Zagraniczne wyjazdy do pracy sezonowej w czasie wakacji tracą na popularności. Jak wskazuje „Rzeczpospolita”, mimo że średnie stawki za granicą są wciąż dwukrotnie wyższe niż w Polsce, to rosnące koszty życia i dojazdu sprawiają, że krótkie saksy przestają być opłacalne.
Europejskie stawki
Krzysztof Inglot, założyciel agencji zatrudnienia Personnel Service, zaznacza w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że dziś przy niskopłatnych zajęciach sezonowych w kraju można zarobić prawie tyle samo, co za granicą. Jeszcze kilka lat temu wyjazd do pracy poza Polskę dawał nawet czterokrotny wzrost zarobków względem krajowych stawek. Obecnie, m.in. z powodu osłabienia euro, różnica ta zmniejszyła się o połowę.
Zmniejszenie zainteresowania pracą sezonową poza granicami Polski dostrzega także w rozmowie z gazetą Tomasz Dudek, dyrektor zarządzający Otto Work Force Central Europe. Według niego nadal wiele osób decyduje się na taki wyjazd, ale jest ich mniej niż dwa–trzy lata temu. Jak dodaje, liczba ofert w sektorach takich jak rolnictwo, ogrodnictwo czy przetwórstwo utrzymuje się na podobnym poziomie, jednak spadek liczby pracowników z Polski rekompensowany jest przez większy napływ pracowników z Bułgarii i Rumunii.
Eksperci zgodnie wskazują, że głównym powodem słabnącego zainteresowania zagraniczną pracą sezonową jest dynamiczny wzrost płacy minimalnej w Polsce. Obecnie wynosi ona 4700 zł brutto, co w przeliczeniu na euro plasuje Polskę na 9. miejscu w UE – przed takimi krajami jak Grecja czy Portugalia.
Inglot przypomina, że młodzi do 26. roku życia są zwolnieni z PIT, co sprawia, że minimalna stawka godzinowa wynosząca 30,50 zł brutto jest dla nich realnie stawką netto. To oznacza zarobki powyżej 7 euro na godzinę, niewiele mniej niż w Niemczech, gdzie za proste prace oferuje się od 9 do 12 euro na rękę. Różnicę niwelują jednak wyższe koszty noclegów, wyżywienia i transportu. W efekcie, coraz więcej osób zostaje w kraju, gdzie warunki zatrudnienia stają się coraz bardziej konkurencyjne.