Łukasz Szpyrka, Interia: Do pani też dzwonią koleżanki i koledzy z Polski 2050?
Izabela Bodnar, była posłanka Polski 2050, obecnie niezrzeszona: – Dzwonią, ale nie w sprawie politycznych transferów.
Podobno szukają miejsca w nowych politycznych barwach.
– Nikt się do mnie nie odzywał w tym temacie. Bardzo wyraźnie mówię, że na tę chwilę chcę pozostać posłanką niezrzeszoną.
RMF podał we wtorek, że sześć osób chce dołączyć do PSL.
– Nie mam żadnych informacji. Zresztą chyba powoli politycy Polski 2050 zaczynają to dementować.
Tak, a przede wszystkim marszałek Szymon Hołownia, który przekonuje, że „nie ma ani jednej osoby, która rozważałaby odejście z Polski 2050”.
– Szymon Hołownia na konferencji prasowej zapewnia o stabilności grupy, ale z drugiej strony zaszywa bardzo mocny przekaz do koalicjantów. Sugeruje, że rozpadnie się koalicja, jeśli któryś jego poseł znajdzie miejsce w innej partii. Nie wiem więc, czy ten euforyczny ton nie jest podszyty paniką. Takie ostrzeżenie, flara dla swoich partnerów koalicyjnych. Moim zdaniem liderzy Polski 2050 nadużywają tego szantażu, przy byle okazji nim szafują. Rozpad koalicji to przecież byłaby ogromna odpowiedzialność oraz tragiczne konsekwencje dla Polski.
Tylko mowa o ewentualnym transferze w ramach koalicji. W jaki sposób koalicja rządząca miałaby upaść, skoro nikt do PiS czy Konfederacji się nie wybiera?
– Jeżeli mowa o przechodzeniu do któregoś z koalicyjnych partnerów, to tak. Gorzej gdyby ktoś z posłów obstawiał ciemną stronę mocy, czyli PiS lub Konfederację. Z punktu widzenia całej koalicji przejście kilku osób do PSL nie byłoby wielkim zagrożeniem, to byłby raczej problem wizerunkowy dla samego Szymona Hołowni. Uderzyłoby to w morale całej grupy. Szymon robi dobrą minę do złej gry, ale sytuacja po obwieszczeniu jego odejścia, przy procentowym poparciu partii i wszechobecnej krytyce opinii publicznej, nie jest bynajmniej kolorowa.
Ryszard jest pracowity, kipi wręcz pomysłami gospodarczymi, jest znany i wzbudza sympatię.
Odeszła pani z Polski 2050, a tu naprawdę robi się ciekawie. Za dwa miesiące trzeba zgłaszać kandydatów na nowego lidera partii. W grze pojawia się aż sześć nazwisk.
– Oj tak, kandydaci mnożą się z dnia na dzień. Na naszych oczach rodzą się sojusze, partia przestaje mówić jednym głosem jak dotąd. Niektóre postacie, jak Michał Kobosko, w sposób bardzo zdecydowany zajmują odrębne stanowisko, w zasadzie wprost krytykując sposób działania kandydatki na wicepremiera Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz. Jednocześnie dają swój głos poparcia Paulinie Hennig-Klosce. Czegoś podobnego wcześniej nie widzieliśmy. Muszę przyznać, że Michał zaimponował mi odwagą i niezależnym sposobem myślenia.
– Takie dosadne stanowisko było dla mnie trochę zaskakujące, ponieważ Michał Kobosko trochę wycofał się z życia partii, odkąd został europosłem. Tymczasem teraz nie tylko wzmocnił Paulinę, ale także zaproponował, by Polska 2050 nie wybierała od razu wicepremiera, ale najpierw uporządkowała sprawy wewnętrzne i wybrała nowego przewodniczącego. To on powinien mieć wpływ, kto ostatecznie zostanie wicepremierem. To konkretny sygnał w kierunku Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która otrzymała rekomendację na to stanowisko. Skądinąd zgadzam się tu z Michałem.
Kobosko i Hennig-Kloska chcą zastopować Pełczyńską-Nałęcz?
– Widać ogromną szarżę minister Pełczyńskiej-Nałęcz. Ona już czuje się wicepremierką, jak to określiła. Ta jej wypowiedź była dość arogancka i taka wręcz butna, jakby była jedynym słusznym pomazańcem na to stanowisko. Zalała ją za to fala krytyki w internecie, jak widziałam.
– Katarzyna ma niesamowitą zdolność produkowania sobie wrogów, być może przez konfliktową naturę, brak pokory, niewyciąganie wniosków z błędów. Uwielbia podpalać, kłócić się, narzucać swoje zdanie. Myślę, że już taka jest i to jest silniejsze od niej. Niestety efekty takich działań są, jak widzimy, opłakane.
Pełczyńska-Nałęcz nie ma silnej pozycji?
