Rosnące zainteresowanie sankcją kredytu darmowego rzuca światło na szerszy problem – model zarabiania banków na zawyżonych prowizjach, które były nie tylko doliczane do kapitału kredytu, ale też kredytowane na przestrzeni lat.Jak zauważają eksperci, dla instytucji finansowych była to wygodna forma „zabetonowania” zysku – niezależna od poziomu stóp procentowych czy długości trwania umowy.
Zdaniem prawników, dziś jednak ta strategia może się obrócić przeciwko nim. Fala pozwów, orzeczenia TSUE i coraz liczniejsze wyroki krajowych sądów podważające tę praktykę mogą wywołać istotne korekty w modelach biznesowych banków. W efekcie sektor może być zmuszony do bardziej przejrzystego i mniej agresywnego podejścia do kosztów kredytów gotówkowych, co w dłuższej perspektywie wpłynie na marże i politykę cenową całego rynku.
Bankowe sztuczki – kredytowanie prowizji
Choć obowiązek prezentowania RRSO i limit MPKK mają chronić konsumentów, eksperci zwracają uwagę, że realne koszty kredytu bywają trudne do oceny. Przesuwanie zysków banku między odsetkami a prowizją może formalnie mieścić się w granicach prawa, ale wymaga pogłębionej analizy, zwłaszcza w kontekście rosnącej liczby wyroków sądowych podważających takie praktyki.
Jak zauważa ekspert, pobieranie (a tak naprawdę kredytowanie) wysokich prowizji było w interesie banków do momentu wydania przez TSUE wyroku w sprawie rozliczenia prowizji po spłacie kredytu. Do tego wyroku każdy bank zatrzymywał 100% prowizji w razie spłaty kredytu przed terminem.
– Bank nie mógł już tego oczywiście zrobić z odsetkami. Odsetki po spłacie kredytu znikają – prowizja zostawała w kasie banku. Trudno o bardziej oczywisty przykład tego, dlaczego bankom zależało, aby prowizje były coraz wyższe – a to z kolei możliwe było tylko poprzez ich kredytowanie (przecież nikt nie jest przygotowany na zapłatę wysokiej prowizji, udając się do banku po kredyt konsumencki) – zauważa w rozmowie z „Wprost” Mariusz Plichta, wspólnik Kancelarii CGO Recovery Plichta i Wspólnicy.
Wskazuje, że nawet ta kwestia nie zmieniła się po wspomnianym wyroku TSUE.
– Wystarczy zerknąć na wahania stóp procentowych. Gdy stopy spadają, spada zysk banku związany z odsetkami. Z kolei zysk z kredytowanej prowizji zostaje niezmieniony, gdyż zmienne stopy nie mają na nią wpływu. Bank ma więc zabezpieczony zysk niezależnie od tych zmian. Wypaczając istotę prowizji (wpłacany z góry kapitał, zabezpieczający ewentualną niewypłacalność kredytobiorcy), sektor bankowy stworzył sobie odsetki odporne na obniżki stóp procentowych. Z kolei gdy stopy rosną, bank również zyskuje – wszak przez kredytowanie prowizji wykreował sobie wyższą podstawę naliczania odsetek – stwierdza prawnik.
Bankowe sztuczki w praktyce
Doświadczenia z sal sądowych pokazują skalę problemu, który dotyczy braku świadomości kredytobiorców w zakresie konstrukcji kosztów kredytu.
– Uczestniczyłem w przesłuchaniach setek kredytobiorców, a cały nasz zespół przesłuchał ich tysiące. Wnioski są następujące – niemal wszyscy nie mieli świadomości, że mogą nie kredytować prowizji i zapłacić ją samodzielnie (z własnych środków, bądź ze środków pozyskanych z innego banku czy np. od rodziny) i zaoszczędzić w ten sposób na odsetkach. Dostawali gotowe formularze umów – niemożliwe do zmodyfikowania – zdradza mec. Mariusz Plichta.
Jak wskazuje, procedura wciągania w ten „dodatkowy kredyt” na prowizję została też potwierdzona w zeznaniach pracowników banków sprzedających kredyty, którzy wprost zeznawali, że nigdy nie informowali o tym, że można prowizji nie kredytować.
– To jednak nie wszystko. Kolejne nasze obserwacje ujawniają „geniusz” mechanizmu wymyślonego przez banki. Pamiętajmy, że spora część kredytobiorców kredytów konsumenckich to ludzie o wciąż niskiej świadomości prawnej, działających z pełnym zaufaniem do banku i miłej pani czy pana za oddziałowym biurkiem. Pytani o to, co wiedzieli o swoim kredycie, odpowiadali, że interesowało ich tylko to, ile faktycznie dostaną na konto i jaka będzie rata. Pytania o prowizję i ubezpieczenie wywoływały w tych sytuacjach szczery szok. Jaka prowizja? Jakie ubezpieczenie? Nic mi o tym nie mówiono. Klient przychodził zatem po kredyt na 20 tys. zł i tyle dostawał na konto – nie wiedząc, że tak naprawdę wziął kredyt na 25 tys. zł. Genialne? – zauważa prawnik.