Przed zaprzysiężeniem zwolennicy Karola Nawrockiego szczelnie wypełnili, prowadzącą do Sejmu, ulicę Matejki. Biało-czerwone flagi, głośno, sporo osób starszych. Odśpiewali rotę, później hymn. Nie brakowało środowisk prawicowych, klubów „Gazety Polskiej”, członków Ruchu Obrony Granic, działaczy PiS-u i związkowców „Solidarności”.
Kiedy przechodzę przez tłum, moją uwagę zwraca starszy mężczyzna. Przez telefon opowiadał komuś o swojej radości.
– Dlaczego pan taki szczęśliwy? – pytam.
– Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Dzisiaj drugi raz się urodziłem. Chodziłem na marsze, na wszystkie spotkania, od konwencji programowej Karola Nawrockiego w Szeligach – mówi mi Alfred Paplak, warszawski strażnik miejski, który wkrótce przechodzi na emeryturę.
– Czekałem i wierzyłem. Tylko Karol Nawrocki może nam dać to, czego oczekujemy. Nie tacy ludzie jak Donald Tusk, Roman Giertych, Liga Polskich Rodzin.Zdradzili. – dodaje, wspominając poprzednią partię Giertycha. – Nie jestem uprzedzony do innych nacji, ale niech pracują. Bądźmy suwerenami w naszym kraju – podkreśla Paplak.
Karol Nawrocki prezydentem. Główny temat: migracja
O zdradzie Paplak opowiada sporo. W Warszawie mieszka od lat 80., działał w opozycji antykomunistycznej. Z rozżaleniem mówi o podziałach w „Solidarności”, ale szybko wraca do radości z zaprzysiężenia.
– Dzisiaj patrzę na Warszawę, na taką Polskę, na flagi. Ciarki mi przechodzą. Mamy to, o co walczyliśmy, mam to, czego chciałem – zaznacza.
Wspomina też o migracji. To kwestia, która pojawia się najczęściej w rozmowach ze zwolennikami Nawrockiego. Wśród nich dwie panie w średnim wieku – przyjechały z Poznania. Opowiadają o swoim „przerażaniu” ludźmi, „których tutaj nigdy nie było”.
W czasie kampanii nowy prezydent mówił między innymi o wstrzymaniu Paktu Migracyjnego. Moje rozmówczynie pytam, czy Nawrocki sobie poradzi, szczególnie, że będzie musiał współpracować z nieprzychylnym mu premierem. Odpowiadają, że „doktor Nawrocki” poradzi sobie na pewno, bo to „wspaniały człowiek”.
Marsz w Warszawie. Przyjechali pierwszy raz od 30 lat
Jeszcze w czasie wystąpienia Nawrockiego tłum powoli ruszył w stronę Krakowskiego Przedmieścia, Pałacu Prezydenckiego i placu Zamkowego.
W południe w warszawskiej archikatedrze rozpoczęła się msza w intencji Nawrockiego i ojczyzny. Podobnie jak na Matejki, ludzie szczelnie wypełnili okoliczne, wąski uliczki warszawskiego Starego Miasta. Prezydent był przywitany brawami oraz okrzykami „Bóg, honor i ojczyzna”. Później odśpiewano „Bogurodzicę”.
Oprócz wzniosłych pieśni były też proste, jak „ole, ole, nie damy się”, co też nie wszystkim zgromadzonym przed świątynią przypadło do gustu. Zwróciłem uwagę na kobietę, która głośno wyrażała swoje niezadowolenie i towarzyszącego jej mężczyznę, który podkreślał, że trzeba uszanować „różne wrażliwości”.

Niezależnie od środków wyrazu, trudno nie odnieść wrażenia, że osoby, które przyjechały towarzyszyć Nawrockiemu w dniu zaprzysiężenia, miały poczucie udziału w czymś w rodzaju święta. „Dzisiaj jest dzień zwycięstwa” – padło ze sceny jeszcze przed Sejmem.
I rzeczywiście, wyjątkowość wydarzenia przywiodła do stolicy nie tylko stałych bywalców prawicowych wydarzeń.
Na placu Zamkowym spotkałem pana Dariusza, który wraz z 12-letnim synem przyjechał z Piły. Podkreśla, że w wyborach zawsze oddawał głos na środowiska prawicowe, ale z okazji zaprzysiężenia do Warszawy przyjechał teraz pierwszy raz od 30 lat.