Zgodnie z oficjalnymi wynikami, podanymi w poniedziałek rano przez Państwową Komisję Wyborczą, Karola Nawrockiego poparło 50,89 proc. wyborców, a Rafała Trzaskowskiego 49,11 proc. głosujących. Frekwencja w wyborach prezydenckich była najwyższa od 1990 r. – wyniosła 71,63 proc.
Walka o prezydenturę była bardzo wyrównana, jednak ostatecznie to kandydat popierany przez Prawo i Sprawiedliwość zwyciężył.
Karol Nawrocki prezydentem. „Konkurs na emocje”
– Zwycięstwo Karola Nawrockiego to efekt sprawnie poprowadzonej kampanii i skutecznej strategii komunikacyjnej, a niekoniecznie wynik wyższości merytorycznej jego kandydatury. Mówiąc wprost – wygrał nie ten, kto miał bardziej pogłębiony program czy silniejsze kompetencje, lecz ten, kto potrafił lepiej „sprzedać” swoją narrację i osobę – ocenia w rozmowie z Interią dr Magdalena Nowak-Paralusz, politolog z Uniwersytetu WSB Merito.
Podkreśla, że wybory nie są konkursem na najlepszy projekt państwa – są konkursem na to, kto lepiej odpowie na emocje i oczekiwania swoich wyborców.
Politolożka dodaje, że mamy obecnie w Polsce do czynienia z niezwykle silną polaryzacją społeczeństwa. – Po jednej stronie mamy silną identyfikację z grupą, a po drugiej tak silnego utożsamienia się elektoratu nie ma. Ta asymetria w lojalności politycznej była jednym z kluczowych czynników tego wyniku – mówi dr Nowak-Paralusz.
Kampania prezydencka, jaką obserwowaliśmy w ostatnich miesiącach, była niezwykle brutalna. Badaczka przyznaje, że z perspektywy kampanii politycznych ostatnich lat – zwłaszcza po 2015 roku – można zauważyć, że negatywna kampania znacznie częściej przynosiła korzyści Zjednoczonej Prawicy niż jej przeciwnikom. Koalicja Obywatelska, próbując zastosować ten sam mechanizm, wielokrotnie spotykała się z odwrotnym efektem.
– W przypadku Karola Nawrockiego sytuacja się powtórzyła: zmasowana krytyka doprowadziła do wykreowania wizerunku polityka atakowanego, wręcz prześladowanego, co uruchomiło mechanizm psychologicznego współodczuwania – wyjaśnia dr Magdalena Nowak-Paralusz.
Lista zarzutów w stosunku do Nawrockiego wydawała się nie mieć końca: od nabycia mieszkania Jerzego Ż., przez ustawki kibolskie do uczestniczenia w procederze sprowadzania prostytutek dla gości Grand Hotelu w Sopocie. Jaki widać, kolejne afery nie zaszkodziły Nawrockiemu.
Zdaniem naszej rozmówczyni, informacje kompromitujące Karola Nawrockiego nie miały realnej siły rażenia z dwóch powodów.
– Po pierwsze, w Polsce mamy do czynienia z głęboką afektywną polaryzacją: twardy elektorat nie przyjmuje żadnych informacji sprzecznych z własnym światopoglądem. Mówiąc obrazowo Polska jest murem podzielona, a przez ten mur żaden argument się nie przebije. Po drugie, intensywność i jednostronność ataków stworzyła mechanizm obrony: wielu wyborców zaczęło utożsamiać się z postacią, która przedstawiana była jako bezlitośnie atakowana. Niezależnie od faktów, Nawrocki w narracji kampanijnej stał się figurą ofiary – a to bardzo silny bodziec mobilizujący – podkreśla dr Nowak-Paralusz.
