-
Putin zareagował na apel Melanii Trump i dyplomację Donalda Trumpa brutalnym atakiem na Ukrainę, ignorując wezwania do pokoju – ocenił Marc Thiesen w artykule „Washington Post”
-
Felietonista twierdzi, że Kreml nie jest zainteresowany pertraktacjami i tylko presja może zakończyć konflikt.
-
Trump próbował wywrzeć wpływ na Putina poprzez bezpośrednie rozmowy oraz list pierwszej damy, jednak Rosja wciąż prowadzi agresywną politykę wobec Ukrainy.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Pierwsza dama Stanów Zjednoczonych Melania Trump przekazała 15 sierpnia podczas spotkania liderów USA i Rosji w Anchorage list napisany do Władimira Putina, w którym wezwała go do zawarcia pokoju dla dobra cierpiących dzieci.
„Każde dziecko nosi w sercu te same ciche sny… Marzą o miłości, możliwościach i bezpieczeństwie przed niebezpieczeństwem. Panie Putin, może Pan w pojedynkę odwdzięczyć się ich melodyjnym śmiechem. Broniąc niewinności tych dzieci, zrobisz coś więcej niż tylko służysz Rosji – będziesz służyć całej ludzkości” – przekazała Melania Trump.
List do Władimira Putina. „Cios dla Trumpa”
Jak zauważa felietonista „Washington Post” Marc Thiessen, Putin odpowiedział na list zmasowanym atakiem na Ukrainę niecałe dwa tygodnie później. Wówczas zginęły 23 osoby, a poważnym uszkodzeniom uległy budynki mieszkalne, przedszkola czy ambasada Wielkiej Brytanii.
Zdaniem dziennikarza, rosyjskie uderzenie było nie tylko ciosem dla pierwszej damy USA, ale również dla samego prezydenta Trumpa, który osobiście dostarczył list Władimirowi Putinowi podczas szczytu na Alasce.
„Uderzenie Putina w zeszłym tygodniu nie było tym, czym było wcześniej – najwyraźniej miało na celu wysłanie sygnału do Trumpa i europejskich przywódców zgromadzonych w Białym Domu, że wątpi w ich determinację. Rosja uderzyła również w placówki dyplomatyczne Unii Europejskiej w Kijowie, a także w biura brytyjskiej ambasady” – czytamy.
Autor zauważył, że Trump dał rosyjskiemu przywódcy szansę na pokazanie, że jest zainteresowany pokojem. Początkowo zwiększał presję na przywódcę Rosji, jednak ostatecznie pozwolono mu na niedotrzymywanie obietnic. Zdaniem Thiessena, przywódca USA „nie docisnął Putina”.
Felietonista dopatruje w tej sytuacji kluczowy aspekt, dlaczego tak się stało. Jego zdaniem, istotnym czynnikiem miało być nawiązanie bezpośrednich rozmów telefonicznych między przywódcami, dzięki czemu Putin mógł zapewniać amerykańskiego przywódcę o swoich dobrych zamiarach.
„Uderzenie w twarz”. Putin odpowiedział na list
Zdaniem dziennikarza działania Trumpa były słuszne, a sam lider Stanów Zjednoczonych odniósł więcej sukcesów w Ukrainie niż Putin. Od czasów awantury w Białym Domu z Wołodymyrem Zełenskim sytuacja diametralnie się zmieniła. Na przykład w marcu Ukraina zgodziła się na nieostrzeliwanie infrastruktury energetycznej i cywilnej. Rosja z kolei odrzuciła taką możliwość.
W maju Zełenski ponownie zgodził się na zawieszenie broni zaproponowane przez USA, lecz kiedy Putin nalegał na spotkanie w Stambule, prezydent Ukrainy – na prośbę Trumpa – zgodził się na rozmowy bez żadnych warunków wstępnych. Putin zrezygnował wówczas z tego spotkania.
Felietonista zauważa, że przez wiele miesięcy Ukraina konsekwentnie zgadza się z postulatami przytaczanymi przez Waszyngton, podczas gdy Moskwa rozgrywa grę ze Stanami Zjednoczonymi, mówiąc jedno, a robiąc drugie.
„Putin odpowiedział na dyplomację Trumpa i wzruszający list jego żony uderzeniem w twarz – barbarzyńskim atakiem, dając jasno do zrozumienia, że nie zależy mu na wznowieniu melodyjnego śmiechu ukraińskich dzieci. To powinna być ostatnia kropla, która przelała czarę. Putin swoim okrucieństwem udowodnił, że nie zaprzestanie ataku na Ukrainę dobrowolnie – trzeba go zmusić. Niech więc zacznie się przymus” – czytamy w artykule.
Źródło: „Washington Post”
-
Trump nałoży sankcje na Rosję? „Wszystkie opcje na stole”
-
Putin o porozumieniu z Trumpem. Nowe deklaracje rosyjskiego przywódcy