Ireneusz Kłos poza sukcesami reprezentacyjnymi, grając m.in. pod okiem legendarnego Huberta Wagnera, zgarnął sporo krążków w siatkówce klubowej. Dwa tytuły mistrzowskie w Hiszpanii (Las Palmas Gran Canaria) czy cztery krajowe zwycięstwa w MP (trzy z Gwardią Wrocław, jedno z AZS-em Częstochowa), to tylko kilka pozycji z pokaźnej listy. Dodatkowo współpracował w sztabie reprezentacji Polski kobiet, obok nieodżałowanego Andrzeja Niemczyka. „Dzidek” był krótko nawet pierwszym selekcjonerem kadry.
Trzykrotny wicemistrz Europy (1979, 1981, 1983) specjalnie dla „Wprost” ocenił powołania do reprezentacji Polski na Ligę Narodów 2025, autorstwa Nikoli Grbicia. Dodatkowo nie zabrakło podsumowania fazy zasadniczej PlusLigi, tuż przed rozpoczęciem play-off.
Rozmowa z Ireneuszem Kłosem, 377-krotnym reprezentantem Polski w siatkówce
Maciej Piasecki („Wprost”): Zacznijmy od wyborów trenera Nikoli Grbicia względem wyglądu reprezentacji Polski na tegoroczną Ligę Narodów. Patrząc na doświadczenie, to Marcin Komenda i Jan Firlej powinni walczyć o „jedynkę” na rozegraniu, pod nieobecność Marcina Janusza. Czy źle to widzę?
Ireneusz Kłos (były trener i reprezentant Polski): Zgadzam się, raczej nie można zakładać innego scenariusza. Zastanawiam się, co myśli Nikola Grbić. Wydaje mi się, że szkoleniowiec może postawić na bardziej doświadczonego Marcina Komendę. Z drugiej strony zakładam, że Grbić będzie chciał w miarę równo podzielić granie między powołanych chłopaków. Będzie trochę okazji do pokazania się w sezonie reprezentacji.
Trzeba pamiętać, że drużyna musi być gotowa, kiedy pojawi się jakaś kontuzja w ważnym turnieju. Dopiero co podczas igrzysk mieliśmy taką sytuację, w której sprawdził się Grzesiek Łomacz, jako idealny zmiennik, wprowadzający reprezentację na olimpijskie podium. To był najlepszy dowód, jak przydatny był taki facet, mający swoje doświadczenie i gotowość na kluczowy moment najważniejszego turnieju czterolecia.
Siatkarze na rozegraniu powinni być otrzaskani, ale nie tylko w Lidze Narodów. Jasne, to jest bardzo dobry poligon doświadczalny. Ale trener na pewno ma świadomość, że na imprezach pokroju mistrzostw Europy czy świata, trzeba będzie coraz poważniej stawiać na nowe nazwiska. Okrzepnięcie w trudnych meczach jest kluczowe. Dzięki temu wiadomo później, że można na kogoś postawić w decydujących momentach.
Jako były, świetny rozgrywający, jakie dostrzega pan plusy Komendy i Firleja?
Komenda jest bardziej przewidywalny. Firlej potrafi za to częściej zaskoczyć. Podkreślę też, że obie cechy są dobre w kontekście funkcjonowania w reprezentacji. Rozgrywający PGE Projektu decyduje się na mniej konwencjonalne rozwiązania. Oczywiście, to jest tak, że jeśli masz wytyczne do trenera dotyczące poszczególnych ustawień, dodatkowo wzmocnione przez statystyka, to należy się tego trzymać. Ale w kilku momentach w meczu na pewno można też zaszaleć. I tu widzę większe możliwości u Firleja.
Gdybym ja miał decydować, odwróciłbym to, co działo się np. w poprzednim sezonie. Wówczas bliżej tej najlepszej dwójki rozgrywających kadry był Komenda. Może teraz swoje częstsze okazje dostanie właśnie Firlej.
Mam jednak wrażenie, że trener Grbić woli wersję rozgrywającego, który zamiast szaleństw, jest jednak bardziej przewidywalny, z dobrym tego słowa znaczeniu.
