Piątkowa decyzja Urzędu Ochrony Konstytucji, czyli niemieckiego kontrwywiadu, nie jest niespodzianką, bo na poziomie lokalnym, np. w Turyngii, AfD już została tak zakwalifikowana. Ale sam fakt, że tutejsze służby zdecydowały się na taki krok, zadziała jak dynamit w publicznej dyskusji, bo mamy do czynienia z drugim największym ugrupowaniem w niemieckim parlamencie, a patrząc na ostatnie sondaże, AfD jest w drodze do zajęcia pozycji lidera, oczywiście, gdyby dziś odbywały się wybory.
Co prawda w powojennej historii Niemiec podobne działania podjęto wobec innych ugrupowań, jak skrajnie prawicowa NPD (dziś Heimat), Der III Weg (Trzecia Droga), czy skrajnie lewicowa Marksistowsko-Leninowska Partia Niemiec (MLPD), ale AfD to jednak zupełnie inny kaliber, co może oznaczać bunt sporej części społeczeństwa.
AfD na celowniku. Długi, tajny raport
Niemieckie służby, podejmując decyzję o zakwalifikowaniu AfD jako skrajnej prawicy, polegały na ponad tysiącstronicowym tajnym raporcie dotyczącym działalności partii. I fakt, że nie zostanie on opublikowany, może jeszcze bardziej podgrzać atmosferę na niemieckiej scenie politycznej, wywołując podejrzenia, że raport jest blefem.
Ale tajemnicą nie jest, że AfD ma powiązania ze skrajnie prawicowymi organizacjami, a w partii działa tzw. skrajnie prawicowe skrzydło. To przede wszystkim byli działacze NPD, którym odcięto źródło finansowania, służby alarmowały też o tzw. obywatelach Rzeszy, którzy mają działać w strukturach AfD. Chodzi o osoby, które negują niemiecki system prawny i identyfikują się jako spadkobiercy ideologii Trzeciej Rzeszy. Mają własne paszporty, dowody osobiste, a nawet organizują w darknecie zbiórki i zakupy broni i amunicji, by przeprowadzić w przyszłości zamach na obecne władze i służby.
Na celowniku służb jest również jeden z liderów AfD – Björn Höcke, którego oficjalnie można w Niemczech nazywać faszystą, o czym zdecydował w 2022 roku sąd krajowy w Hamburgu. W przeszłości proponował on tzw. historyczny zwrot o 180 stopni, a pomnik ofiar Holocaustu nazwał pomnikiem hańby, bo utrwala winę Niemiec. Podczas wyborczych spotkań używał również zakazanego sformułowania „Alles für Deutschland”, czyli „wszystko dla Niemiec”, wykorzystywanego przez paramilitarne oddziały SA w czasach Trzeciej Rzeszy.
Delegalizacja prosta nie będzie
Zakwalifikowanie AfD jako partii skrajnie prawicowej co prawda otwiera furtkę do delegalizacji, bo może być impulsem dla przyszłych inicjatyw, ale o zakazaniu działalności tej partii może zdecydować jedynie Federalny Trybunał Konstytucyjny i to nie z własnej woli. Inicjatywę taką muszą wspólnie podjąć dwie izby niemieckiego parlamentu oraz niemiecki rząd. Ale biorąc pod uwagę, że Bundestag już na początku roku rozpatrywał taki wniosek grupy ponad 120 parlamentarzystów, który nie znalazł poparcia, kolejne inicjatywy mogą być trudne do przeforsowania.
Zresztą w takim tonie wypowiada się dziś wielu niemieckich polityków, w tym ustępujący kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Trybunał Konstytucyjny musiałby uznać, że poglądy, jakie obecnie głoszą członkowie AfD, są nie tylko polityczną retoryką, ale mają na celu obalenie systemu demokratycznego. Warto też dodać, że służby, które musiałyby inwigilować członków AfD, w szczególnych przypadkach musiałyby uzyskać zgodę tzw. parlamentarnej komisji G10 (nazwa od artykułu 10 ustawy zasadniczej), która kontroluje niemieckie służby. Co prawda w tej komisji członkami nie muszą być wyłącznie posłowie, ale niewykluczone, że w nowo wybranym parlamencie na liście znajdą się posłowie AfD, którzy dobrze będą wiedzieć, na kogo swoją uwagę zwrócił niemiecki kontrwywiad.
Dwie delegalizacje w powojennej historii Niemiec
W powojennej historii Niemiec zdelegalizowano dwie partie. W roku 1952 zakazano działalności Socjalistycznej Partii Rzeszy (SRP), która była ugrupowaniem prohitlerowskim i nazistowskim. Cztery lata później podobny los spotkał Komunistyczną Partię Niemiec (KPD), która zamierzała doprowadzić do rewolucji i upadku systemu konstytucyjnego.
Na początku XXI wieku próbowano dwukrotnie zdelegalizować neonazistowską partię NPD. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał, że nie da się rzetelnie ustalić, czy działania partii były autentyczne, czy prowokowane przez państwowych agentów. A chodziło o to, że w strukturach kierowniczych partii było zbyt dużo współpracowników niemieckich służb, które miały od środka kontrolować sytuację w partii. Druga próba też zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ sędziowie uznali, że NPD jako partia jest politycznie i społecznie zbyt słaba, by stanowić zagrożenie dla porządku demokratycznego.
Piątkowa decyzja będzie niewątpliwie początkiem społecznej i politycznej debaty na temat AfD, bo przez większość wyborców wspierających to ugrupowanie, szczególnie na wschodzie Niemiec, Alternatywa dla Niemiec nie jest partią skrajną. Politycznie może być gorąco już w przyszłym tygodniu, kiedy w Bundestagu wybierany będzie nowy kanclerz, a dwa dni później niemiecki parlament organizuje obchody 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Biorąc pod uwagę prorosyjskie spojrzenie AfD, debata może przerodzić się w ostrą kłótnię.