Megafauna Australii na wymarciu
Megafaunę tę tworzyły również spore drapieżniki, w tym np. Thylacoleo, czyli lew workowaty. Wbrew pozorom nie był on lwem, ale mięsożernym torbaczem o wielkiej sile i zwinności.
Obok niego polowały też inne drapieżne torbacze, np. wilkowory, które wymarły jako ostatni przedstawiciele megafauny Australii. W 1986 r. uznano je ostatecznie za wymarłe.
Do dzisiaj na kontynencie australijskim przetrwał tylko jeden duży ssak drapieżny tych rozmiarów – to dingo, który jest jednak nie torbaczem, ale przybyłym tu z ludźmi łożyskowcem. Należy do psowatych i pod jego presją drapieżne torbacze znalazły schronienie głównie na wyspie Tasmania.
To alternatywa dla kontynentalnej Australii. Tu żyły ostatnie wilkowory, tu przetrwał diabeł tasmański – dzisiaj największy z mięsożernych torbaczy australijskich, należący do niełazowatych. Osiąga rozmiary dużego jamnika i przez lata żył tylko w tasmańskich lasach pierwotnych.
Diabły tasmańskie już wypuszczono w Australii
W czasie pandemii zapadła jednak decyzja, by w trosce o losy gatunki przenieść część diabłów tasmańskich do kontynentalnej Australii, w której występowały one jeszcze mniej więcej 1000 lat p.n.e., w czasach wojny trojańskiej i faraonów egipskich.
Projekt Aussie Ark doprowadził do tego, że w 2020 r. pierwsze 26 diabłów zostało wypuszczonych na wolność w sanktuarium Barrington Tops, ok. 300 km na północ od Sydney.
W październiku 2020 r. aktor Chris Hemsworth i jego żona Elsa Pataky zrobili to osobiście i uwolnili 11 zwierząt, które dołączyły do 15 osobników wypuszczonych w marcu 2020 r.
Diabły wróciły do kontynentalnej Australii, żyją już w niej i rozmnażają się. Na tym jednak nie koniec. Projekt Aussie Ark, który ma doprowadzić do ocalenia ginących przedstawicieli tutejszej fauny, objął też jego krewniaka.
Diabeł tasmański należy do reliktowej rodziny niełazów – mięsożernych torbaczy, obejmujących jednak w większości gatunki bardzo małe i głównie owadożerne. Do takich należą myszowory, ryjowniczki czy grobugoniki. Te nieduże torbacze mają wielkość myszy czy szczura. Niełazy właściwe są jednak większe, a diabeł tasmański to ich największy przedstawiciel.
Niełaz plamisty wraca do Australii. Mówią o nim „kuna”
Niełaz plamisty jest jego bliskim krewnym, który różni się jednak od niego wyglądem, gabarytami i trybem życia. Ten drapieżny torbacz waży niecałe 2 kg, ma zatem wielkość kuny i jest do niej dość podobny.

Nazywano go niegdyś nawet „kuną workowatą”. Także świetnie chodzi po drzewach i kryje się w dziuplach. Poluje na małe kręgowce, np. żaby, jaszczurki, ptaki i ich pisklęta, małe torbacze i gryzonie, potrafi jednak zagryźć królika, a nawet niedużego wombata. Ma dość awanturniczy charakter i bywa, że porywa farmerom ich zwierzęta, np. drób.
To przepiękne zwierzę. Ma ciało brunatne albo wręcz nawet czarne, ale pokryte wspaniałymi białymi plamami, przez co wygląda jak małe, rozgwieżdżone niebo. To duch nocy, bo pod jej osłoną się przemyka, by polować. I także jest zagrożony.
Wielki powrót niełaza plamistego do Australii
Niełaz plamisty tym się różni od diabła tasmańskiego, że w kontynentalnej Australii przetrwał jeszcze do czasów współczesnych. W XIX w. widzieli go tam europejscy kolonizatorzy, a ostatnie stwierdzenie tego drapieżnika z kontynentalnej Australii pochodzi z 31 stycznia 1963 r.
Minęło ponad 60 lat i od tamtej pory widziano go jedynie na Tasmanii i okolicznych wysepkach. Owszem, w kontynentalnej części Australii przetrwali jego najbliżsi krewni, np. niełaz eukaliptusowy z południowo-zachodniej Australii, niełaz północny z – jak sama nazwa wskazuje – północnej części kraju (choć nie tylko), wreszcie niełaz wielki ze wschodniej Australii, zwierzę o wadze 5 kg i drugie w rodzinie po diable tasmańskim.
Inne niełazy żyją na Nowej Gwinei i niektórych wyspach Indonezji, ale sam niełaz plamisty z kontynentalnej Australii zniknął.

Teraz projekt Aussie Ark go przywraca. Dziesięć osobników tych zwierząt wypuszczono właśnie w liczącym 400 hektarów Barrington Wildlife Sanctuary otwartym w 2021 r. To tereny w Nowej Południowej Walii, na północ od Sydney.
Zwierzęta i park zostały wyposażone w nadajniki radiowe VHF i nadajniki GPS, sieć kamer obserwacyjnych składającej się z 54 fotopułapek i żywopułapki, do których niełazy będą co kwartał odławiane w celu ich zbadania.
„Musimy lepiej zrozumieć rolę niełazów w ekosystemie, w którym kiedyś żyły, ale w którym nie występowały przez prawie 70 lat” – mówi Thomas Newsome, który stoi na czele projektu.
Australijczycy będą długoterminowo obserwowali, jak niełazy plamiste radzą sobie w nowych warunkach i planują również wypuszczać kolejne w innych, połączonych lokalizacjach. Tak, aby doszło do wymieszania puli genetycznej.