– W klubie ma silną opozycję i wielu bardzo jej niechętnych posłów. Jej przewaga nad Pauliną Hennig-Kloską w głosowaniu na stanowisko wicepremiera wyniosła zaledwie dwa głosy. Zagłosowało na nią 16 osób, pewnie ze względu na silny mandat nadany Katarzynie przez Szymona, który jest dla nich guru. A nie z prawdziwej sympatii i wiary w powodzenie jej misji.
O fotel przewodniczącego bije się też Ryszard Petru. Kto z tej trójki ma największe szanse?
– Ja teraz patrzę na to wszystko z dystansu, już bez partyjnych emocji. I kiedy na chłodno, z pozycji lotu ptaka to analizuję, uważam, że Ryszard Petru byłby najlepszym wyborem. Ma kompetencje, doświadczenie i osobowość, dzięki której potrafi znaleźć kompromis. Im dłużej jestem w polityce, tym bardziej doceniam tę cechę u polityków. Ona jest niezbędna, jak myśli się o Polsce, o potrzebach ludzi, nie tylko o swoich ambicjach politycznych. Umiejętność współpracy, budowania sojuszy, robienia konstruktywnych deali politycznych jest kluczowe, szczególnie w obecnej sytuacji w Polsce.
– Katarzyna Pelczynska-Nałęcz w mojej ocenie ma tutaj duże deficyty. Ona potrafi walczyć o swoje tylko mieczem i zostawia po sobie ruiny i zgliszcza. Najskuteczniejszy w polityce jest tak naprawdę dialog. Gdyby Ryszard Petru objął stery w partii, Polska 2050 miałaby największe obiektywnie szanse, by wyjść z impasu poparcia na poziomie 1 proc. Ryszard jest pracowity, kipi wręcz pomysłami gospodarczymi, jest znany i wzbudza sympatię. Zaszłości z Nowoczesnej dawno przeminęły. Ale realnie wiem, że będzie mu bardzo ciężko.
– Będzie miał kłopot, by przebić się między dwoma obozami: Hennig-Kloski i Pełczyńskiej-Nałęcz. Sam Petru zawsze był trochę spychany na margines, Szymon postrzegał go jak rywala, nie aktywo, które można wykorzystać na rzecz partii. Razem z Katarzyną torpedowali skutecznie wiele jego inicjatyw, przykładem jest składka zdrowotna. Prowadził zaawansowane rozmowy z ministerstwem finansów, nagle weszła Katarzyna, narzuciła swoją koncepcję i zaorała projekt Ryszarda. Dlatego nie będzie mu łatwo zostać szefem partii. Wciąż ma jednak kilka miesięcy na to, aby przekonać do siebie posłów i działaczy, którzy będą głosować w styczniu.
Pojawiają się też inne nazwiska. O Pawle Ślizie to pani pisała w mediach społecznościowych, że może zostać nowym szefem partii.
– Dostałam takie informacje z wewnątrz partii, bo Paweł jest bardzo lubiany, jest szefem klubu, ze wszystkimi ma dobry kontakt. Tylko chyba trochę się pospieszyłam. Przy całym szacunku do Pawła Śliza, nie ma on wyrobionego mocnego politycznego nazwiska. Nie jest więc silnym zawodnikiem, który mógłby poprowadzić partię. Chyba musi jeszcze chwilę poczekać, bo jest dość krótko na politycznej scenie. Myślę, że on sam to czuje.
A Joanna Mucha? Jej nazwisko też się pojawia i jest to nazwisko niewątpliwie mocne i znane.
– To prawda, ja Joannę niezwykle szanuję i lubię. Jestem jej bardzo wdzięczna, bo bardzo mi pomogła, bezinteresownie jak startowałam pierwszy raz w wyborach. Poprawiała moje przemówienia, doradzała. Ona jest fantastyczną osobą, ale tu jest inny kłopot. Joanna raczej nie budowała w Polsce 2050 czegoś w rodzaju wewnętrznego obozu. Jest indywidualistką, która chodzi trochę swoimi drogami. Przez wiele miesięcy skupiała się na pracy w resorcie edukacji. Nie była agresywną polityczką wewnątrz partii, która budowałaby realnie swoje polityczne zaplecze. Nie wiem, na ile jej szanse byłyby realne w kontekście poparcia, choć oczywiście kompetencje posiada.
Walka rozstrzygnie się więc między Hennig-Kloską a Pełczyńską-Nałęcz? Do tego w charakterze „czarnego konia” może wystąpić Ryszard Petru?
– Na to wygląda. Kobosko postawił się po stronie Pauliny, więc jedno nazwisko odpada. A wybór spośród tych trzech nazwisk jest naprawdę ciekawy. Szykuje się interesująca końcówka roku w Polsce 2050.
Rozmawiał Łukasz Szpyrka