Naszego rozmówcę prosimy o wskazanie najważniejszych dziś tematów w debacie publicznej. – To zależy, czy mówimy o tym, czym ludzie się interesują, czy o tym, co sprzedają nam politycy. W drugim przypadku temat migracji jest jednym z dwóch najważniejszych, drugim są wybory – wskazuje prof. Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Kluczowe wydarzenia w obu tematach miały miejsce we wtorek 1 lipca. Sąd Najwyższy potwierdził ważność wyboru Karola Nawrockiego na urząd prezydenta. Tymczasem premier Donald Tusk ogłosił, że od 7 lipca Polska przywraca czasową kontrolę na granicy z Niemcami i Litwą.
– Temat migracji jest zbieżny częściowo z obawami i oczekiwaniami opinii publicznej. Potrzeby bezpieczeństwa są mocno akcentowane przez Polaków i sprawy migracyjne zawsze mocno wychodzą w badaniach – dodaje nasz rozmówca i podkreśla znaczenie politycznej, emocjonalnej narracji, szczególnie w kontekście granicy z Niemcami.
Sytuacja na granicy to „paliwo dla polityków”
– Tutaj zależy partiom prawicowym, takim jak Konfederacja czy ugrupowanie Brauna, żeby ten temat rozdmuchiwać, nadawać mu większe znaczenie, niż ma realnie. Pamiętajmy, że częściowo jest to kreacja. Jeżeli migrantów jest nawet kilka tysięcy, to nie dziennie, tylko rocznie – mówi prof. Biskup.
Zaznacza jednak, że emocje i obawy społeczne są uzasadnione. Punktem odniesienia jest w tym przypadku Europa Zachodnia.
– Polskie społeczeństwo widzi, co się dzieje na Zachodzie. Szczególnie w takich krajach jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania czy Włochy. Ludzie są mobilni, jeżdżą za granicę i widzą sytuacje czasami karygodne, w których państwo nie radzi sobie z migrantami i przestaje działać. Skala takich zdarzań w Polsce jest dużo mniejsza, ale ich wyobrażenie i obawy są dobrym paliwem dla polityków – wskazuje rozmówca Interii.
– Zresztą wszyscy to już zrozumieli, również partie bardziej centrowe jak Platforma Obywatelska czy Prawo i Sprawiedliwość. Kiedyś migracja była dla nich tylko straszeniem, teraz sami nią straszą – mówi nam prof. Biskup.
„Obawami trzeba zarządzać”. Polityczne znaczenie tematu migrantów
Skoro świadomość znaczenia migracji mają wszyscy główni gracze, powstaje pytanie, kto lepiej zarządza tematem. Jeszcze w marcu premier Tusk podważał potrzebę wprowadzenia kontroli granicznych.
Zamykanie granicy i przywracanie sytuacji sprzed wejścia do Unii Europejskiej wydaje mi się niepotrzebnie brutalnym i bardzo uderzającym w interesy zwykłych ludzi przedsięwzięciem. Zresztą moim zdaniem nie ma takiej potrzeby
– Rząd trochę zaspał. Obawy o zachodnią granicę są artykułowane od wielu miesięcy i to wszystko wiemy na podstawie badań opinii publicznej. Jeżeli tam rzeczywiście jest czynnik ekonomiczny, który sprawia, że kontrole na granicy są poważnym utrudnieniem, to trzeba było pomyśleć nad działaniami, które mogłyby zmniejszyć obawy w społeczeństwie – komentuje prof. Biskup.
– Przywrócenie kontroli na granicy to ostateczność. Rozumiem to jako reakcję ad hoc na sytuację na granicy, grupy „strażników” i zamieszanie polityczne. Ta reakcja jest moim zdaniem wymuszona. Prawdopodobnie można było spróbować te obawy społeczne uspokoić, podjąć działania komunikacyjne i faktyczne – uważa politolog.
Wskazuje współpracę z lokalną społecznością i inną organizację patroli granicznych. – Jeżeli ludzie widzą, że na granicy Niemiec zawsze jest jakiś patrol, radiowóz, a z polskiej strony tego nie ma, to dostrzegają nierównowagę i powstaje wrażenie, że my granicy nie pilnujemy. Być może pilnujemy, tylko w inny sposób, który nie jest tak widoczny – podkreśla nasz rozmówca.
– W tym sensie reakcja rządu jest spóźniona, bo sprawa ciągnie się od miesięcy, nabrzmiewała przy rosnących oczekiwaniach społecznych. To oczywiście, jak mówiłem, częściowo kreacja, ale jednak obawami trzeba, mówiąc brzydko, zarządzać. Jeśli są w społeczeństwie, to zadaniem państwa jest społeczeństwo uspokajać i realnie, i na poziomie symbolicznym. Dawać świadectwa, że obawy nie powinny mieć miejsca – mówi dalej.
Ruch Obrony Granic. „Konfederacja ugrała, co chciała”
W całej sprawie nie bez znaczenia jest Ruch Obrony Granic, inspirowany przez Roberta Bąkiewicza. Podczas konferencji prasowej w poniedziałek szef rządu wyraził oczekiwanie, że Straż Graniczna i policja wskażą, „w jaki sposób będzie można usunąć ten problem”.
To państwo jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo granicy, a nie grupy zwoływane przez Bąkiewicza
Do słów premiera politycy Konfederacji odnieśli się natychmiast. Europosłanka Anna Bryłka stwierdziła, że Tusk „obraża patrole obywatelskie”. Dzień później zapadła decyzja o kontrolach na granicy. Wicemarszałek Krzysztof Bosak wskazywał, że to skutek „bezprecedensowej mobilizacji Polaków i naszych poselskich”.
– Zgadzam się, że to reakcja na te ostatnie działania. Z drugiej strony nie może też być w państwie jakichś bojówek, straży obywatelskich. To jest anarchia. Państwo musi jednoznacznie powiedzieć, że służby w mundurach pilnują bezpieczeństwa, a nie jacyś goście z latarkami – komentuje Biskup.
– Na tym etapie Konfederacja ugrała, co chciała. Powiedziała, że obywatele się zorganizowali i dopiero wtedy Tusk coś zrobił, a my mówiliśmy o zamykaniu granic od miesięcy. Wydaje mi się, że te straty wizerunkowe rządowi będzie trudno cofnąć – dodaje.
– Nawet jeśli sytuacja jest w części sztucznie wykreowana, to wizerunek rządu nie jest dzisiaj za dobry ze względu na brak wcześniejszych działań. Rząd dał się podejść. Skupił się na wyborach, prezydencji w UE, innych działaniach. Nie przewidział zagrożenia, które – powtarzam – w badaniach opinii publicznej było widoczne. Radykalne działanie, jak wprowadzenia kontroli, Mleko się rozlało i nie można wrócić do wizerunku twardego obrońcy – podsumowuje prof. Bartłomiej Biskup.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na [email protected]