiem ciepło, choć nie upalnie, co uważam za dodatkowy atut.
To też ważne miejsce dla polskiego tenisa. Iga Świątek wygrywała tu czterokrotnie, z pewnością przez lata będzie tu jedną z faworytek. Katarzyna Nowak również zaliczała ważne zwycięstwa. Podobnie Wojciech Fibak. Może nie jest tu tak dobrze z polskimi wynikami, jak na Wimbledonie – z wyłączeniem Igi – ale też solidnie.
Zanim zapytam o Igę Świątek, jak spoglądasz na wysoką formę Huberta Hurkacza tuż przed startem zmagań w Paryżu? Problemy z kontuzją kolana to przeszłość?
Poczekamy z wyrokami do zakończenia grania w Paryżu. Hurkacz zagrał w finale w Genewie, pierwsze spotkanie we Francji ma dwa-trzy dni później. Pamiętajmy, że w Wielkim Szlemie często zdarzają się pięciosetowe boje.
Przypomina mi się niestety taki turniej, który Hubert zaliczył w 2019 roku. Polak wygrał wówczas całe zawody w Winston-Salem i dosłownie chwilę później musiał przenieść się między stanami do Nowego Jorku, grać w US Open. Tam Hurkacz odpadł już w I rundzie, bo fizycznie nie wytrzymał takiego natężenia. Oby teraz było inaczej!
W przypadku Hurkacza wszystko zmierza jednak w dobrą stronę. Rozmawiałem z nim w Rzymie, tam rzeczywiście nie wyglądał najlepiej na finiszu, w ćwierćfinale. Tommy Paul w drugim secie z Polakiem nie miał większych problemów. Hubert jednak przekonywał mnie, że z kolanem wszystko okej, planuje start w Genewie, który faktycznie zaliczył, więc raczej nie ma powodów do niepokoju. Jeśli zdrowotnie Hurkacz będzie miał komfort, tenisowo jestem o niego spokojny. Pamiętajmy, że Polak za poprzedni sezon, w drugiej jego części, będzie miał do obrony mało punktów – więc można podreperować ranking.
Obrończyni tytułu przyjechała na korty im. Rolanda Garrosa, jako światowa „piątka”. Jak oceniasz szanse Igi Świątek w jej ukochanej imprezie?
Na pewno patrzę realistycznie na występ Polki. Nie ma żadnej gwarancji, że Iga do Paryża przyjechała po pewne zwycięstwo. Takich gwarancji nigdy nie ma w sporcie, to po pierwsze, a dodatkowo musimy pamiętać o tym, co działo się w ostatnich miesiącach.
Nie jest to tak dobry sezon, jak w poprzednich latach u Igi. Plus też to, co działo się na turniejach na mączce: ćwierćfinał w Stuttgarcie, półfinał w Madrycie i III runda w Rzymie. Już nawet nie mówię o samym fakcie porażek, ale w jakim one były stylu. Zwłaszcza 1:6, 1:6 z Coco Gauff w Madrycie oraz zaskakująca przegrana z Danielle Collins we Włoszech, na wczesnym etapie turnieju. Biorąc to pod uwagę, trudno zakładać, że Iga na pewno zajdzie w Paryżu bardzo daleko. Pamiętajmy jednak, że szaleństwem byłoby ją skreślać, biorąc pod uwagę, że cztery razy wygrywała tę imprezę.
Liczę na to, że Polka złapie pewność siebie, grając na swoich ukochanych kortach. I będzie w stanie zaprezentować się lepiej niż w ostatnich tygodniach. A ta presja, mimo wszystko, trochę z niej zejdzie. Ile razy się mówiło, że Polka musi bronić rankingowych punktów, gonić Sabalenkę, no i co? Faktycznie ich nie obroniła, spadła w rankingu niżej, trochę się wydarzyło, ale nadal ma szanse na kolejne sukcesy. Teraz wydaje się, że presja roli faworytek będzie spoczywać na innych barkach. Z drugiej jednak strony, jeśli Świątek nie będzie grała lepiej niż dotychczas w sezonie 2025, to będzie jej trudno dojść do półfinału czy wyżej.
Wierzę, że Polka będzie w stanie odzyskać równowagę i zagrać lepiej niż w poprzednich meczach. A jeśli tak się stanie, to w trakcie turnieju Świątek może ponownie otworzyć sobie drogę do dużego wyniku.
