Zacznijmy od Wielkiej Brytanii. W kraju zawrzało w sobotę 28 czerwca, kiedy na festiwalu w Glastonbury punkowy artysta Bobby Vylan razem z widownią skandował „Death to the IDF” („Śmierć izraelskiej armii”). Premier Keir Starmer wyraził najgłębsze oburzenie, BBC posypała głowę popiołem za to, że nie przerwała transmisji. Sprawę opisałam szerzej w tekście „Świat oburzony hasłem z festiwalu Glastonbury. Bo nie zna izraelskich piosenek” – i do niego odsyłam, jeśli ktoś jest ciekaw szczegółów (albo tych izraelskich piosenek). Ale to było dziesięć dni przed tym, jak piszę ten tekst. Od tego czasu wiele się wydarzyło.
Środa. Głosowanie nad terroryzmem
W środę 2 lipca w brytyjskiej Izbie Gmin przegłosowano nowelizację ustawy o terroryzmie. Na wniosek rz±du do listy organizacji uznawanych za terrorystyczne dopisano trzy nowe. Zapraszam, można sobie porównać:
- Russian Imperial Movement (Rosyjski Ruch Imperialny) – neonazistowska grupa, której celem jest stworzenie „nowego rosyjskiego imperium”. W czasie wojny w Donbasie jej bojówki zwerbowały i przeszkoliły tysiące skrajnie prawicowych ochotników, którzy następnie wyruszyli na front.
- Maniac Murder Cult (Fanatyczny Morderczy Kult) – globalna satanistyczna organizacja, której celem jest „nihilistyczny narodowy socjalizm”. Według amerykańskiego Centrum Zwalczania Terroryzmu grupa jest odpowiedzialna za co najmniej 50 morderstw. W 2024 r. jej przywódca został aresztowany za to, że planował truć Żydów.
- Palestine Action (Akcja Palestyńska) – brytyjska propalestyńska organizacja, której celem jest zakończenie militarnej współpracy Wielkiej Brytanii z Izraelem. Działa w trybie nieposłuszeństwa obywatelskiego i akcji bezpośrednich: sprejuje napisy na siedzibach koncernów zbrojeniowych, przykuwa się do bram fabryk, zajmuje budynki, niszczy mienie firm, które sprzedają Izraelowi sprzęt (najczęściej oblewając je farbą). Nie stosuje i nie popiera stosowania przemocy wobec ludzi.
O Palestine Action zrobiło się głośno w czerwcu tego roku. Jej członkom udało się wedrzeć do RAF Brize Norton, czyli największej bazy brytyjskiego lotnictwa. To z niej samoloty RAF-u latają na Cypr, skąd z kolei prowadzą loty rozpoznawcze nad Gazą. Od końcówki 2023 r. wykonano ponad 500 takich lotów, a w grudniu 2024 r. premier Keir Starmer wzbudził pewne kontrowersje, kiedy w przemówieniu do brytyjskich żołnierzy na Cyprze stwierdził: „Nie za bardzo możemy powiedzieć światu, co tu robicie”. Aktywiści z Palestine Action wlali czerwoną farbę do silników dwóch wojskowych airbusów – latających cystern. Aresztowano cztery osoby, a ministerstwo obrony w specjalnym oświadczeniu ogłosiło, że maszyny, które wzięło na cel Palestine Action, nie były wykorzystywane do tankowania izraelskich samolotów.
Tutaj opowiadam o wydarzeniach w Wielkiej Brytanii w formie wideo:
Od soboty 5 lipca za członkostwo w Palestine Action lub jej wspieranie grozi do czternastu lat więzienia. To tyle samo co za przynależność do Al-Kaidy, ISIS czy Grupy Wagnera. Strona rządowa w parlamentarnej debacie argumentowała, że dzięki temu Palestine Action będzie miała mniej pieniêdzy i trudniej będzie jej „werbować i radykalizować ludzi”. Przeciwnicy nowelizacji mówili o „drakońskim środku” i „groźnym nadużywaniu władzy”. Wskazywali też, że normalnie za tego rodzaju akcje groziłyby zwykłe konsekwencje karne (które zresztą w przeszłości już wielokrotnie spotykały działaczy z Palestine Action), a nie wpisanie na listę organizacji terrorystycznych. Ostatecznie za rządową propozycją zagłosowało 385 członków Izby Gmin. Przeciwnych było 26.
