Stary Kontynent czy Nowy Świat? Azja, Australia, a może Afryka? O tym, z którego regionu wywodzi się laureat lub laureatka tegorocznej Literackiej Nagrody Nobla, dowiemy się już dziś około południa. Podczas tygodnia noblowskiego to przyznanie tego wyróżnienia, obok nagrody Pokojowej, wzbudza zazwyczaj największe zainteresowanie w Polsce. Również tradycyjnie – już po tym, jak poznaliśmy nagrodzoną osobę – słyszymy o fali klientów w księgarniach „buszujących w zbożu” wielu książek, by odnaleźć tę napisaną przez nowego noblistę. Czy ten zryw realnie przekłada się na sytuację wydawców i właścicieli księgarń, a także stan czytelnictwa w naszym kraju?
Rafał Skąpski, prezes Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, w latach 2005-2015 kierował też Państwowym Instytutem Wydawniczym. Zdarzyło się wtedy, że Nagrodę Nobla zdobyło trzech autorów znajdujących się w portfelu PIW: Doris Lessing (2007), Jean-Marie Gustave Le Clézio (2008) oraz Patrick Modiano (2014). – Każdy z tych przypadków w odczuwalny sposób poprawiał sytuację finansową Instytutu. Chociaż nie mieliśmy w bieżącej sprzedaży książek nagrodzonych osób, od razu zlecaliśmy dodruki, a one rozchodziły się natychmiast – dodaje w rozmowie z Interią.
Jak kontynuuje, gdy obejmował PIW, znajdował się on w „dramatycznie złej kondycji finansowej, z ogromnymi długami”. – Niewątpliwie te trzy Noble pozwoliły nam odetchnąć, przy czym Instytut nie miał wyłączności na wszystkie tytuły laureatów. Czy Noble uratowały PIW? Pomogły, ale przyczyniły się i inne działania. Są w Polsce potentaci, którzy bez noblisty też dobrze funkcjonują, lecz nagroda poprawia sytuację. Wpływa ona również na wizerunek różnych wydawców, bo skoro mają dzieła noblistów, to znaczy, iż dobrze dobierali autorów – wskazuje.
Literacka Nagroda Nobla. Jak długo Polacy poszukują dzieł laureata?
Nasz rozmówca wylicza, że książki autorstwa nagrodzonych Noblem sprzedawały się w Polsce po kilkadziesiąt tysięcy, a nawet 100 tysięcy egzemplarzy. – Inaczej „kupowana” i przyjmowana była oczywiście Olga Tokarczuk – znacznie lepiej niż ktoś słabiej rozpoznawalny od Polki. Patrząc na całą historię Nagrody Nobla, wśród laureatów znajdziemy nazwiska mówiące dzisiaj niewiele przeciętnemu odwiedzającemu księgarnie. Są jednak i ci z początku XX wieku jak Gerhart Hauptmann (1912) czy Anatole France (1921), wciąż pozostający w literaturze światowej. Nawet jeśli nie są drukowane, ich dzieła są w bibliotekach, są czytane – zauważa.
Przez jaki czas utrzymuje się jednak największy „boom” na świeżo nagrodzonego noblistę? Zdaniem Małgorzaty Kanownik, dyrektor generalnej Polskiej Izby Książki, taka moda trwa dość długo, ale wszystko zależy od nazwiska. – W przypadku Tokarczuk wiadomo, że ta sława i pokłosie Nobla trwa do dziś. Kiedy chodzi o pisarzy z zagranicy – także dosyć długo, a wydawnictwa chętnie ten fakt wykorzystują. Wydawca twórczości Han Kang, zeszłorocznej noblistki, mocno promował i nagrodzoną książkę, i samą autorkę. Im więcej książek wyróżnionej osoby, tym rośnie szansa, że sprzedadzą się wcześniejsze tytuły – odpowiada na pytania Interii.
Sprawdźmy też, w jaki sposób przyznanie komuś Nagrody Nobla widać w bibliotekach. Z garścią danych przychodzi Agnieszka Będkowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie. – Porównując ostatnie kilka lat w częstości wypożyczeń noblistów, notowaliśmy dwu-, trzykrotny wzrost zainteresowania danym autorem po przyznaniu nagrody. Podobne, a nawet większe wzrosty notują autorzy, którzy otrzymali inne wyróżnienia, przykładowo Nike – przekazuje.
Podwójna rola Nagrody Nobla. Wyróżnienie nie tylko dla znanych pisarzy
Z kolei Rafał Skąpski zwraca uwagę, że Nobel niekiedy „utwierdza pozycję autorów u czytelników”, a innym razem „dopiero otwiera oczy na tę postać i jej literaturę”. – Jedno i drugie zjawisko jest dobre, ponieważ albo utwierdzamy się w przekonaniu, iż podoba nam się poezja Thomasa Stearnsa Eliota, gdy sprawdzamy, że to noblista, albo dopiero słyszymy jakieś nazwisko – jak w 2022 roku, kiedy nagrodzono niezbyt rozpoznawalną Annie Ernaux – i okazuje się ona doskonałą pisarką – wyjaśnia.