Boris Becker, tenisowa legenda, przyznał niedawno, że po Roland Garros 2025 dojdzie do rozstania Igi Świątek z trenerem. Wim Fissette rzeczywiście jest już na wylocie, jak na to spoglądasz?
Nie sądzę, żeby doszło do aż tak radykalnej decyzji po Paryżu.
Inna sprawa, że ja sam wstrzymywałem się z ocenami pracy Belga właśnie do tego, najważniejszego dla Igi momentu w sezonie. Roland Garros i występ Polki, to będzie już pół sezonu wspólnej pracy za plecami. A to czas, w którym można już zacząć oceny, co wyszło, a co niekoniecznie – patrząc na współpracę Świątek i Fissette’a. Jeśli nie będzie w wykonaniu Polki półfinału czy finału RG, to będzie można spoglądać na ten okres w sposób bardziej krytyczny. Pojawią się pewnie pytania w przestrzeni publicznej, co dalej.
Wątpię, żeby sama tenisistka zdecydowała się na tak radykalny krok. Choć to dokładnie wie ona sama. Z drugiej strony ciekawe, co zamierza sam Wim Fissette. To jest trener, który słynął ostatnio z raczej krótkich czasowo działań z poszczególnymi tenisistkami. Rok, czasem pół roku, do tego bywały nie do końca wyjaśnione okoliczności rozstania. Świat tenisa taki już jest, dosyć hermetyczny i czasem bardziej trzeba się domyślać na podstawie strzępków informacji, aniżeli faktycznego, nieznanego scenariusza wydarzeń.
Wróćmy na koniec jeszcze na chwilę do twojej książki, choć bardziej w kontekście tenisowego zamiłowania. Masz swojego ulubionego tenisistę czy tenisistkę?
W przypadku panów, z dawnych czasów – choć też nie aż tak zamierzchłych – Magnus Norman. Szwed, który w 2000 roku zagrał w finale Roland Garros z Gustavo Kuertenem. W swoim najlepszym momencie był wiceliderem rankingu ATP. Norman grał na przełomie XX i XXI wieku. A później, po zakończeniu kariery stał się jeszcze lepszym, a na pewno przynajmniej porównywalnie dobrym, trenerem Stana Wawrinki. Szwajcar potrafił czarować na korcie i co istotne, na dosyć zaawansowanym etapie kariery, zaczął wygrywać imprezy wielkoszlemowe. To też jest zawsze dla mnie jakaś nadzieja w perspektywie jeszcze większych sukcesów Huberta Hurkacza. Nie trzeba mieć dwójki z przodu, żeby wygrywać imprezy wielkoszlemowe. Zwłaszcza że u Polaka coraz bliżej do trzydziestki.
U pań postawiłbym na Amelie Mauresmo. Pamiętam dokładnie, jak oglądałem ją przed wielu laty na kortach Warszawianki, podczas nieistniejącego już turnieju J&S Cup (rok 2003, Francuzka wygrała finał z Venus Williams dop. eMPe). Złapałem nawet piłkę z jej autografem. Dzisiaj jest dyrektorką Roland Garros, więc ciągle Mauresmo pozostaje w tenisie.
A tenisowy mecz, który uważasz za ten najlepszy, jaki widziałeś?
Oj, trudno jest wybrać jeden taki. Na pewno bitwy Nadala z Federerem i Djokoviciem. Osobiście z trybun, postawiłbym na dwa. Igi Świątek z Karoliną Muchovą, finał Roland Garros 2023. Tam prawie do końca nie było wiadomo, czy jednak Polka czy Czeszka sięgną po trofeum. W tamtym sezonie widziałem też na żywo mecz Nadala z Djokoviciem i to był jeden z ich ostatnich pojedynków.
Dorzuciłbym telewizyjnie, sprzed lat, Nadal z Federerem na Wimbledonie, jedno z tych pięciosetowych starć, gdzie było właściwie wszystko. A do tego dopiszę jeszcze ten nieprawdopodobny bój John Isner – Nicolas Mahut. Mecz trwający nieskończoną ilość godzin.
I to wspólne zdjęcie przy tablicy wyników obu panów.
Dokładnie! Mecz, który zostanie z nami na zawsze, nawet jeśli nie grali w nim najwięksi gwiazdorzy światowych kortów.