Sobota. Dwa protesty w Londynie
W dniu, kiedy nowe przepisy weszły w życie, w Londynie odbyła się pikieta poparcia dla Palestine Action. Organizator poinformował z wyprzedzeniem policję, że takie wydarzenie się odbędzie i że będzie mieć pokojowy charakter. Jeśli kogoś szokowały okrzyki na festiwalu w Glastonbury, to ten protest nie miał prawa zszokować nikogo. Kilkadziesiąt osób siedziało spokojnie na londyńskim placu pod pomnikiem Mahatmy Gandhiego. Trzymały plansze z napisem „Sprzeciwiam się ludobójstwu. Popieram Palestine Action”. Mimo to na miejscu pojawiła się policja i rozpoczęła aresztowania.
Zatrzymana została m.in. 83-letnia Sue Parfitt, emerytowana pastorka kościoła anglikańskiego. Media społecznościowe obiegły zdjęcia, jak siedzi na rozkładanym krzesełku przed pomnikiem, a potem prowadzą ją mundurowi. I film z seniorką w koloratce, która tłumaczy, że przyszła na protest, bo uznawanie Palestine Action za terrorystów to nonsens, a władza ogranicza prawa obywatelskie. Inny zatrzymany uczestnik pikiety – prawnik Tim Crosland, były pracownik rządowy – podczas aresztowania powiedział: „Takie rzeczy dzieją się w dzisiejszej Wielkiej Brytanii za sprzeciwianie się ludobójstwu. Robi wrażenie, czyż nie?”.
Także w sobotę miała miejsce akcja bezpośrednia na paradzie równości w Londynie. Osoby z organizacji Youth Demand oblały farbą platformę firmy technologicznej Cisco. Powód? Taki sam jak niedawno w Warszawie, kiedy na naszej paradzie aktywiści oblali farbą platformę Maerska – duńskiego armatora, który według dziennikarzy śledczych transportuje do Izraela wyposażenie wojskowe. Cisco na przestrzeni ostatnich lat wielokrotnie współpracowało z Izraelem, m.in. dostarczając armii rozwiązań technologicznych i komunikacyjnych. Po akcji aresztowano pięć osób. Na nagraniach widać, jak wleczone przez policjantów kobiety wołają, że brytyjski rząd powinien wziąć współodpowiedzialność za to, co dzieje się w Gazie, a koncern współpracujący z Izraelem nie ma prawa uczestniczyć w paradzie równości.
Szokuje was Londyn? Poczekajcie na Berlin
Ale na tle innych europejskich państw Wielka Brytania niekoniecznie jest jakimś niechlubnym wyjątkiem. W konkursie na największą europejską przyjaciółkę Izraela wydaje się wygrywać Republika Federalna Niemiec. Oto kilka przykładów ilustrujących, do czego posuwają się ostatnio niemieckie władze.
- Nieprawomyślny strój w Bundestagu. W czerwcu tego roku marszałkini niższej izby niemieckiego parlamentu wyrzuciła z sali plenarnej posłankę Cansin Köktürk (Die Linke), bo ta miała na sobie T-shirt z napisem „Palestine”. Dwa miesiące wcześniej Köktürk przyszła do Bundestagu w kefiji zawiązanej jak apaszka. Trzech polityków partii rządzącej napisało wtedy pismo, w którym powiązali kefiję z antysemityzmem, przemocą oraz terrorem, i wezwali do zakazu jej noszenia w parlamencie.