To prawda. Przypominają mi się czasy, w których byłem w kadrze u trenera Wagnera. Miałem podobną sytuację do Firleja. Hubert Wagner wolał stawiać na Wojtka Drzyzgę, który wiedział, co ma grać, bo tego wymagał trener i już. Dodatkowo obaj znali się przecież z klubu, razem funkcjonując w Legii Warszawa.
A fakt faktem, czasem te przedmeczowe założenia nie zdawały egzaminu. Wtedy Wagner wpuszczał wariata Kłosa na boisko i czasem udawało się odwrócić losy meczów reprezentacji. Znalazłbym trochę analogii do tamtych czasów, w których grałem.
Podsumowując, wszystko zależy tu od trenera. Jeśli ma do jakiegoś określonego zawodnika zaufanie, to może się nawet zdecydować na wspomniane „wariactwo” na dłuższym dystansie. Choć i takie historie mogą skończyć się interwencją jeszcze wyżej, trafiały się również takie przypadki. Zbierze się rada nadzorcza, rozmowa z prezesem i robi się… mało przyjemnie, lekko mówiąc (śmiech).
Z ciekawości, skąd u rozgrywającego ta słabość do boiskowych „wariactw”?
Mogę mówić o swoich doświadczeniach. Czasem chciałem się zwyczajnie trochę poprzekomarzać z trenerem. Udowodnić, że nie ma racji akurat w tym danym momencie. Choć umówmy się, przy takich „wariackich” decyzjach, liczyłem przede wszystkim na zaskoczenie przeciwnika, a nie własnego trenera (śmiech).
Przyznaję się jednak bez bicia, rzadko bo rzadko, ale miewałem takie mecze, gdzie chciałem zagrać z korzyścią dla drużyny i wyniku, a na przekór trenerowi.
W kontekście reprezentacji, jeszcze jedna kwestia. Nie dziwi brak na liście dwójki z Zawiercia, Bartosza Kwolka i Karola Butryna?
Dziwi i to bardzo.
Ogólnie selekcjoner podjął kilka decyzji podczas swojej pracy w reprezentacji, które mnie zaskoczyły. W nawiązaniu jeszcze do poprzedniego sezonu kadrowego, zaskakująca była rola, jaką spełniał Bartek Bołądź. Właściwie tylko dzięki nieszczęśliwej kontuzji Mateusza Bieńka, atakujący będący w takim uderzeniu w sezonie ligowym, a później też reprezentacyjnym, mógł zaistnieć na igrzyskach.
Łukasz Kaczmarek zaliczył beznadziejne miesiące, duże problemy po kontuzji złamanego palca miał również Olek Śliwka. Choć w tym drugim przypadku, zrozumiałe jest, że po tak poważnej kontuzji, trudno było naszemu przyjmującemu wrócić na wysoki poziom. Jest psychiczna obawa o jakiś kolejny, mocny strzał w ten palec.
Wracając jednak do Grbicia, postawił na swoich żołnierzy z czasów ZAKSY. Ludzi, którzy go nie zawiedli przez tyle lat.
A ja wrócę do pytania o Butryna i Kwolka.
Trochę nawiązuję właśnie do tamtej sytuacji z Kaczmarkiem i Śliwką, bo Grbić ma przecież spore możliwości, co do rotacji na pozycjach. Bardzo blisko igrzysk był też Bartek Bednorz, ale wspomniani przez Kwolek czy Butryn, to też są ciekawe rozwiązania. Jak jednak widać, niekoniecznie w obecnej koncepcji trenera.
PlusLiga, faza zasadnicza za nami. Największe zaskoczenie po stronie plusów?
Mam dwa, Norwid Częstochowa i Cuprum Stilon Gorzów Wielkopolski. Do półmetka te drużyny grały tak, że ręce same składały się do oklasków. Co najbardziej imponujące, to zespoły budowane bez wielkich pieniędzy, ale z naprawdę ciekawymi pomysłami.
