Krótko po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę łotewska firma badawcza SKDS zapytała Łotyszy, po której stronie konfliktu się opowiadają. Wśród rosyjskojęzycznych respondentów 14 proc. poparło Rosję, 31 proc. Ukrainę, a 46 proc. nie poparło żadnej ze stron.
Trzy lata później badanie powtórzono. Okazuje się, że poparcie dla Rosji i Ukrainy w rosyjskojęzycznej części społeczeństwa spadło, podczas gdy liczba osób, które odpowiedziały „Nie popieram żadnej ze stron”, wzrosła do 55 proc.
Socjologowie z Uniwersytetu Łotwy i Uniwersytetu Stradinsa w Rydze, którzy przeprowadzili drugie badanie, twierdzą, że Łotysze mówiący po rosyjsku stają się coraz bardziej wyobcowani w swoich poglądach politycznych i z tego właśnie powodu nie popierają otwarcie żadnej ze stron. Eksperci uważają, że ludzie ci są pod presją ze strony oficjalnego stanowiska władz Łotwy. Te otwarcie wspierają Ukrainę i udzielają Kijowowi pomocy wojskowej. Z drugiej strony, są oni również pod presją ze strony rosyjskojęzycznej części ludności, która popiera Rosję.
– Kiedy żyjesz w swojej bańce, gdzie jest więcej rosyjskojęzycznego środowiska, naturalnie nie chcesz nagle wstać i powiedzieć „Popieram Ukrainę”. To również wywołałoby negatywną reakcję – mówi redakcji Radia Azattyk Mārtiņš Kaprāns, badacz z Uniwersytetu Łotwy.
– Istnieje presja społeczna, zamykanie mediów kontrolowanych przez Kreml. W rezultacie większość ludzi postanowiła po prostu nie interesować się tą sprawą, nie zabierać głosu, nie pozycjonować się w żaden sposób – dodaje.
Łotwa i „polityka derusyfikacji”
Łotewscy socjologowie apelują tym samym o to, aby rosyjskojęzyczni mieszkańcy kraju nie byli automatycznie klasyfikowani jako zwolennicy Rosji. – To Putin zaatakował Ukrainę, a nie społeczność rosyjskojęzyczna – mówił po wybuchu wojny Krišjānis Kariņš, ówczesny premier.
Jednak wraz z eskalacją konfliktu zbrojnego Łotwa zaczęła wdrażać to, co niektórzy eksperci nazywają „polityką derusyfikacji”. W kraju zdemontowano dziesiątki pomników i innych obiektów związanych ze Związkiem Radzieckim i Rosją. Parlament zatwierdził z kolei zamknięcie rosyjskojęzycznych ośrodków telewizji publicznej.
Język rosyjski znika także z innych platform przestrzeni publicznej – na przykład z bankomatów i innych systemów elektronicznych. Politycy tłumaczą to „wzmocnieniem bezpieczeństwa narodowego”. Jednak wielu rosyjskojęzycznych mieszkańców Łotwy postrzega to jako atak na ich prawa i próbę dyktowania im, co i jak mają myśleć.
Wojna w Ukrainie. Zmiana nastrojów na Łotwie
Obecna premier i prezydent Łotwy twierdzą, że rozumieją niechęć osób rosyjskojęzycznych do udzielenia wsparcia którejś ze stron w trwającym konflikcie, ale o wiele ważniejsze jest, aby osoby rosyjskojęzyczne wykazały się lojalnością wobec państwa łotewskiego, w którym przecież żyją.
– Jeśli mieszkacie na Łotwie, jeśli chcecie czuć się częścią Łotwy, to najważniejsza jest lojalność wobec państwa łotewskiego, jego języka, jego konstytucji i jego wartości – podkreśla prezydent Edgars Rinkēvičs.
– Oferujemy rosyjskojęzycznym mieszkańcom możliwość nauki języka łotewskiego. Obecnie istnieje ku temu wiele możliwości, a wcześniej stanowiło to jedną z przeszkód w pomyślnej integracji – mówi z kolei Evika Siliņa, premier Łotwy.
Łotwa a rosyjskojęzyczna mniejszość. Inna polityka niż w Estonii
Denis Khanov, kulturoznawca i profesor Łotewskiej Akademii Sztuk Pięknych, uważa, że politykę Łotwy wobec rosyjskojęzycznej mniejszości po odzyskaniu niepodległości można opisać jako „nie ruszajmy jej, sama się ułoży”. Ostatecznie jednak osoby rosyjskojęzyczne okazały się podatne na rosyjską propagandę i mogłyby stać się narzędziem Kremla w przypadku ataku Rosji na państwa bałtyckie.
Autorzy badania podkreślają, że zupełnie inną drogę komunikacji z ludnością rosyjskojęzyczną wybrała sąsiednia Estonia. Po aneksji Krymu znacznie zwiększono tam wsparcie dla nadawania w języku rosyjskim, a nawet utworzono oddzielny kanał telewizyjny, ETV+, nadawany publiczne. Po rozpoczęciu wojny na pełną skalę jeszcze bardziej wsparto prywatne media w języku rosyjskim, pozbawione kremlowskiej propagandy. – Łotwa robi dokładnie odwrotnie – zauważa socjolog Borys Cilewicz.
- Mają dość wpływów Kremla, wyszli na ulice. „Zamknij się, Rosjo!”
- Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł ws. Rosji. Pierwszy taki wyrok