Życie w oceanie, przynajmniej rybie życie, to nie tylko pływanie w toni. To złożona sieć relacji: ryby łączą się w ławice, bronią rewirów, rywalizują o partnerów. Te zachowania nie są tylko biologiczną ciekawostką – są podstawą stabilności całych ekosystemów. Tym bardziej niepokoi badaczy to, że substancje chemiczne obecne w wodzie mogą je poważnie zakłócać.
Kyle Morrison, doktorant z UNSW Sydney i autor artykułu opublikowanego w serwisie The Conversation wraz z zespołem przeanalizował wyniki 37 eksperymentów dotyczących wpływu 31 różnych pestycydów na zachowania społeczne 11 gatunków ryb.
Wynik? Prawie we wszystkich przypadkach pestycydy sprawiały, że ryby stawały się mniej społeczne. Najbardziej ucierpiało zachowanie godowe – ryby podejmowały znacznie mniej prób zalotów i przyciągania partnerów. To poważny sygnał ostrzegawczy dla przyszłości populacji.
„Wyobraźmy sobie ocean bez kolorowych ławic ryb, tylko pojedyncze osobniki dryfujące samotnie” – pisze Morrison. – „Ekosystemy zaczynają się wtedy rozpadać, i to długo przed tym, zanim media poinformują o masowym wymieraniu”.
Zatrute zachowania, nie tylko woda
Australia należy do światowych liderów pod względem zużycia pestycydów. Dopuszczonych do obrotu jest tam ponad 11 tysięcy produktów chemicznych. Część z nich nadal jest używana mimo zakazów obowiązujących już w Unii Europejskiej.
Po oprysku pól, chemikalia spływają z wodą opadową do rzek, jezior i oceanów. Ryby absorbują je przez skrzela lub zjadają zatrutą zdobycz. W stężeniach subletalnych, czyli nieprowadzących do natychmiastowej śmierci, pestycydy nadal mogą wpływać na funkcjonowanie mózgu, gospodarkę hormonalną i właśnie zachowania społeczne.
„Dotąd większość badań skupiała się na indywidualnych rybach – na przykład jak szybko pływają po kontakcie z pestycydem” – zauważa Morrison. – „Ale ryby to nie samotnicy. Potrzebujemy wiedzieć, co dzieje się z ich interakcjami”.
Zaniedbany aspekt regulacji
Jednym z najczęściej badanych związków był glifosat – popularny herbicyd. Okazało się, że to właśnie on najsilniej zakłócał zachowania społeczne, najpewniej poprzez wpływ na poziom hormonów i funkcjonowanie układu nerwowego.
To otwiera drzwi do dalszych badań. Naukowcy mogliby sprawdzić, jak zmiana poziomu testosteronu przekłada się np. na zdolność do obrony terytorium. Takie powiązania między „mechanizmami wewnętrznymi” a zachowaniem to dziś kluczowe pytania toksykologii środowiskowej.
Zespół Morrissona wskazuje też luki w dotychczasowych badaniach: większość eksperymentów prowadzona była na łatwych do hodowli „modelowych” gatunkach, takich jak danio pręgowany, medaka czy gupik. Rzadziej uwzględniano ryby występujące w naturalnych warunkach, a stosowane dawki chemikaliów często nie odzwierciedlały realnych poziomów obecnych w wodach.
Zachowanie jako wczesne ostrzeżenie
Obecne przepisy środowiskowe nie biorą pod uwagę zachowań jako wskaźnika toksyczności. A to właśnie one mogą być „czujnikiem” wykrywającym zagrożenie zanim dojdzie do katastrofy. Morrison postuluje, by zmienić podejście:
„Zachowanie powinno być traktowane jako wiarygodny i ważny wskaźnik bezpieczeństwa pestycydów” pisze. „To może pomóc wychwycić zagrożenia, zanim dojdzie do masowego wymierania”.
Potrzebne są nie tylko lepsze regulacje, ale też ujednolicenie metod naukowych, tak by wyniki badań mogły być łatwo porównywane i wykorzystywane w procesach decyzyjnych. Współpraca regulatorów i naukowców może dać narzędzia do skuteczniejszej ochrony ekosystemów wodnych.
Bo choć dużo uwagi poświęcamy emisjom CO₂ i przełowieniu, nie mniej istotne są chemiczne zagrożenia, które, choć ciche, mogą podmywać podstawy życia w wodach całego świata