- Deportacje za aktywizm. W kwietniu niemieckie władze uznały, że deportują cztery osoby – Polkę, Amerykanina i dwóch Irlandczyków – za udział w propalestyńskich demonstracjach, bo rzekomo stanowią one zagrożenie dla racji stanu Bundesrepubliki. Niech to wybrzmi: protesty przeciwko ludobójstwu prowadzonemu przez obcy kraj stoją w sprzeczności z niemiecką racją stanu.
- Berlińska policja: obrazek pierwszy. Jeśli chodzi o zatrzymywanie ludzi na demonstracjach – we wrześniu 2024 media społecznościowe obiegło nagranie, na którym cała grupa policjantów goni i zatrzymuje jednego chłopca z palestyńską flagą. Zobaczcie na własne oczy, jak to wyglądało:
- Berlińska policja: obrazek drugi. Druga sytuacja jest świeżutka, pochodzi już z lipca tego roku. Podczas propalestyńskiej demonstracji niemiecka policja aresztowała członka antywojennej żydowskiej organizacji Jüdische Stimme, którego rodzina ze strony ojca została zamordowana w Holokauście. Powód? Według służb podczas wiecu „gloryfikował Holokaust”.
- Antysemickie zawieszenie broni. I jeszcze jedna sytuacja, w której akurat nie chodzi o służby i władze państwowe, ale pozwolę sobie ją dorzucić. W poniedziałek 7 lipca do publicznej wiadomości przedostały się wyimki z wewnętrznej instrukcji, którą muzeum obozu w Buchenwaldzie rozdało swojej ochronie i działowi edukacji. Instrukcja wymienia potencjalnie antysemickie, podejrzane symbole i hasła, na których obecność należy zwrócić uwagę, jeśli pojawiają się na terenie obozu. Obok m.in. germańskich run znalazło się tam – to nie żart – wezwanie do zawieszenia broni. Na listę trafił też arbuz (emoji powszechnie używane jako symbol Palestyny). W wystosowanym po tym przecieku oświadczeniu muzeum nie wycofuje się z tego fragmentu.
A jeśli chodzi o Polskę…
Nasz rząd stara się raczej niewiele mówić o Izraelu i Palestynie. Uczestników propalestyńskich wieców zdecydowanie nie spotykają też takie konsekwencje jak w Niemczech (o to, w jakim stylu policja rozgania niepożądane demonstracje, należałoby pytać raczej np. Ostatnie Pokolenie). Trzy wypowiedzi przedstawicieli polskich władz, które wzbudziły bodaj największy społeczny sprzeciw, wyglądały tak:
- Premier Donald Tusk w styczniu tego roku zapewnił, że jeśli ścigany za zbrodnie wojenne Benjamin Netanjahu przyjedzie do Polski na obchody wyzwolenia Auschwitz, to nasz kraj zlekceważy swoje międzynarodowe zobowiązania i nie przekaże go do trybunału w Hadze.
- Wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski także w styczniu ogłosił w mediach, że „nie ma czegoś takiego jak Palestyna”. (Tę wypowiedź szeroko omówiła na łamach Gazeta.pl moja redakcyjna koleżanka Wiktoria Beczek – polecam, jeśli ktoś chce poczytać więcej o tym, jaki jest stosunek naszego kraju do palestyńskiej państwowości).
- Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w listopadzie 2023 r. zakazał demonstracji pod hasłem „Ani jednej bomby więcej – Wolna Palestyna”, która miała zakończyć się pod ambasadą Izraela. Jak stwierdził, niektóre osoby na propalestyńskich marszach „gloryfikują agresję” (miał na myśli norweską studentkę, która na jeden z wcześniejszych protestów przyniosła baner z gwiazdą Dawida w koszu na śmieci). „Każdy, kto buduje swoje poparcie i tożsamość, łącząc się z podobnymi agresywnymi w swojej wymowie działaniami, de facto wspiera terror i nie tylko poniża ofiary wojny, ale także depcze ludzką godność” – napisał Trzaskowski. Stołeczna policja mgliście oznajmiła, że demonstracja może zostać wykorzystana jako okazja do podjęcia „radykalnych działań zwiększających zagrożenie terrorystyczne”.
