Zanim jednak przejdziemy do opisu rzekomej tęczowej inwazji, uwaga generalna tudzież porządkująca: w ramach researchu przeczytałem chyba wszystkie teksty dotyczące Euro 2024 opublikowane na łamach prawicowych tygodników i przerażająco się wynudziłem. Owszem, może tu mieć pewne znaczenie fakt, że piłką nożną się od lat praktycznie nie interesuję, porzuciłem nie tylko bycie kibicem „niedzielnym”, ale i „mundialowym”, i bardzo sobie ten rozwód chwalę. Ale to tylko jedna z przyczyn nieziemskiej nudy.
Większość tekstów wokół Euro to po prostu źle sklecone szkolne wypracowania oraz pospieszne kolekcje frazesów i truizmów piłkarskich w rodzaju „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie” czy „Polacy, nic się nie stało!” (serio, pojawiły się minimum w co drugim artykule czy felietonie). Potwierdza to moją roboczą hipotezę, zgodnie z którą autorzy prasy prawej i sprawiedliwej gubią się, gdy choćby na chwilę zejść muszą z utartych kolein w rodzaju zdradziecki Tusk i Unia, potwór Gender i oddające mu hołd nawiedzone feministki, inwazja LGBT, fala imigrantów, atak na Ko¶ció³ etc. etc. A tu nagle zaczyna się Euro, więc trzeba by coś napisać o piłeczce. I jest problem. I jest nuda.
UEFA ingeruje w heteroseksualność prawdziwych kibiców
Zdarzają się od tej reguły wyjątki, choć takie, że zaczyna człowiek pospiesznie wyciągać z kosza już wyrzucone tytuły z piłkarskimi wypracowaniami nasennymi w środku. Nie zawodzi i nie nudzi, wiadomo, tygodnik „Do Rzeczy”, którego autorom udało się połączyć swoje samograje, tj. obsesje (kilka wymieniłem wyżej) z piłką nożną. Artykuł Krystiana Kratiuka zatytułowany został tak, że właściwie niczego dodawać nie trzeba: „Euro LGBT”. I lead: „Mimo że wśród gwiazdorów futbolu nie ma homoseksualistów, a niemal wszyscy piłkarze przechwalają się w mediach społecznościowych kształtnymi figurami swoich kobiet, jedna z największych imprez piłkarskich na świecie odbędzie się pod znakiem tęczowej flagi”. Zgroza.
Dowiadujemy się z artykułu, że oto pierwszy raz w historii UEFA „tak mocno zaingeruje w światopogląd setek milionów ludzi oglądających ów turniej”. O co chodzi? Na czym polega tak mocna ingerencja ze strony UEFA, że każdy heteroseksualny kibic obawiać się powinien, iż po, dajmy na to, niedzielnym meczu Polski z Holandią i tęgiej nocnej popijawie, obudzić się może nie tylko na kacu, ale i z homoseksualną orientacją? Chodzi m.in. o to, że na stadionach Euro dostępne będą „toalety dla wszystkich płci”. Co więcej, na stadionach i w strefach kibica pojawią się znaki informujące, że „wszelkie formy dyskryminacji nie będą tolerowane”, a kibice będą mieli wiele możliwości zgłaszania takich incydentów.
Ale to jeszcze nie koniec tęczowych tortur! Biedny heteroseksualny kibic patrzący na Euro na każdym kroku będzie się mógł nadziać na tęczową flagę. A chyba nikt nie jest tak naiwny – czytam dalej w „Do Rzeczy” – by wciąż wierzyć, że „w wywieszaniu wszędzie tęczowych flag chodzi o promocję tolerancji. Tak jak w promocji ekologii nie chodziło o to, by ktoś jedynie tolerował ekologistów, tak jak w piętnowaniu rasizmu nie chodziło oto, by każdy mógł różnorodnie wybrać, czy chce być rasistą czy nie”. Tak więc w „promocji genderowej agendy” chodzi wyłącznie o… promocję „rozwiązłego trybu życia, dalekiego od znanych nam od wieków standardów cywilizacyjnych Europy”.
Nie wiem, jaką historię Europy czytali autorzy „Do Rzeczy”, zapewne jakąś inną niż wszyscy, ale homoseksualność i „rozwiązły tryb życia” występuje w niej od zarania i zdecydowanie nie pojawia się dopiero wraz z powstaniem Unii Europejskiej, rządami Angeli Merkel czy decyzją o organizacji Euro na terenie Niemiec (przypadek? nie sądzę!). Pomijam uważanie homoseksualności i rozwiązłości za synonimy. Dalej: jaki ma prawica problem z brakiem tolerancji wobec różnych form dyskryminacji? Nie wiem. Autor, niestety, nie wyjaśnia. Co jest złego w możliwości zgłaszania takich incydentów? Nie wiem, autor nie wyjaśnia. Jak krzywdzi i w heterycką orientację kibica ingeruje tęczowa flaga? Nie wiem, autor nie wyjaśnia. A szkoda, chętnie bym się dowiedział.
