Obowiązująca od marca 2019 roku ustawa o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym wprowadziła matczyne emerytury. Chodzi o zapewnienie świadczenia osobom, które zrezygnowały z aktywności zawodowej, aby móc zająć się wychowaniem dzieci. O taką emeryturę mogą ubiegać się matki po ukończeniu 60. roku życia, która urodziły i wychowały (bądź tylko wychowały) co najmniej czworo dzieci, stąd potoczne określenie świadczenia „Mama 4 plus”. Jego wysokość jest równa kwocie minimalnej emerytury (od marca br. jest to 1878,91 zł brutto).
Jak zauważa „Rzeczpospolita”, co do zasady taka sama pomoc przysługuje ojcom, którzy wychowywali dzieci po śmierci ich matki, bądź po porzuceniu przez nią rodziny lub gdy długotrwale zaprzestała ona wychowywać potomstwo. Aby otrzymać świadczenie, wnioskodawca musi ukończyć 65 lat, mieszkać w Polsce i mieć tutaj „ośrodek interesów życiowych” co najmniej przez dziesięć lat oraz rozliczać się u nas z fiskusem.
Mama 4 plus w większym stopniu dla ojców? Będą zmiany
Jak pokazują jednak dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), na 105 438 wniosków o rodzicielskie świadczenie uzupełniające, jedynie 667 to dokumenty złożone przez mężczyzn (stan na koniec maja). Dlaczego tak mało? Jak wskazuje gazeta, ma to związek z faktem, że świadczenie przysługuje ojcom w bardzo ograniczonym zakresie. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej chce to zmienić.
– Zmiany, które resort planuje w ustawie o rodzicielskim świadczeniu uzupełniającym, dotyczą sytuacji ojców. Konstrukcja przesłanek nabycia prawa do tego świadczenia stawia ich w gorszej pozycji. Świadczenia nie może otrzymać np. mężczyzna, który zajmował się dziećmi w większym wymiarze niż kobieta, porzucił z tego powodu pracę zawodową i nie nabył prawa do emerytury minimalnej. Jest to niezgodne z konstytucją. Sprawa dotyczy niewielu osób, ale będziemy chcieli ją rozwiązać – mówi „Rzeczpospolitej” wiceszef resortu Sebastian Gajewski.