Coś się jednak popsuło, bo Cuprum zaliczyło fatalną rundę rewanżową, a Norwid do play-off wszedł rzutem na taśmę. Choć rzeczywiście się powiodło.
To też fakt. Norwid miał trochę kontuzji, czapka z głowy przed Łukaszem Zygadło za takie nietypowe wsparcie dla drużyny. Pojawiłem się zresztą na meczu w Częstochowie i pan dyrektor wyskoczył z marynarki na boisko, ale jednak wcześniej też coś ze sobą robił, ruszał się, itd. Ciało było gotowe do tego, żeby przynajmniej nie odstawać. A jak się okazało, nawet w wieku 45 lat można dać sporą wartość w PlusLidze. Co więcej, jak się później okazało, po zejściu dyrektora z boiska, zespół przegrywał mecz za meczem. Skończyło się szczęśliwie, bo w ósemce, ale na jej końcu, a było przecież dużo lepiej.
Cuprum to przede wszystkim trener Andrzej Kowal. Rozmawiałem niedawno z dwoma działaczami z Gorzowa Wielkopolskiego, bardzo żałują, że taki szkoleniowiec odchodzi z klubu z końcem sezonu. Na pewno chcieliby nie schodzić z tej ścieżki, jaką drużyna obrała w pierwszej rundzie.
A kto zaskoczył najbardziej na minus?
Nysa tu jest niestety bezkonkurencyjna. Niestety, bo przyznaję, że zakładałem dotarcie tego zespołu do play-off i to raczej ze spokojem. W trakcie sezonu doszło do zmiany trenera, ale nie będę jej może lepiej oceniał…
Skład wydawał się być bardzo ciekawy, ale najwyraźniej egzaminu nie zdał młody rozgrywający z Francji. Baez miał spory potencjał, w kilku spotkaniach naprawdę dobrze wyglądał. No ale całościowo, to nie wystarczyło nawet do utrzymania. Nie jestem blisko zespołu, dlatego nie wiem, czym spowodowana była taka zmiana w jakości czy samej roli Francuza w drużynie. Patryk Szczurek, tyle lat związany z Nysą, stał się nagle pierwszym rozgrywającym i próbował uratować ten sezon. Moim zdaniem radził sobie całkiem nieźle, ale chyba zbyt wiele czynników łącznie złożyło się na tak fatalne zamknięcie sezonu Stali.
Polska dwójka, Michał Gierżot zdrowotnie, o co trudno mieć pretensje i Dawid Dulski – już bardziej sportowo – też nie zdołali wystarczająco dźwignąć drużyny.
W każdym zespole zdarzają się kontuzje czy wykluczenia znaczących siatkarzy, więc to trzeba też umieć przetrzymać. To też czas dla innych, którzy powinni wykorzystać swoją szansę. Tego jednak nie było. Na plus zapisałbym występy Kamila Kosiby. Chłopak miał fajne wejścia i z chęcią zobaczyłbym dalej, jak by wyglądał przy regularnym graniu.
Ze wspomnianej przez ciebie dwójki, liczyłem zwłaszcza na to, co pokaże Dulski. Niestety, trudno ocenić jego wkład w wyniki jakkolwiek dobrze.
Spośród dwójki najgłośniejszych transferów do PlusLigi, Wilfredo Leon czy Bartosz Kurek, który bardziej podobał się panu w ligowej rywalizacji?
Na pewno szkoda nieszczęśliwego otwarcia Bartka Kurka, ta kontuzja na inaugurację w Warszawie mocno skomplikowała plany zarówno samemu siatkarzowi, jak i ZAKSA na pewno musiała na nowo układać swoją grę. Na szczęście nasz reprezentacyjny kapitan zdołał się wykaraskać i może już skupić się na graniu.
Porównanie tych dwóch siatkarzy jest trudne. Z jednej strony Kurek, wydaje się być bardziej skuteczny w ataku, a z drugiej Wilfredo, świetny na zagrywce. I to nie raz czy dwa, a seriami strzelając serwisem, rozstrzygając losy setów i meczów. Co istotne, często jest też tak, że rywale mogą tylko przyjąć gdzieś wysoko nad siebie, czy wręcz przebijać ratunkowo na drugą stronę. Takie sytuacje są praktycznie jak pewne punkty od Wilfredo.
