Jeśli przywołane dane byłyby prawdziwe, oznaczałoby to, że Rosjanie miesięcznie odnotowują około 15 tysięcy zabitych i zaginionych. Przy czym ci drudzy w praktyce prawie zawsze oznaczają martwych. To tyle ile wyniosły straty w ciągu całej dziewięcioletniej radzieckiej inwazji na Afganistan. Do tego ponad drugie tyle rannych, czyli średnio około 35 tysięcy strat w ludziach miesięcznie. To dużo, blisko górnej granicy szacunkowej rosyjskiej miesięcznej rekrutacji. Gdyby te dane można było potwierdzić, byłyby bardzo optymistyczne dla Ukrainy. Niestety ich forma i źródło wymagają sporej ostrożności.
Jedno spojrzenie na sprawę strat
Liczby, mające określać wysokość rosyjskich strat w ludziach, pochodzą bowiem z dokumentu opublikowanego przez ukraińską rządową organizację „Chcę żyć”. Prowadzi ona kampanię skierowaną do rosyjskich żołnierzy, zachęcając ich do poddawania się i deklarując w razie potrzeby pomoc, by operację przeprowadzić w sposób bezpieczny. Organizację założyło i prowadzi ukraińskie ministerstwo obrony wraz z wywiadem wojskowym. Jest oczywiste, że jednym z jej celów jest osłabianie morale rosyjskich żołnierzy. Robi to między innymi rysując ponurą perspektywę ich szans przetrwania na froncie. Na profilach organizacji w mediach społecznościowych ten temat dominuje.
Zestawienie strat za okres styczeń-sierpień 2025 zostało opublikowane w poniedziałek (galeria na początku tekstu). Na pierwszy rzut oka widać, że zeskanowany dokument raczej nie jest oficjalnym materiałem wyprodukowanym w jakimś rosyjskim sztabie. Przy tabeli brakuje standardowych sygnatur, dat, stempli i podpisów, wiec sprawia raczej wrażenie nieoficjalnego podsumowania. Organizacja „Chcę żyć” nie podała, skąd pochodzą prezentowane dokumenty. Publikacji towarzyszy jedyne ogólnikowe stwierdzenie, że dane „zdobyto”. Być może nie są to więc oficjalne rosyjskie materiały, w posiadanie których wszedł w jakiś sposób wywiad, ale wewnętrzne ukraińskie dane, uzyskane od jednostek na froncie, które nie są na bieżąco publikowane w takiej formie.
Zupełnym novum jest przedstawienie rzekomych strat z podziałem na poszczególne armie, dywizje i inne, takie jak wojska powietrznodesantowe, flotę (piechota morska) czy wojska specjalne. Na pierwszym miejscu jeśli chodzi o straty są oczywiście wojska lądowe jako największe jednostki organizacyjne. Zwłaszcza te, które działają w ramach zgrupowania wojsk „Centrum”, odpowiadającego w większości za kluczowy kierunek działania w obwodzie donieckim. Miały one stracić łącznie 96,5 tysiąca ludzi w ciągu ośmiu miesięcy, czyli prawie 1/3 walczących na całym froncie. Niektóre armie pojawiają się w zestawieniu kilka razy, co można tłumaczyć tym, że ich poszczególne jednostki (brygady i pułki) mogą być podporządkowane różnym zgrupowaniom.
Niestety z powodu formy i braku informacji o źródle można przyjąć te dane jedynie jako jedną z kolejnych spekulacji na temat rosyjskich strat. Optymistyczną dla Ukraińców. Podane liczby prawie pokrywają się z tymi z oficjalnych dziennych komunikatów ukraińskiego Sztabu Generalnego. Są też ogólnie zbieżne z tym, co na przykład w lipcu mówił szef amerykańskiej dyplomacji Marco Rubio. Wówczas według niego od początku roku Rosja straciła w wojnie około 100 tysięcy żołnierzy. Podobne informacje podawał w lipcu brytyjski wywiad wojskowy – 236 tysięcy zabitych i rannych od początku roku. Każde z tych źródeł wykazuje więc nieco ponad tysiąc zabitych i rannych dziennie.
