Podwyżka kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł to duże wyzwanie finansowe dla rządu – według danych Ministerstwa Finansów koszt takiej zmiany wyniósłby blisko 56 mld zł rocznie. Tymczasem Polska objęta jest procedurą nadmiernego deficytu, a budżet na 2025 r. już zakłada rekordowy deficyt m.in. z powodu wydatków na obronność. Dodatkowym ograniczeniem jest tzw. reguła wydatkowa, która utrudnia zwiększanie wydatków bez jednoczesnych cięć lub podwyżek podatków.
Mimo to prezydent elekt Karol Nawrocki zapowiada, że jeśli rząd nie przedstawi ustawy podnoszącej kwotę wolną, zrobi to sam, korzystając z prawa inicjatywy ustawodawczej.
Ekspert: „To nie rozwiązuje kluczowych problemów systemu podatkowego”
Batalia o kwotę nabrała rozpędu podczas kampanii wyborczej i mocno przemawiała do wyborców. Jednak zdaniem eksperta, samo podniesienie kwoty wolnej od podatku – choć może brzmieć atrakcyjnie – to nie jest aż tak pożądane, jak się wydaje.
– Przede wszystkim nie rozwiązuje kluczowych problemów systemu, jak np. zbyt niskie progi podatkowe czy rosnące koszty pracy. Zmiana ta dotyczy tylko osób o niższych dochodach, a nie wpływa na ogólną progresję podatkową czy sytuację przedsiębiorców – wyjaśnia w rozmowie z „Wprost” Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy inFakt.
Podkreśla, że jeśli rząd naprawdę chce ulżyć podatnikom, warto rozważyć jednoczesne podniesienie drugiego progu oraz wprowadzenie systemowych zmian w składkach.
– Inaczej to tylko punktowa ulga, bez efektu długofalowego. Za 2024 rok aż 2 mln podatników „wpadło” w drugi próg podatkowy – wskazuje.
Co z kwotą wolną od podatku?
W ocenie eksperta obok jakiegokolwiek zwiększania kwoty wolnej powinno się również podnieść drugi próg podatkowy, a może nawet w pierwszej kolejności lub inaczej „ułożyć” skalę podatkową.
– Dziś przeskok ze stawki podatkowej 12 proc. na 32 proc. stanowi dla wielu ogromny problem, zwłaszcza, gdy żyjemy od pierwszego do pierwszego. Przykładowo, jeśli mamy umowę o pracę na 13 tys. zł brutto, to po wejściu w drugi próg nagle nasza pensja spada o blisko 2,2 tys. zł – z 9,2 tys. zł na 7 tys. zł. Nie ma nic pośrodku, a jeśli nasz budżet jest nastawiony poprzez zobowiązania, np. kredyt na mieszkanie, na co najmniej 8 tys. zł, to okazuje się, że braku nam wówczas środków do życia – wylicza Piotr Juszczyk.
Jego zdaniem obniżenie pierwszej stawki z 17 proc. do 12 proc. tylko pogłębiłoby ten skok.