Prędzej zakażą pokazywania piłkarzy niż przystojniaków z trybun
Zdaniem publicysty Kratiuka ci Niemcy to w ogóle są jacyś podejrzani, tęczowi od spodu i na zewnątrz. I od lat już są podobno „szczególnie chętni do promocji LGBT”. Przykładem rok 2021, kiedy burmistrz Monachium prosił UEFA o zezwolenie na tęczowe podświetlenie stadionu podczas meczu Niemcy-Węgry (chodziło o homofobiczną ustawę, którą w „Do Rzeczy” nazywają elegancko i po Orbanowemu „ustawą o ochronie dzieci”). Nota bene, UEFA wtedy odmówiła, co chwalą pospołu węgierscy ministrowie i polscy publicyści „Do Rzeczy”. Mimo odmowy jednak i „pomimo zwykle znakomicie organizowanej przez Niemców ochrony meczów dziwnym trafem widz w niemieckiej koszulce wbiegł wówczas na boisko, dzierżąc w dłoni tęczową flagę, w momencie gdy grano węgierski hymn. Tysiące zgromadzonych na stadionie machały wówczas takimi samymi, wielokolorowymi chorągiewkami”. DZIWNYM TRAFEM? Wiadomo, potężne lobby LGBT, nie ma przypadków.
Nagle Kratiuk pyta: „A czy są jacyś piłkarze geje?” i odpowiada: „Wśród czynnych sportowców oficjalnie nie”. Nie ma? No dobra, nie ma „w najważniejszych ligach”. Ale taki Lewandowski, Messi czy Ronaldo jak dotąd nie „ogłosili światu swoich upodobań homoseksualnych”. A ci co ogłosili to nie piłkarze, tylko jacyś drugo-, trzeciorzędni, piłkarzyny raczej. A najbardziej znany były piłkarz gej to Thomas Hitzlsperger, który 50 razy zagrał w kadrze narodowej („a jakże, Niemiec”!) i zdobył z nią brązowy medal na Euro 2006, ale „nigdy nie był pierwszoplanowym piłkarzem”, a do kadry załapał się „jako zawodnik przeciętnego VfB Stuttgart”. No ludzie, czy wy tego nie widzicie?! Publicysta dąży oczywiście do tego, że skoro w piłce Wielkich Gejów jest tak mało, to z jakiej racji teraz cała ta Gejowska Propaganda na stadionach. I jeszcze: „Być może młodzież zafascynowana swymi idolami byłaby w stanie naśladować jakiegoś geja bożyszcze piłkarskich tłumów, ale taki okaz w piłkarskiej przyrodzie na razie nie występuje”. Byłaby w stanie naśladować? Czyli że co, również przemieniłaby się w piłkarza-geja? Brzmi jak zarys fabuły przerażającego acz niezamierzenie śmiesznego prawicowego horroru.
I najlepsze, pointa. Otóż FIFA przed mistrzostwami świata w Rosji (2018) podjęła podobno decyzję, by nie robić w czasie telewizyjnych transmisji meczów zbliżeń kamery na atrakcyjne kobiety. Ha, chyba już wiecie w jakim kierunku pomaszerują teraz rozmyślania publicysty „Do Rzeczy”? Cytuję: „Biorąc pod uwagę skalę promocji homoseksualizmu, można przypuszczać, że zakaz telewizyjnych zbliżeń na jakiegoś przystojnego kibica geja spotkałby się z falą potępienia ze strony licznych organizacji, korporacji, ONZ oraz celebrytów całego zepsutego, zachodniego świata. Ale tego, zapewne, szybko nie sprawdzimy. Już prędzej spodziewałbym się zakazu zbliżeń na piłkarzy”.
Majstersztyk. Mam nadzieję, że Paweł Lisicki, naczelny „DRZ”, dziarskim piłkarskim krokiem już biegnie do Krystiana Kratiuka z premią za tekst tygodnia, a może nawet miesiąca.
Różaniec w intencji naszej reprezentacji
Mogę się mylić, ale bodaj po raz pierwszy w historii moich felietonowych przeglądów (nie tylko) prawicowej prasy sięgam po „Tygodnik Solidarność”. Temat numeru: Euro 2024. Na okładce chłopiec kopiący piłkę promieniującą wieloma kolorami. Ale bez obaw, nie są to wyłącznie kolory tęczy, jest tu tych barw dużo więcej. A w numerze wiele piłkarskich treści.