Mit Nawrockiego. „Patriota, którego się boją”
Politolożka tłumaczy, że mit Karola Nawrockiego nie był tworzony z myślą o twardym elektoracie PiS – ten głosowałby na niego i tak. Sztab celował w tych, którzy nie planowali pójść na wybory lub wahali się między kandydatami. Stworzono narrację o patriocie, który jest atakowany, bo „się go boją” – co pozwoliło unieważnić merytoryczne zarzuty i zbudować emocjonalną lojalność.
– W momentach kolejnych kryzysów wizerunkowych Nawrocki prezentował się jako spokojny, opanowany, odporny i co najważniejsze wyglądał na osobę, która jest niewinna, jest silna, jest ofiarą zmasowanego ataku. Tym wygrał – twierdzi rozmówczyni Interii.
Dodaje, że duża część osób, która nie chciała wybierać Rafała Trzaskowskiego, oddała swój głos na Karola Nawrockiego, ponieważ on nie był obciążony tym wszystkim, co działo się przez osiem lat rządów PiS-u.
– Przez całą kampanię politycy tej formacji – z Jarosławem Kaczyńskim na czele – byli świadomie schowani, co pozwoliło odciąć kandydata od balastu przeszłości Zjednoczonej Prawicy – mówi dr Nowak-Paralusz.
W debacie publicznej często pojawia się sformułowanie, że „Nawrocki zmobilizował elektorat”. Zdaniem naszej rozmówczyni, to duże uproszczenie, bo w rzeczywistości była to konsekwentnie realizowana strategia jego sztabu – nakierowana na maksymalną konsolidację twardego elektoratu Zjednoczonej Prawicy oraz punktowe osłabianie przeciwników, m.in. przez retorykę zagrożenia, wykorzystanie motywów historycznych i odwołań tożsamościowych.
– To nie kandydat porwał ludzi – to sztab doskonale wiedział, które guziki emocjonalne należy nacisnąć – podkreśla badaczka.
Jej zdaniem, wygrana Nawrockiego nie jest aż takim zaskoczeniem ani nie było przypadkiem. – Kampania Rafała Trzaskowskiego była zachowawcza, spóźniona i zbyt reaktywna. Powielono błędy z 2015 roku, kiedy Bronisław Komorowski wszedł w kampanię z poczuciem pewności, a nie z gotowością do walki o głos każdego obywatela. Efekt? Historia się powtórzyła. Z innym bohaterem, ale tym samym zakończeniem – przypomina dr Nowak-Paralusz.
Strategiczne błędy kampanii Trzaskowskiego
Rozmawiając o wyniku wyborów nie da się uniknąć pytania o to, jakie były największe błędy kampanii Trzaskowskiego. Według politolożki było ich bardzo wiele.
Zdaniem dr Nowak-Paralusz kluczowy zarzut dotyczy braku targetowania – program wyborczy nie został skrojony pod trzy kluczowe grupy jego potencjalnego elektoratu: kobiety, młodych oraz osoby starsze, które nigdy nie zagłosują na PiS, ale potrzebują jasnego komunikatu, dlaczego mają poprzeć właśnie jego. Zabrakło wyrazistej oferty – dostosowanej do emocji, potrzeb i lęków tych konkretnych grup.
– Strategicznym zaniechaniem jest całkowicie niewykorzystany potencjał Małgorzaty Trzaskowskiej, która mogła być silnym kontrapunktem dla urzędującej pierwszej damy – bardziej autentycznym, społecznym, nowoczesnym. Sztab pozbawił się potężnego narzędzia narracyjnego – zauważa rozmówczyni Interii.
Politolożka uważa też, że strategia „bycia jak najbardziej w centrum” okazała się błędem niezwykle istotnym w kampanii.
– Trzaskowski przestał być sobą – nie był już dynamiczny, wyrazisty, zdecydowany. Stał się nijaki. Część wyborców, którzy chcieli głosować na kandydata po prostu straciła zainteresowanie. Zamiast propozycji budowania wspólnoty mieliśmy głęboką nieufność, napędzanie gniewem, lękiem, rozczarowaniem. To nie jest rezerwuar, który mobilizuje wyborców, którzy mogli Trzaskowskiemu dać zwycięstwo – mówi dr Magdalena Nowak-Paralusz, politolog z Uniwersytetu WSB Merito.
