Umowę podpisano uroczyście na ubiegłotygodniowych targach zbrojeniowych MSPO w Kielcach. Była tą zdecydowanie największą z zawartych na wydarzeniu o wartości maksymalnej 5,8 miliarda złotych, z czego 3,9 miliarda to zamówienie podstawowe, a 1,9 miliarda w ramach opcji. To pierwsze obejmuje dostarczenie 28 zestawów, a drugie 18. Termin realizacji przewidziano na lata 2030-38. Formalnie nowe radary mają stanowić element systemów przeciwlotniczych krótkiego zasięgu Narew, ale w praktyce będą istotnym wsparciem dla całego systemu obrony polskiej przestrzeni powietrznej. Tym samym do brzegu dotarł bardzo długi i zawiły program stworzenia niezwykle rzadkiego rozwiązania.
Obserwowanie eteru z ukrycia
Rzadkiego, ponieważ na świecie prawie nie występują tak zwane radary pasywne, które są przy tym kompaktowe i mobilne. Podobne opracowali i oferują na sprzedaż jedynie Czesi. Sama koncepcja takiego radaru nie jest nowa, a właściwie jest tak stara jak same radary. Te klasyczne, czyli aktywne, działają na zasadzie wysyłania fal elektromagnetycznych i odbierania tych, które odbiją się od jakiegoś obiektu. Pasywne, czyli takie jak właśnie kupione PET/PCL, żadnego sygnału nie wysyłają, tylko wyłapują te już będące w przestrzeni. Czyli same pozostając w ukryciu, nasłuchują.
W skład polskiego systemu wchodzą dwa elementy, owe PET i PCL. PET to Passive Emitter Tracking, czyli pasywne śledzenie emiterów. Jego działanie polega na wychwytywaniu różnych sygnałów nadawanych przez samolot, śmigłowiec, rakietę czy drona. Na przykład tych wysyłanych przez ich systemy łączności, radary czy choćby wysokościomierze. PCL to Passive Coherent Location, czyli coś, co trudno wprost przetłumaczyć na polski. Ewentualnie pasywne uzyskiwanie spójnej lokalizacji. Oznacza to wyłapywanie sygnałów radarów aktywnych, radia, telewizji, telefonii komórkowej czy nawet satelitów, odbitych od obiektów znajdujących się w powietrzu. Łącząc informacje pozyskane z obu systemów i kilku współpracujących stacji, komputery mają być w stanie z dość dużą precyzją narysować obraz sytuacji w przestrzeni powietrznej wokół. Zagęszczenie najróżniejszych emisji elektromagnetycznych wysyłanych przez ludzkość w powietrze ma być tak duże, że ukrycie się przed takim namierzaniem jest trudne. Konstruktorzy PET/PCL z firmy PIT-Radwar twierdzą od lat, że nadaje się on nawet do namierzania samolotów czy dronów budowanych zgodnie z filozofią stealth. Ich „niewidzialność” jest bowiem zoptymalizowania do radzenia sobie z radarami aktywnymi i to nie wszystkimi. Nie z masą chaotycznych sygnałów w eterze.
Każdy zamówiony zestaw PET/PCL to 4 duże ciężarówki z kabiną dla operatorów i dwoma podnoszonymi masztami dla anten. Podczas pracy mają stać w odległości kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrów od siebie. Dzięki temu odbierając sygnały odbijane od obiektów w powietrzu z różnych kierunków, umożliwią komputerom wyliczenie, w jakim miejscu w przestrzeni się znajdują (kierunek, odległość i wysokość), a nie tylko w jakim kierunku. Ta fuzja różnych uzyskanych sygnałów w jeden obraz ma być sercem całego systemu i jego najtrudniejszym do opracowania elementem.
Odległa przyszłość
Program stworzenia PET/PCL zaczęto formalnie w 2012 roku w ramach programu współfinansowanego przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Prototyp pokazano publicznie już od 2018 roku i od tego czasu wielokrotnie stanowił tło różnych wydarzeń z udziałem polityków. Dopracowanie systemu, a następnie próby i formalnie testy wojskowe trwały jednak do końca 2023 roku. Od tego czasu ciągnęły się trudne negocjacje pomiędzy Polską Grupą Zbrojeniową (PIT-Radwar jest jej częścią) a Agencją Uzbrojenia. Jak zazwyczaj głównym problemem w ich trakcie była cena. Nieoficjalnie pojawiały się też w środowisku dziennikarzy branżowych twierdzenia, o oczekiwaniu ze strony wojska pewnych unowocześnień podzespołów elektronicznych po upłynięciu ponad dekady od początku prac. Początkowo twierdzono, że umowa zostanie zawarta w 2024 roku, ale się to przeciągnęło do teraz. Finalnie uśredniona cena za jeden zestaw to 126 milionów złotych, w co najpewniej wchodzą jednak różne elementy dodatkowe jak szkolenie i wsparcie techniczne.