Muszę jeszcze dodać, że Kurek imponuje skutecznością. Przed pojawieniem się w PlusLidze, spoglądając głównie na jego reprezentacyjne występy, nie wyglądało to tak dobrze, grał w kratkę. Więc to jest duży plus po stronie Kurka. Fakt faktem Marcin Janusz też dużo nim gra, układając ofensywę ZAKSY w trakcie meczów. Dostając jednak 30-40 piłek, Kurek potraf utrzymać skuteczność na dobrych wskaźnikach. Ta seria nagród MVP spotkań też o czymś świadczy.
Nie zdziwiłbym się, gdyby ZAKSA zdołała sprawić sporą niespodziankę w play-off.
Zostając chwilę przy wynikach ZAKSY, Andrea Giani w Kędzierzynie-Koźlu chyba dobrze się odnalazł?
Bardzo cieszę się, że Giani zostanie w PlusLidze. To, co pokazywał w poprzednich klubach, do tego to dwukrotne mistrzostwo olimpijskie z Francuzami, Włoch po prostu potwierdza, że zna się świetnie na swojej pracy. Co tu kryć, ZAKSA poza jednostkami, to przede wszystkim solidnie rozwijająca się drużyna. Ostatnio widziałem, że Giani dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniami podczas szkolenia w Kędzierzynie-Koźlu. To też ważne, że mając taką postać w PlusLidze, jest ona odpowiednio wykorzystywana.
To zabawmy się jeszcze z jednym porównaniem. Tomasz Fornal czy Aaron Russell?
Przyznaję, że byłem rozczarowany tym, co Amerykanin prezentował na początku sezonu. Z meczu na mecz zaczynał jednak wyglądać coraz lepiej, a na najważniejszą część grania wydaje się być w formie, z której znamy go z reprezentacji USA. Dodatkowo trzeba też pamiętać, że często Russell dostaje trudne piłki, musiał sobie przykładowo radzić z potrójnym blokiem na wysokiej piłce. Tacy gracze są jednak sprowadzani do zespołów właśnie po to, żeby decydować, kiedy wymaga tego sytuacja. Taki też jest Russell.
Dla mnie przy takim porównaniu, lepszy jest jednak Tomek Fornal. W klubie z Jastrzębia-Zdroju to jest pierwszoplanowa postać. Za plecami Fornala są m.in. wspomniany Łukasz Kaczmarek czy Norbert Huber. I co dodatkowo ważne, ten siatkarz sprawdza się zarówno z przodu, jak i z tyłu. Czyli fantastycznie przyjmuje, jeszcze lepiej broni, a do tego dokłada atak i blok, co pokazywał wielokrotnie. Ten siatkarz z sezonu na sezon robi olbrzymie postępy, z przyjemnością patrzy się na jego grę.
Wybierzemy najlepszą siódemkę fazy zasadniczej PlusLigi wg Ireneusza Kłosa?
Spróbujmy, pewnie.
Zacznijmy zatem od rozgrywającego.
Miguel Tavares, zdecydowanie najlepszy w PlusLidze na tej pozycji.
Szybko poszło. Dlaczego akurat Portugalczyk?
Obserwuję jego grę właściwie od czasów występów w Lubinie. Portugalczyk jest po prostu coraz lepszy. Dodatkowo nie zmienia klubu, w którym gra, bo widzi, że w PlusLidze może stawiać kolejne, ważne kroki. Kto wie, może w niedalekiej przyszłości również reprezentacja Portugalii stanie się jeszcze groźniejsza.
O ile będzie miał komu wystawiać.
Pełna zgoda. Tavares to jednak naprawdę wysoka półka i miło jest widzieć takich rozgrywających w polskiej lidze.
Para środkowych?
Mateusz Bieniek, tu nie mam wątpliwości. Dodatkowo podoba mi się para zagranicznych środkowych w Lublinie, czyli Aleks Grozdanov i Fynnian McCarthy. Nie zapominam też o Norbercie Huberze, który utrzymuje wysoki poziom w szeregach mistrzów Polski.