Najbardziej ujęła mnie pani Agnieszka Żurek, z tytułem tekstu której mogłem się zgodzić aż w połowie: „Nie lubię piłki, lubię kibiców”. Ja nie lubię nikogo, a jednak czytam dalej. Pani Żurek dokonuje na łamach „Tysola” coming outu. Coming out polega na tym właśnie, że nie interesuje autorki piłka nożna. Brawo, jest pani bardzo dzielna, wręczam pani niniejszym medal z ziemniaka. Myślę, że niejeden wyoutowany gej również doceni pani śmiały gest i pomyśli, że odwaga pani Żurek wielokrotnie przerasta jego własną. Ale – jakby to powiedział Paweł Lisicki – do rzeczy!
Odwagi pani Żurek jednak rzeczywiście nie brakuje, bo dalej wyznaje: „Wiele razy tłumaczono mi, co to jest spalony, ale chyba nadal tego nie pojęłam”. A jednak publicystka „Tygodnika Solidarność” za każdym razem „wkręca się” w atmosferę sportowych zawodów. Kto wie, może po to, by w końcu tego tajemniczego spalonego pojąć? I kolejne boskie wyznanie: „Kiedy Euro odbywało się w Polsce i kiedy Polska grała na Stadionie Narodowym z Rosją, wracałam z delegacji samochodem, słuchałam transmisji w radiu i odmawiałam Różaniec w intencji naszego zwycięstwa”.
Myślę sobie tak: nie będę się z tego śmiał, bo gdybym był wierzący i gdybym się interesował piłką, to też na pewno często-gęsto odmawiałbym różaniec za naszą kadrę. I też najpewniej pisałbym go wtedy z wielkiej litery. Zwłaszcza w przypadku wygranych reprezentacji.
Tylko kibice obronią chrześcijańską Europę
Ale dlaczego Agnieszka Żurek nie lubi piłki, a jednak lubi kibiców i całą tę piłkarską atmosferę? Po pierwsze, bo „interesuje mnie Polska”, można „poczuć ducha wspólnoty” i można „od stóp do głów ubrać się w barwy narodowe bez ryzyka bycia nazwanym faszystą, naziolem, oszołem albo moherowym beretem”. Autorka ubolewa, że nie jest to możliwe np. podczas Marszu Niepodległości i że operacja „wykastrowania” patriotyzmu (??) działa. Po drugie, kibice tworzą jedno z ostatnich „środowisk ludzi nieprzekupnych i charakternych”, co w praktyce oznacza, że np. dbają o groby Powstańców Warszawskich, odwiedzają kombatantów czy biorą udział w pracach ekshumacyjnych IPN-u na warszawskiej „Łączce”.
Po trzecie, niezwykłym przeżyciem dla autorki był udział w Ogólnopolskiej Pielgrzymce Kibiców na Jasną Górę i to jej Żurek poświęca właściwie cały dalszy ciąg swojego tekstu. Zasadą pielgrzymki jest, że „jej uczestnicy zakopują na jej czas wszelkie topory wojenne i waśnie międzyklubowe i wspólnie modlą się przed Obrazem Czarnej Madonny, powierzając Jej najważniejsze dla Polski sprawy”. Autorka cytuje mego imiennika, Grzegorza, kibica Śląska Wrocław, który mówił na Jasnej Górze tak: „Mamy dość propagandy TVN-u i innych tego typu stacji”. Rozumiem, że pan Grzegorz maszerował do Obrazu w intencji najważniejszej dla Polski sprawy likwidacji zdradzieckich stacji telewizyjnych? Inni kibice mówili „Tygodnikowi Solidarność” (bo połowa tekstu to cytaty ze starego „pielgrzymkowego” tekstu autorki) tak: „Umieliśmy się obronić przed nawałą turecką, przed potopem szwedzkim i inwazją bolszewicką, teraz też obronimy chrześcijaństwo w Europie”.
Trzymam kciuki, panowie! Tylko uważajcie na wszędobylskie tęczowe flagi. I jeszcze te ponadpłciowe toalety. Wróg nie śpi i czyha na waszą arcypolską orientację.
Grzegorz Wysocki. Od grudnia 2022 w Gazeta.pl. Wcześniej m.in. dziennikarz i publicysta „Gazety Wyborczej”, szef WP Opinie, wydawca strony głównej WP, redaktor WP Książki, felietonista „Dwutygodnika” i krytyk literacki. Autor wielu wywiadów (m.in. Makłowicz, Chwin, Wałęsa, Urban, Spurek, Gretkowska, Twardoch, Świetlicki), cyklu rozmów z wyborcami PiS-u czy pisanego od początku pandemii „Dziennika czasów zarazy”. Dwukrotnie nominowany, laureat Grand Pressa za Wywiad w 2022 (rozmowa z Renatą Lis). Od 2023 w kapitule Łódzkiej Nagrody Literackiej im. Juliana Tuwima. Prezes klubu szpetnej książki Blade Krki (IG: bladekruki). Nałogowo czyta papierowe książki i gazety oraz ogląda seriale. Urodzony i wychowany na Kaszubach, wykształcony w Krakowie, ostatnio porzucił Warszawę na rzecz Łodzi. Profil na FB: https://www.facebook.com/grzes.wysocki/