Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Jakie nastroje przed niedzielnymi wyborami?
Grzegorz Napieralski: Bardzo dobre, słońce świeci, dzieje się. Nie ustaję we wspieraniu Rafała.
Sondaże raczej mu nie sprzyjają przed drugą turą.
Żadne wybory nie są łatwe, ale po piątkowej debacie czuję ulgę. To był duży oddech dla Trzaskowskiego. Widać, że się dobrze przygotował.
Niektórzy w PO uważają jednak, że Sikorski byłby lepszym kandydatem niż Trzaskowskim.
W prawyborach poparłem Radka, wspierałem go całym sercem, podziwiam go, bo jest jednym z bardziej wybitnych polityków w Polsce, ale to już historia. W grze jest Rafał.
Prawybory były błędem?
Tylko w PiS prezes namaszcza kandydata. U nas są inne reguły, demokratyczne podejście. Spieraliśmy się, kto byłby lepszy, co było konstruktywne.
Jest pan pewien?
W 2010 roku, gdy startowałem w wyborach prezydenckich, też w lewicy dywagowano, czy to dobry pomysł, by mnie wystawić. Część środowiska negowała mój start, a dostałem w pierwszej turze prawie 14 proc.
Nie ma pan wrażenia, że sztab Trzaskowskiego przespał kampanię? Nawrocki był jednak lepiej przygotowany przez swoich współpracowników do telewizyjnych starć.
Obejrzałem ostatnią debatę na chłodno, następnego dnia i odniosłem wrażenie, że strategia obrana przez sztab Rafała była bardzo dobra. Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy to ubiór kandydatów. Rafał miał idealny garnitur.
To naprawdę najważniejsze?
Tak, bo wygląd działa na podświadomość. Garnitur Rafała był prościuteńki, a koszula idealna, z dobrze zawiązanym krawatem. U Nawrockiego na odwrót – wyglądał, jakby przyszedł trasy. Kołnierzyk był wymięty.
A nie irytował pana przyklejony uśmiech Trzaskowskiego?