Do wyróżnienia, bo trudno będzie powiedzieć tylko o dwójce, zalicza się też chłopak z Cuprum, Seweryn Lipiński. Rzetelnie pracuje, potrafił wielokrotnie pomóc drużynie. Dla mnie zasługiwałby nawet w perspektywie czasu na jakąś szansę, przykładowo w szerokim składzie reprezentacji Polski.
Atak?
Na pewno Karol Butryn, w niezrozumiały przeze mnie sposób, nie brany pod uwagę przy najnowszych powołaniach do reprezentacji Polski. Wyróżniłbym również Aleksieja Nasewicza, przed chłopakiem naprawdę fajna przyszłość. Na drugim biegunie za to Dulski, o którym rozmawialiśmy przy okazji Nysy. Kto by się spodziewał, że w takim porównaniu górą będzie Nasewicz po sezonie? Ja na pewno nie.
Na uznanie zasłużył też Brazylijczyk z Cuprum, Chizoba. Patrik Indra również miał swój świetny czas, choć to trochę podobne historie. Wynik przestały się zgadzać przez pewien okres, ale ostatecznie, jakieś cele zostały osiągnięte. A w statystykach widać, że to byli wyróżniający się atakujący w PlusLidze.
Duet przyjmujących?
Stawiam na polski duet: Tomasz Fornal i Bartosz Kwolek. Ten drugi, bo nie za dużo o nim mówiłem, ale uważam, że to jest siatkarz, który nie schodzi poniżej określonego, wysokiego poziomu. I to na przestrzeni nie tylko tego, ale kilku poprzednich sezonów.
Nie zapominam o Leonie, ale stawiam na tę dwójkę.
Do tego wielką pracę wykonał Milad Ebadipour. Jego powrót do PlusLigi jest bardzo efektowny. Świetnie odnalazł się w roli lidera Norwida. To bardzo mądry gracz, na którego barkach spoczywało mnóstwo, ale nie pękł i Częstochowa wróciła na usta kibiców – w pozytywnym znaczeniu.
Plus jeszcze Igor Grobelny. Jego przykład pokazuje, jak dobrze jest czasem zmienić otoczenie i trochę zaryzykować. ZAKSA z Grobelnym – to połączenie się udało. Jeszcze nie tak dawno, kiedy chłopak dostawał szanse do gry, to najczęściej rywale w nim upatrywali celu w zagrywce. A teraz? Grobelny nie dość, że przyjmuje, to jeszcze dokłada swoim serwisem, umiejętną grą w ataku. Mocno rozwinął się pod skrzydłami Gianiego.
Pozostaje ostatnia pozycja, czyli libero.
Trochę jak w przypadku rozgrywającego, spoglądam w stronę Zawiercia. Luke Perry wydaje się być ponad konkurencją.
Maksymilian Granieczny, to na pewno materiał na przyszłość. Ale w szeregach Cuprum już pokazał sporo dobrego. To taka perełka polskiej siatkówki, fantastyczny potencjał na przyszłość. Do tego grona wyróżnionych dorzuciłbym Mateusza Czunkiewicza. Gra w Ślepsku to jedno, ale ten zawodnik rzetelnie pracuje od wielu lat. Tym bardziej cieszę się, że jego pracę dostrzegł i docenił trener Grbić. Trzymam kciuki, żeby ten siatkarz mógł wystąpić w oficjalnym meczu naszej reprezentacji.
Play-off rusza na dobre. Kto zostanie mistrzem Polski?
Może niektórych zaskoczę, ale mistrzem Polski będzie Aluron CMC Warta Zawiercie. Takiego jestem zdania. Michał Winiarski stworzył bardzo ciekawy zespół i ciekawe, jak ta drużyna poradzi sobie zarówno w lidze, ale też w nadchodzącym turnieju Pucharu Polski i najlepszej czwórce w Lidze Mistrzów. Zapowiada się wiele ciekawego grania.