Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: W uroczystości otwarcia paryskiej katedry Notre-Dame, po pięcioletniej odbudowie po pożarze, uczestniczyli najwięksi przywódcy świata. Na co pan, jako ekspert od protokołu dyplomatycznego, zwrócił szczególną uwagę?
Dr Janusz Sibora: Uroczystość, która miała charakter religijny, stała się również wydarzeniem międzynarodowym. To duży sukces Francji, a przede wszystkim prezydenta Emmanuela Macrona, który potrafił zgromadzić w jednym miejscu koronowane głowy, prezydentów, premierów, najbogatszych ludzi na świecie. Na pochwałę zasługuje też fakt, że nie pominął strażaków ratujących i restauratorów odbudowujących katedrę. On zostali szczególnie uhonorowani Nie pominięto też donatorów.
Zaproszenie przyjął także Andrzej Duda, który – w odróżnieniu od prezydenta Niemiec – siedział w pierwszym rzędzie. To nobilitacja dla Polski?
Usadowienie gości to zwykle ogromne wyzwanie dla protokołu dyplomatycznego. Zgodnie z regułą, nikt nie może czuć się pominięty i przypisując komuś konkretne miejsce należy o tym pamiętać. Protokół zna i stosuje różne rozwiązania. Bierze się pod uwagę długość panowania, czas sprawowania urzędu. Można też stosować kolejność alfabetyczną. Tu można stosować różne protokolarne warianty. W czasie uroczystości nadzwyczajnych, a do takich zaliczyć należy sobotnie uroczystości, zastosować można rozwiązania szczególne. Prezydent-elekt Donald Trump otrzymał takie właśnie miejsce u boku prezydenta Macron’a. Warto też zwrócić uwagę, iż prezydent Andrzej Duda przybył do Francji, na uroczystość o wymiarze światowym, bez żony. Z jakichś powodów zrezygnował z miejsca dla małżonki. Towarzyszył mu jedynie minister Jacek Siewiera. Zdecydowanej większość przywódców towarzyszyły jednak małżonki. Wystarczy zobaczyć plan miejsc w katedrze i oznaczenia krzeseł z nazwiskami par prezydenckich i miniaturkami flag.
Nie wszyscy goście byli jednak zadowoleni, a niektórzy niemieccy komentatorzy, zwracając uwagę na nieobecność w uroczystości kanclerza Olafa Sholza, mówili wręcz o upokorzeniu Niemiec.
Biorąc pod uwagę wieloletnie, specjalne relacje polityczne i gospodarcze z Francją, prezydent Frank-Walter Steinmeier mógł się czuć nieco niedowartościowany z zaproszenia do drugiego rzędu. Polityka dzisiaj ma charakter przekazu wizualnego, dominuje siła obrazu. Nasz prezydent znalazł się w lepszym położeniu, podobnie jak gość szczególny – prezydent-elekt Donald Trump. Nieobecność Olafa Scholza nie powinna budzić wątpliwości. To szef rządu, a nie głowa państwa.
Macron postawił wyraźny akcent na relacje amerykańsko-ukraińskie. To przełoży się na realne działania i współpracę obu krajów?
Bez wątpienia półgodzinna rozmowa Trumpa z Zełenskim była wynikiem starań francuskiego prezydenta, ale nie przeceniałbym jej. W czasie wojny opinia publiczna wie bardzo mało.
Cały czas, w tle prowadzone są poufne rozmowy przedstawicieli Zełenskiego z ekipą Trumpa. Dyplomacja lubi ciszę.
Zełenski określił ją jako dobrą i produktywne, dziękując Trumpowi za zdecydowanie i Macronowi – za zorganizowanie spotkania.
To bardzo zdawkowy komentarz, nie wiemy, jak w praktyce przebiegała rozmowa. Słowo „produktywne” jest niezwykle pojemnym określeniem i w dyplomacji może oznaczać zarówno wiele, jak i nic. Bez wątpienia spotkanie było francuskiemu prezydentowi, który mierzy się z wieloma problemami i krytyką wewnątrz kraju, bardzo potrzebne. Nie sądzę jednak, by był to przyczynek do zawieszenia działań militarnych na froncie.
Dlaczego?
Jako historyk zajmowałem się I wojną światową i zgłębiałem temat działań polskiej dyplomacji w tym czasie. To mnie nauczyło, że jedynie konkretne źródło – dokument, szyfrogram, depesza, tajna i poufna korespondencja dają wgląd w rzeczywisty stan rzeczy. a nie zdawkowe informacje, strzępy rozmów. One nie mogą służyć do poważnej, głębszej analizy i budowania wartościowych ocen.
Stanowisko Trumpa w sprawie wojny w Ukrainie, jego oczekiwania co do zakończenia konfliktu, wciąż niewiele nam mówią, bo nie znamy szczegółów rozmów, jakie na ten temat prowadzi z przywódcami Ukrainy i Rosji.
Możemy przypuszczać, że dyplomacja ukraińska wiele robi, by dotrzeć do ośrodków decyzyjnych w otoczeniu Trumpa.
Owszem, próbuje eksponować swoje argumenty i chce zmieniać jego stanowisko, forsować zakończenie wojny na własnych warunkach, ale o wielu jej tajnych działaniach dowiemy się po czasie. Wracając do Francji, jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny, Pałac Elizejski próbował odgrywać rolę ważnego gracza i międzynarodowego rozjemcy. Dokładnie przed pięcioma laty, 9 grudnia 2019 roku, Zełenski, wówczas jeszcze w garniturze, zasiadł w Pałacu Elizejskim, obok Merkel – do stołu z Putinem.
Jak wiemy, ten format się nie sprawdził. Marzenia o utemperowaniu Rosji spełzły na niczym, a Paryż stał się miejscem nieudanych negocjacji.
Ukraina może coś ugrać?
Mówimy o ciężkich negocjacjach i silnym przeciwniku – Rosji. Zresztą po spotkaniu Trumpa i Zełenskiego we Francji, już pojawiły się pierwsze komentarze z Moskwy. Wynika z nich jasno, że warunki ukraińskie nie są do zaakceptowania przez Putina, ponieważ nie wnoszą nic nowego i nie spełniają oczekiwań strony rosyjskiej.
Każda ze stron wie, że czas zawieszenia broni zostanie wykorzystany jedynie na dozbrojenie zarówno Ukrainy, jak i Rosji.
Czyli Trump, mimo szumnych wypowiedzi, nie doprowadzi do błyskawicznego zakończenia wojny?
Schodząca z waszyngtońskiej sceny obecna administracja przesyła jeszcze maksymalną ilość uzbrojenia i amunicji, a politycy europejscy pospiesznie budują alternatywne rozwiązania. Ciężar pomocy dla Ukrainy, co potwierdził ostatnio Trump w swoim telewizyjnym wywiadzie, spadnie na barki mieszkańców Europy. Wyborcze zapowiedzi i plan Trumpa to nadal zagadka. Aby go zrealizować, musiałby być duży nacisk tak na Rosję, jak i na Ukrainę, ale w takim wypadku – biorąc pod uwagę zaakceptowanie żądań Putina – dochodzimy do ściany. Zawali się bowiem cały system europejski zbudowany po 1945 roku, którego podstawą jest nieuznawanie granic wytyczonych siłą.