Gdy w 2020 roku szkielet tyranozaura „Stan” (znany też pod numerem katalogowym BHI 3033), został sprzedany za 31,8 mln dolarów na aukcji Christie’s, w środowisku paleontologów zawrzało. Emocje dodatkowo podbijał fakt, że nabywca, który wydał tak ogromną kwotę za skamieniałość megadrapieżnika pozostawał anonimowy.
Śledztwo dziennikarskie wykazało, że nabywca odkopanego pierwotnie w 1992 roku dinozaura prawdopodobnie pochodzi z Bliskiego Wschodu. Ostatecznie, w marcu 2022 roku ogłoszono, że szkielet nie trafi do domu miliardera, ale nabywcą nie był także uniwersytet czy muzeum. Szkielet przejdzie na własność Abu Dhabi Department of Culture and Tourism, który zamierza wykorzystać go do przyciągnięcia turystów do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dla wielu badaczy był to punkt zwrotny – nauka przestaje nadążać za rynkiem.
„Jurassic Park” przyniósł miliardowe zyski
Rynek dinozaurów to dziś złożony ekosystem. Składają się na niego filmy, zabawki, wystawy, aukcje i fundusze inwestycyjne. Seria „Jurassic Park” zapoczątkowana przez Michaela Crichtona i zekranizowana przez Stevena Spielberga w 1993 roku przyniosła ponad 6 miliardów dolarów zysku, a nowa część „Jurassic World” ma mieć premierę już w czerwcu 2025 roku. Rynek związany z merchandisingiem, książkami, puzzlami i animacjami (m.in. „Jurassic World: Chaos Theory” na Netfliksie) osiąga globalną wartość około 5 miliardów dolarów rocznie.
Fossil flipping: gdy kości stają się aktywem
W lipcu 2024 roku rekord ustanowiony przez nabywców Stana został ponownie pobity: Kenneth C. Griffin, miliarder i zarządzający funduszem hedgingowym Citadel, kupił kompletny szkielet stegozaura „Apex” za 44,6 miliona dolarów na aukcji Sotheby’s. To najwyższa znana cena, jaką zapłacono za skamieniałość dinozaura. Griffin wypożyczył szkielet do muzeum, co nieco uspokoiło krytyków prywatyzacji dziedzictwa naturalnego.
Boom rozpoczął się w 1997 roku, gdy słynny szkielet T-rexa znany jako „Sue”, wówczas jeden z najlepiej zachowanych okazów skamieniałości tego gatunku, sprzedano za 8,4 mln USD. Od tamtej pory ceny rosną, a kolekcjonerzy – zarówno prywatni, jak i instytucjonalni – traktują dinozaury jak „aktywa alternatywne”, na równi z dziełami Moneta czy Basquiata.

Skamieniałości utracone dla nauki
To jednak budzi poważne obawy paleontologów, którzy zazwyczaj nie mają budżetów pozwalających na rywalizację z miliarderami o obiekty badań. Zaniepokojenie wyraziło m.in. Society of Vertebrate Paleontology (SVP), które w 2020 roku wystosowało list otwarty do Christie’s. Organizacja ostrzegała, że „skamieniałości sprzedane do rąk prywatnych mogą zostać utracone dla nauki”. Wielu badaczy odmówiło publikowania wyników analiz na bazie eksponatów, do których dostęp jest ograniczony.
„To, co przyciąga kolekcjonerów – rzadkość, kompletność – jest też kluczowe dla nauki”, mówi prof. Paul Barrett z Natural History Museum w Londynie. Zdarza się, że aukcje oferują okazy z niewiadomym pochodzeniem, a nawet fałszywe – jak w przypadku T. rexa „Shen”, który został wycofany z aukcji po odkryciu tego, że liczne jego elementy okazały się kopiami kości Stana.
Od wystaw w galeriach do IPO szkieletów
Nie każdy może kupić szkielet za dziesiątki milionów. Alternatywą są wystawy objazdowe, które przyciągają nawet 500 tysięcy odwiedzających i generują obroty sięgające 2 mln euro w kilka miesięcy. Firmy takie jak Only Dinosaurs sprzedają realistyczne modele animatroniczne za 3 do 32 tysięcy dolarów. Ich klientami są parki rozrywki, szkoły i instytucje kultury.
Jeszcze dalej poszła firma Rally z USA, która zaoferowała… akcje stegozaura. W grudniu 2024 roku rozpoczęła „publiczną ofertę” udziałów w jeszcze niekompletnie wykopanym szkielecie o pseudonimie Steg. W ofercie znalazło się 200 000 akcji po 68,75 dolara każda, co miało przynieść 13,75 mln dolarów kapitału.

Prywatne muzea i osobliwe salony
Na rynku dominują miliarderzy, ale dinozaury trafiają też do mniej oczywistych lokalizacji: znalazły się w salonie firmy informatycznej w Kalifornii, łazience rezydencji w Los Angeles, przedpokoju domu w Massachusetts czy… biurze Dwayne’a „The Rock” Johnsona (choć jego „Stan” to tylko kopia oryginalnego szkieletu).
National Geographic dokumentował przypadki kolekcjonerów takich jak chirurg z Arizony, który w swoim domu zgromadził czaszki dinozaurów z widocznymi kanałami nerwowymi. Inni traktują skamieniałości jak lokatę kapitału, a jeszcze inni jako prestiżowy dodatek do wnętrza z widokiem na ocean.
Inwestycja w prehistorię – ryzykowna, ale trwała
Jak wynika z analiz CFA Institute, inwestycje w skamieniałości, jak każde inne, wiążą się z ryzykiem, ale oferują też potencjalnie wysoką stopą zwrotu. W 2013 roku pojedynczy ząb T. rexa sprzedano za 11 250 dolarów – dziewięć lat później podobny osiągnął niemal dwukrotnie wyższą cenę. Ale jak przestrzega Mike Triebold, ekspert od tego niezwykłego rynku: „Nie każda kość to złoto. Trzeba mieć wiedzę, sprzęt i doświadczenie, by nie dać się oszukać.”
Szczególnie cenne są eksponaty z potwierdzonym pochodzeniem, nienaruszone, rzadkie i efektowne – jak drapieżniki z wielkimi zębami, pazurami czy ozdobnymi rogami. Tyranozaury, triceratopsy i deinonychy dominują w rankingach najdroższych okazów.
Boom pandemiczny na „aktywa pasji” – od NFT po dinozaury – powoli się kończy, ale eksperci nie przewidują gwałtownego załamania. Ceny mogą się ustabilizować, ale zainteresowanie nie zniknie. „To coś, co przemawia do naszej wyobraźni. To nie moda. To fascynacja zakorzeniona głęboko w kulturze”, mówi Claudia Florian z domu aukcyjnego Bonhams.
Zarówno dzieci w supermarketach, jak i miliarderzy na aukcjach pokazują jedno – dinozaury nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Naukowcy mogą narzekać na prywatyzację skamieniałości, ale rynek, napędzany popkulturą i kolekcjonerską pasją, rośnie szybciej niż kiedykolwiek.