Przypomnijmy: w nocy z czwartku na piątek Izrael zaatakował cele wojskowe, nuklearne i cywilne w Iranie. Liczba ofiar nie jest znana, ale wiadomo, że zginęli m.in. szef Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Hosejn Salami i szef sztabu irańskich sił zbrojnych Mohammad Bagheri. Wśród ofiar mają też być cywile, w tym kobiety i dzieci. W piątek izraelskie wojsko poinformowało o odwecie: Iran wystrzelił ponad 100 dronów w kierunku terytorium Izraela. Sytuacja jest dynamiczna, ale nie ma wątpliwości, że zmasowane izraelskie naloty na Iran będą miały serię poważnych globalnych konsekwencji, które opisał Maciek Kucharczyk w tekście: „Izrael zaatakował Iran. Co to oznacza?”.
Skupmy się teraz na samym Izraelu, a dokładnie na izraelskim przywódcy. Benjamin Netanjahu dąży do wojny z Iranem po to, żeby utrzymać się przy władzy. Przez ostatnie półtora roku w Strefie Gazy zginęło co najmniej 50 tysięcy osób, a niektóre statystyki mówią o 70 tysiącach. Teraz stawką są życia obywateli Izraela i Iranu. Niewykluczone jest wciągnięcie w ten konflikt Stanów Zjednoczonych. Śmierć cywilów – w tym kobiet i dzieci – wygląda jak cel, a nie efekt uboczny wojny prowadzonej przez rząd Netanjahu. On sam jest zaś ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny pod zarzutem zbrodni przeciwko ludzkości.
Myślę, że uznanie Netanjahu za człowieka, który stanowi największe zagrożenie dla światowego bezpieczeństwa – tak, większe niż Putin – jest stanowiskiem całkowicie do obronienia.
Dlaczego Izrael zaatakował Iran
Netanjahu atakuje Iran, bo Stany Zjednoczone i Iran są na zaawansowanym etapie negocjacji dążących do zniesienia sankcji nałożonych na Teheran i normalizację stosunków dyplomatycznych z USA. Iran miałby się w zamian zobowiązać do zaprzestania rozwoju swojego programu jądrowego w zakresie, który pozwoliłby mu na rozwój broni atomowej.
Takie porozumienie zostało już zawarte w 2015 roku. Trump obiecał w czasie swojej pierwszej kampanii prezydenckiej, że porzuci je po dojściu do władzy i tak właśnie w 2018 roku zrobił. Jednak teraz, po siedmiu latach, wrócił do stołu negocjacyjnego, bo jedynym sposobem na powstrzymanie Iranu od stworzenia bomby atomowej jest dyplomacja.
Bombardowanie irańskiej infrastruktury jądrowej może oddalić Teheran od osiągnięcia zdolności wzbogacania uranu może o rok, może o kilka lat. Ale tylko wzmocni determinację władz Iranu. Porozumienie zawarte w wyniku negocjacji, zapewniające Iranowi podstawowe gwarancje bezpieczeństwa i zdejmujące sankcje, które duszą gospodarkę kraju, to droga do długoterminowej stabilizacji.
Netanjahu nie ma w tym żadnego politycznego interesu, bo tylko wojna i poczucie ciągłego zagrożenia – permanentny stan wyjątkowy – stanowią paliwo jego politycznej kariery. To jedyne, co stoi między nim a polityczną marginalizacją, procesami karnymi w Izraelu i potencjalnie spędzeniem reszty życia w więzieniu w Hadze za zbrodnie wojenne.
Co teraz zrobi Izrael
Dlatego nie cofnie się przed niczym. Wręcz przeciwnie. Będzie parł do przodu, bo potrzebuje tego, żeby wciągnąć Stany Zjednoczone do wojny z Iranem; w jego interesie jest, by odpowiedź Teheranu uderzyła też w USA. Ludzie w Strefie Gazy nadal będą ginąć, co doprowadzi do dramatycznego wzrostu antysemityzmu na świecie. Bo im więcej antysemickich incydentów, tym lepiej dla niego.
Syjonizm Netanjahu żywi się antysemityzmem i dąży do jego rozpalania. To jego tarcza i polisa ubezpieczeniowa. Tworzy rzeczywistość, w której tylko ci Żydzi, którzy stoją po stronie zbrodni wojennych, mają prawo przynależeć do wspólnoty. To paliwo dla najgorszych antysemickich uprzedzeń.
Izrael Netanjahu to państwo, które stawia się ponad prawem i absolutnie podstawowymi regułami współżycia międzynarodowego. Zasługuje na status pariasa – na sankcje o skali większej niż te, które Unia Europejska i USA nałożyły na Rosję. Na bojkot polityczny, kulturalny i gospodarczy, na zaprzestanie wszelkich relacji dyplomatycznych. Na pełne osamotnienie.
Mógłbym napisać na koniec, że „to najwyższa pora”, by Izrael spotkało takie traktowanie. Rzecz w tym, że ta „najwyższa pora” trwa już od co najmniej kilkunastu miesięcy, a im dłużej udajemy, że tak nie jest, tym bardziej Netanjahu czuje się bezkarny.
Zmuszenie polskiej klasy politycznej do tego, żeby zmierzyła się z tą rzeczywistością, nie jest już tylko naszym moralnym obowiązkiem. Z każdym kolejnym dniem staje się coraz bardziej podstawową sprawą dla naszego bezpieczeństwa.