Przyznaje, że były momenty lepsze w kampanii Trzaskowskiego: wypadł lepiej niż Nawrocki w rozmowie z Mentzenem, udało się zorganizować Marsz Patriotów oraz debata z Nawrockim była na bardzo dobrym poziomie. Ale wszystko to przyszło za późno, zbyt chaotycznie i bez koordynacji narracyjnej. – Polityka nie wybacza spóźnionych olśnień – punktuje.
Politolog: Skręcamy wyraźnie w stronę nacjonalizmu
W ocenie badaczki, najbardziej niepokojącym zjawiskiem tej kampanii jest brutalizacja języka publicznego. – Obserwujemy kolejne stadium nowomowy: kiedy „ustawka” staje się sportem patriotycznym, a jawnie agresywne zachowania opisywane są jako wyraz altruizmu i troski o wspólnotę narodową. To nie tylko zaburza znaczenia – to zmienia normy – mówi dr Magdalena Nowak-Paralusz.
Kolejne niepokojące zjawisko to podziały społeczne, które są dziś nie tylko głębokie, ale także funkcjonalne dla logiki politycznej. – To nie przypadek, że są wzmacniane – to świadoma strategia. Skręcamy wyraźnie w stronę nacjonalizmu, w którym różnorodność przestaje być wartością, a staje się zagrożeniem. I to powinno nas niepokoić najbardziej – bardziej niż sam wynik tych wyborów – twierdzi politolożka.
Przyszłość Karola Nawrockiego i gra z Konfederacją
Dr Nowak-Paralusz uważa, że Karol Nawrocki był dla PiS-u wyborem strategicznym – nie dlatego, że był wyrazisty ideowo czy programowo, ale dlatego, że był politycznie „czysty”, nieobciążony błędami ośmioletnich rządów. – Miał przyciągnąć skrajną prawicę, zneutralizować niechęć do establishmentu i nie zrazić umiarkowanych konserwatystów. Ten cel został zrealizowany w pełni – ocenia nasza rozmówczyni.
Jak będzie wyglądała przyszłość Nawrockiego, jako prezydenta?
– Nie należy oczekiwać roli integratora wspólnoty. Nawrocki już w kampanii jasno sygnalizował, że jego główną rolą będzie kontestowanie i osłabianie rządu Donalda Tuska – przypomina politolożka.
Jej zdaniem u Nawrockiego retoryka „prezydenta wszystkich Polaków” raczej nie będzie miała zastosowania – nie tylko z powodu jego dotychczasowej narracji, ale też z racji zaplecza, które go wyniosło do władzy. – To Trzaskowski miał większy potencjał do budowania mostów. Nawrocki został wybrany do budowania barykad. – mówi nasza rozmówczyni.
Dodaje, że wciąż nie wiemy, kto realnie będzie wpływał na jego decyzje. Karol Nawrocki jest osobą stosunkowo nieznaną politycznie – jego entourage dopiero się ujawni. I to właśnie otoczenie będzie decydować o tym, czy będziemy mieli do czynienia z otwartym konfliktem z rządem, czy raczej z polityką podjazdową, prowadzoną zza kulis. – Im bardziej technokratyczne i lojalne wobec Nowogrodzkiej będą te osoby, tym silniejszy będzie nacisk na paraliż działań rządu – analizuje dr Magdalena Nowak-Paralusz.
Nie należy także zapominać o grze z Konfederacją. Zdaniem politolożki, PiS będzie chciał powstrzymać jej nadmierny wzrost, ale zrobi to po cichu – bo Konfederacja może być niezbędnym partnerem w przyszłych układankach parlamentarnych.
– Nawrocki może więc pełnić również funkcję stabilizującą układ sił po prawej stronie – nie łączącą Polaków, ale spajającą fragmenty obozu prawicowego – mówi Interii dr Nowak-Paralusz.