Społeczeństwa się buntują
„To ludobójstwo leci w telewizji w 4K. Nie będzie można mówić, że się o nim nie wiedziało” – powiedział niedawno o Palestynie irlandzki aktor Liam Cunningham. Rzeczywiście. Po niespełna dwóch latach od początku inwazji Izraela na strefę Gazy każdy, kto ma internet, natknął się na zdjęcia gruzów miasta, widział filmy, na których palestyńscy rodzice opłakują zabite dzieci, przeczytał coś o głodzie, chorobach, zbombardowanych szpitalach. I ta wiedza znajduje odbicie w nastrojach społecznych w Europie.
Liczby? Proszę bardzo. Firma badawcza YouGov począwszy od 2016 r. pyta mieszkańców kilku europejskich państw, czy ich stosunek do Izraela jest pozytywny, czy negatywny. W tym roku poziomy antypatii są rekordowo wysokie. W maju o Izraelu pozytywnie wypowiedziało się – w zależności od państwa – tylko 13-21 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Danii, Hiszpanii i Włoch. Dwie trzecie osób z badanych krajów było do Izraela nastawiona negatywnie. Jednocześnie od końca 2023 roku przez cały czas rośnie sympatia dla Palestyny. W Wielkiej Brytanii, Włoszech i Hiszpanii wynosi już ponad 30 proc. Tu znajdziecie link do pełnego badania.
W procesie zachodzenia zmian społecznych istnieje coś takiego jak punkt krytyczny. Jak wskazują badania (linkuję wam dwa, jedno i drugie): kiedy jedna czwarta populacji przyjmie jakiś pogląd czy zachowanie, to pozostali zaczynają do niej dołączać. Konsensus społeczny przechyla się w stronę stanowiska dotąd reprezentowanego przez mniejszość. I wydaje się, że europejskie społeczeństwa w sprawie poparcia Palestyny i potępienia dla Izraela osiągnęły już ten próg.
A rządy? Rządów to nie obchodzi
To, co dzieje się obecnie w Wielkiej Brytanii i Niemczech, to sytuacja bez precedensu. Brytyjscy politycy w błyskawicznym trybie uznają organizację, która nie stosuje przemocy, za terrorystów o statusie prawnym równym Al-Kaidzie i Grupie Wagnera. Niemieckie służby oskarżają sprzeciwiających się wojnie Żydów o to, że sławią Holokaust, a władze szafują hasłami o racji stanu, byleby deportować protestujących. W imię obrony reputacji innego kraju europejskie rządy ograniczają – jak mówiła pastorka Sue Parfitt – swobody obywatelskie we własnych państwach. Prawo do protestu, wolność słowa – te podstawowe wartości w europejskich demokracjach tracą znaczenie, gdy w grę wchodzi temat czynów Izraela w Palestynie. A z prawami obywatelskimi jest tak, że kiedy naruszy się je raz, potem zwykle dają się naruszać coraz łatwiej.
Jak będą się układać nastroje i na jak mocny nacisk zdecydują się rządy? Na ten moment wydaje się prawdopodobne, że działania rządu Keira Starmera, a być może także postawa niemieckich władz, na krótką metę okażą się kontrskuteczne. Że tylko nasilą wśród obywateli poczucie niesprawiedliwości, a za nim gniew i bunt. To może jeszcze przyspieszyć zmianę społeczną i skłonić ludzi do aktów oporu – już nie tylko wobec działań rządu Netanjahu, ale także własnych rządów. A wtedy przekonamy się, czy władze potrafią spuścić z tonu – czy jednak postarają się wziąć obywateli pod but.