Choć sama umowa to powód do świętowania, bo polskie wojsko dostanie opracowany i produkowany w Polsce unikalny system radarowy, to mało wesołym jej elementem są terminy. Pierwsza stacja dopiero w 2030 roku i dostawy trwające do 2038 roku. Wcześniej podawano przewidziany początek dostaw na 2028 rok. Nie poinformowano, z czego wynikają tak odległe terminy. Powodem mogą być jak zawsze pieniądze, czas, w jakim będą formowane pierwsze oddziały wyposażone w systemy Narew (w docelowej formie pierwsze w 2027 roku) albo zdolności PIT-Radwar do podjęcia seryjnej produkcji. Możliwe, że mieszanka wszystkich tych trzech.
Choć formalnie PET/PCL są lokowane w ramach wspomnianej Narwi, to faktycznie mają służyć całemu systemowi obrony przeciwlotniczej kraju. Radar pasywny najlepiej nadaje się do obserwowania z ukrycia przestrzeni powietrznej i ostrzegania o nadciągającym zagrożeniu. Najpewniej nie dostarczy danych o jego lokalizacji na tyle dokładnych, aby można było na tej podstawie odpalać rakiety. Te będą musiały pochodzić z tradycyjnego radaru aktywnego włączonego na chwilę, aby precyzyjnie ustalić położenie celu. Takie „zaświecenie się” oznacza jednak wysokie ryzyko wykrycia przez przeciwnika i wysłania w kierunku źródła fal radarowych specjalnych rakiet lub dronów, które powinny się na nie naprowadzić. Dlatego na współczesnym polu walki precyzyjne radary aktywne są włączane jak najrzadziej. Łatwo więc zrozumieć, dlaczego pozostający w ukryciu PET/PCL jest dla nich cennym uzupełnieniem. Pozostając niezagrożony, może wstępnie wykrywać wroga.
Przed Szahedami nie obroni
Jest jednak wątpliwe, aby PET/PCL istotnie pomógł w radzeniu sobie z takimi małym rosyjskimi dronami, jakie coraz częściej wlatują nad Polskę. Po pierwsze standardowym problemem jest to, że latają na małych wysokościach, przez co szybko znikają za horyzontem radarowym i są trudne do zauważenia dla wszystkiego, co stoi na ziemi. Po drugie są małe. Razem sprawi to, że element PCL najpewniej nie będzie wobec nich szczególnie skuteczny. Podobnie PET, ponieważ zdecydowana większość takich małych dronów nie emituje żadnych sygnałów. Nie mają swoich radarów, poza nielicznymi wyjątkami nie mają systemów łączności, radiowysokościomierzy czy systemów swój/obcy (IFF). Na latające drobnoustroje wysyłane przez Rosjan setkami nad Ukrainę i kiedyś być może tysiącami nad kraje NATO, nie ma lepszego lekarstwa niż radary umieszczone w powietrzu. Czy to na samolotach, czy podwieszone pod balonami. Inną kwestią pozostanie ich ekonomiczne zwalczanie, bo używanie na nich standardowych nowoczesnych rakiet przeciwlotniczych to skrajna rozrzutność. Niezależnie od tego, PET/PCL będą cennym wzmocnieniem całego systemu i zwiększeniem jego przeżywalności. Umożliwią jeszcze rzadsze włączanie radarów aktywnych, co utrudni ich wykrycie oraz ewentualnie zniszczenie.
Efektem zamówienia PET/PCL i przyjęcia do służby w Wojsku Polskim może będą zamówienia eksportowe. Jest rzeczywiście światowym unikatem, bo jedyny porównywalny czeski VERA działa tylko na zasadzie PET, czyli namierza sygnały wysyłane przez obiekty w powietrzu. Nie ma elementu PCL, czyli zbierania sygnałów od nich przypadkowo obitych. Ma mieć też inne ograniczenia w zakresie kierunku namierzanych obiektów i rodzaju odbieranych sygnałów. Choć jest oferowany na sprzedaż od prawie dwóch dekad, to nie zdobył większej popularności na świecie. Być może PET/PCL powiedzie się lepiej, choć to na razie dojść odległa przyszłość, patrząc po terminie początku dostaw dla polskiego wojska.