Jeszcze kilka dni temu prezydent Ukrainy podpisał ustawę, która znacząco ograniczała niezależność Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) oraz Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP) – dwóch głównych instytucji zajmujących się walką z korupcją. Choć ustawa została uchwalona pod pretekstem zmian proceduralnych w czasie wojny, jej faktyczne zapisy dawały Prokuratorowi Generalnemu szeroką kontrolę nad pracą śledczych i prokuratorów zajmujących się sprawami wysokich urzędników.
Pod naporem społecznych protestów – i presji ze strony zachodnich partnerów – Zełenski złożył nowy projekt ustawy (nr 13533), który formalnie przywraca poprzednie gwarancje niezależności antykorupcyjnych instytucji. Ale to nie koniec historii. Jak ujawnia „Ukraińska Prawda”, za całą falą wydarzeń stoi znacznie poważniejszy kryzys – konfrontacja prezydenta z tymi, którzy mieli być nie do ruszenia.
Sprawa, która wszystko zmieniła?
„Ukraińska Prawda” podaje, że momentem przełomowym była sprawa Ołeksandra Czernyszowa – wicepremiera ds. jedności narodowej, który został oskarżony przez SAP o nadużycie stanowiska i przyjęcie łapówki w dużej kwocie. To pierwszy tak wysoko postawiony przedstawiciel władzy, wobec którego antykorupcyjne instytucje zebrały materiał dowodowy i skierowały go do sądu.
Według informacji dziennikarzy, po wybuchu skandalu w Kancelarii Prezydenta odbyła się seria nieformalnych narad z udziałem szefów służb. To właśnie wtedy – jak relacjonują rozmówcy portalu z kręgów organów ścigania – padła polityczna dyspozycja: ograniczyć wpływy NABU i SAP, zanim zdążą sięgnąć jeszcze głębiej w system władzy.
W praktyce oznaczało to akcje mające na celu dyskredytację śledczych. Dzień po dniu różne służby wszczynały działania wobec pracowników NABU: śledztwa w sprawie ich starych kolizji drogowych czy kontrole domniemanych rosyjskich powiązań – mimo że wiele z tych przypadków sięgało 2021 roku.
Chroniąc ludzi władzy. Kto naprawdę bał się NABU?
Jak twierdzi poseł Andrij Osadczuk z opozycyjnej partii „Hołos”, to właśnie sprawa Ołeksandra Czernyszowa stała się bezpośrednim powodem politycznego manewru związanego z osłabieniem antykorupcyjnych instytucji. – Oni postanowili ratować swoją reputację i reputację Czernyszowa. To jedna z głównych przyczyn, dla których w ogóle doszło do zmian w rządzie. Dymisji samego Czernyszowa nikt nie chciał, bo to byłoby przyznanie, że człowiek władzy zawinił. Dlatego wymyślono całą operację z rekonstrukcją rządu – mówił w wywiadzie dla Radia Swoboda.
Czernyszow, który po oskarżeniach powrócił do Ukrainy, zdaniem Osadczuka, zrobił to już „z pewnymi ustaleniami”. – On na pewno nie zamierza trafić do więzienia – podsumował deputowany.
Tymczasem wielu polityków z prezydenckiego obozu unika jasnych odpowiedzi. Poseł „Sługi Narodu” Ołeksandr Bakumow na pytanie, co było punktem zwrotnym dla prezydenta, stwierdził jedynie, że nie chce tego wiązać z żadną konkretną sytuacją.
Ciekawe jednak jest to, że aż 24 deputowanych, wobec których toczą się sprawy karne, głosowało za kontrowersyjnym projektem ustawy nr 12414, który osłabiał niezależność SAP i NABU. Większość z nich była objęta podejrzeniami o korupcję, w tym przyjmowanie łapówek, ukrywanie majątku czy nielegalne wzbogacenie się. Co istotne – śledztwa przeciwko co najmniej dziesięciu z tych polityków zostały zamknięte przed głosowaniem. Powody? Umorzenia lub wygaśnięcie terminów procesowych.
„Pomyliliśmy się”. Ukraińscy politycy przyznają się do błędu
Presja społeczna i skala krytyki wobec osłabienia niezależności NABU i SAP sprawiły, że część deputowanych zaczęła się wycofywać ze swoich wcześniejszych decyzji. Niektórzy otwarcie przyznali, że głosując za ustawą nr 12414, popełnili błąd – i dziś próbują go naprawić.
Poseł partii „Sługa Narodu” Żan Bełeniuk napisał wprost, że czuje osobistą odpowiedzialność. – Nie szukam wymówek. Moim zadaniem jest teraz jak najszybciej i jak najbardziej przejrzyście naprawić sytuację – dodał.
Inny deputowany tej samej partii, Serhij Sztepa, tłumaczył, że sądził, iż projekt był uzgodniony z międzynarodowymi partnerami. – Z komentarzy Ursuli von der Leyen i Lindseya Grahama stało się jednak jasne, że żadnego takiego porozumienia nie było. To budzi niepokój, jeśli chodzi o nasz kurs europejski – przyznał.
Tamiła Taszewa z partii „Głos” jako jedyna w opozycyjnej partii poparła projekt prezydencki co do NABU i SAP. – Wszyscy popełniają błędy – ważne jest, by je uznać i naprawić. Ale różnica między Ukrainą a reżimami autorytarnymi polega na tym, że my słyszymy i słuchamy ludzi – napisała.
Kolejny deputowany Wasyl Mokan, ocenił swoje własne głosowanie jako poważny błąd polityczny. – To był pierwszy tak poważny błąd w mojej kadencji. Trzeba to otwarcie powiedzieć i wyciągnąć wnioski, żeby nigdy więcej się to nie powtórzyło – napisał.