Inne źródła pokazują niższe dane, a rekrut i tak jest
Alternatywnym źródłem informacji na temat rosyjskich strat są dane portalu „Mediazona”, współpracującego z rosyjskim oddziałem BBC i portalem „Meduza”. Przygotowuje on dwa rodzaje zestawień. Jedne statystyki powstają na podstawie znalezionych w rosyjskiej sieci nekrologów i innych informacji na temat śmierci żołnierzy. Od początku wojny doliczono się ich 132 tysiące. Inne to szacunki na podstawie nadmiarowych zgonów mężczyzn w wieku poborowym. Tu liczba wynosi 219 tysięcy. Są to więc wyniki znacznie niższe niż wcześniej wspomniane, choć jednak obarczone ryzykiem sporego błędu. W sieci nie pojawiają się informacje o wszystkich zabitych, a statystyki państwowe mogą być niedokładne lub wręcz sfałszowane.
Innym sposobem na gromadzenie informacji o stratach jest na przykład zliczanie rosyjskich ofiar widocznych na nagraniach z frontu. Głównie z dronów. Robi to grupa wolontariuszy skupiona wokół użytkownika z portalu X o imieniu Andrew Perpetua. Według nich na nagraniach widać średnio około 100-120 zabitych dziennie. Czyli około 1/3 tej liczby, która widnieje w opublikowanych tabelach. Perpetua podkreśla jednak, że dostępne nagrania na pewno nie ukazują całości walk odbywających się na froncie.
Wartościowym źródłem informacji na temat rosyjskich zabitych jest też statystyka poległych oficerów, prowadzona przez grupę czeskich wolontariuszy. Robią to na podstawie znalezionych w sieci nekrologów, informacji z pogrzebów itp. Na początku października ich szacunki osiągnęły poziom siedmiu tysięcy zabitych od początku wojny.
Ogólnie rzecz biorąc, nie ma pewnych danych na temat całościowych rosyjskich strat, podobnie jak ukraińskich. Pozostaje wyciąganie uśrednionych liczb spośród tych dostępnych oficjalnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że to bezsprzecznie najkrwawsza rosyjska wojna od II wojny światowej. Nie ma też wątpliwości, że nawet jeśli przyjmiemy za prawdziwy poziom strat z szacunków ukraińskich oraz zachodnich, to skala rosyjskiej rekrutacji powinna je pokrywać. Według wyliczeń, bazujących na rosyjskich danych budżetowych, prowadzonych przez niemieckiego analityka Janisa Kluge, Rosjanie właściwie już od dwóch lat rekrutują średnio po 30-35 tysięcy ludzi miesięcznie. Chodzi o tych, którzy dobrowolnie podpisują kontrakty na służbę w zamian za bardzo atrakcyjne wynagrodzenie. Jego wysokość na przestrzeni ostatnich dwóch lat systematycznie rośnie, co pokazuje, że coraz trudniej ich znaleźć. O ile na początku 2024 roku wypłata za samo podpisanie kontraktu wynosiła około 500 tysięcy rubli (około 22 tysiące złotych), to teraz jest to około 2 milionów (88 tysięcy złotych). Dla wielu Rosjan, zwłaszcza z prowincji, są to ogromne pieniądze, wręcz z kategorii nie do zdobycia w inny sposób. Oznacza to też znaczne obciążenie dla finansów państwa, bo według wyliczeń Kluge, cały ten program kosztuje Rosję rocznie około 0,4 procent PKB.
Konkluzja jest jednak taka, że pomimo poważnych strat na froncie, Rosji na razie żołnierzy nie brakuje. Wręcz przeciwnie, ma ich albo dość na pokrycie strat, albo nawet na ciągłą rozbudowę liczebną. W zależności od tego, jakie wyliczenia na temat strat uznamy za bliższe prawdy. Pytanie jak długo Rosja wytrzyma finansowo koszty tego rodzaju dobrowolnej rekrutacji.