Nagroda Nobla, według prezesa PTWK, pokazuje wielkość literatury, „bo wskazuje na pisarzy nie tylko z krajów europejskich czy USA”. – Bardzo często zdarzają się autorzy z państw odległych, skąd literatura jest mało w Polsce znana. Wtedy pojawia się zainteresowanie ich twórczością, ale nie ma reguły, jak długo ono trwa. Przykładowo Le Clézio dotyczyło tylko sezonowo, mocniej u czytelników zapisała się natomiast Lessing. Jedni dzięki tej nagrodzie umacniają pozycję, inni są kometami przelatującymi przez nieboskłon – zestawia.
Innym porównaniem – różnych literackich nagród do wskazówek potrzebnych, gdy poszukujemy dobrych książek w natłoku tytułów – posługuje się Małgorzata Kanownik. Jak uściśla, takie podpowiedzi służą raczej osobom już czytającym, które – chcąc poznać twórczość zagranicznego laureata – muszą niekiedy uzbroić się w cierpliwość. Bywa bowiem chociażby, że Nobla otrzymuje autor dzieł nieprzetłumaczonych dotąd na polski albo z jednym przekładem na nasz język, czasami dość dawnym.
– Wyłącznie polskiej literatury dotyczy Nagroda Nike, więc na naszym rynku ma ona bardzo duże znaczenie. Na pewno przekłada się to na wzrost sprzedaży – wiadomo, że księgarnie chcą mieć pozycje autorstwa laureatki czy laureata – nadmienia dyrektor generalna PIK, lecz akcentuje jednocześnie, że rynek książki nad Wisłą nie ma się za dobrze. – Pokazał to opublikowany w lutym raport „Jeszcze książka nie zginęła”. Znikają stacjonarne księgarnie, poziom czytelnictwa zatrzymał się na pewnym pułapie – wymienia.
Kameralne księgarnie znikają. „Rynek książek wpadł w kryzys”
Twórcy raportu przygotowanego przez Polską Sieć Ekonomii dla Instytutu Książki ogłosili, iż rynek książek wpadł w kryzys, bo cztery duże firmy dystrybucyjne kontrolują 80 procent hurtu. „Prowadzi to do systematycznego wypierania mniejszych podmiotów, tracących możliwość konkurowania przez praktyki takie jak nieterminowe płatności, wymuszanie opłat dodatkowych (…). Negatywne skutki dotykają wszystkie uczestniczki i uczestników rynku: od autorów i autorek, tłumaczy i tłumaczek, przez wydawnictwa, firmy dystrybucyjne, księgarnie, aż po biblioteki i grono najszersze: czytelniczki i czytelników” – podał Instytut Książki.
– Bardzo nas martwi znikanie księgarni kameralnych. W wielu miejscach stanowią jedyny poza biblioteką punkt, gdzie można porozmawiać z fachowcem, który może coś doradzić. Szukamy rozwiązań, jak je wesprzeć. Wspólnie z różnymi organizacjami staramy się zadbać o rynek książki, zwracamy uwagę na jego problemy w Ministerstwie Kultury i społeczeństwie. Pod kątem stanu czytelnictwa odbiegamy mocno od Skandynawii i innych krajów europejskich. Jest dużo do zrobienia, a jeżeli nagrody literackie sprawią, że ktoś chętniej będzie czytał, z pewnością się ucieszymy – zapewnia Małgorzata Kanownik.
Czytelnictwo książek w Polsce wynosiło w zeszłym roku 41 procent. Jak ogłosiła wiosną Biblioteka Narodowa, najchętniej po literaturę sięgała młodzież w wieku 15-18 lat (54 procent), a najmniej – seniorzy powyżej 70. roku życia (co czwarty z nich). Jeżeli weźmiemy pod uwagę płeć, zainteresowane czytaniem bardziej są panie (47 procent) niż panowie (35 proc.). Zbadano też czytelnictwo w zależności od miejsca zamieszkania i okazało się, że najwięcej czytających znajdziemy w metropoliach powyżej pół miliona mieszkańców, gdzie wskaźnik wyniósł 51 procent. Na przeciwnym biegunie były wsie i najmniejsze miasta – 36 procent.
Polacy będą czytać mniej czy więcej? „Wydawców jest zbyt wiele”
– Poziom czytelnictwa będzie utrzymywał się mniej więcej na podobnym poziomie, z różnicami rzędu 1-3 procent. Nie sądzę, że odnotujemy skok o 10 procent w górę, ale też nie będzie takiego obniżenia, bo nic na to nie wskazuje. Myślę, że i kondycja wydawców nie różni się w stosunku do lat poprzednich. Takie moje odczucie, z którym nie wszyscy się zgadzają: wydawców jest zbyt wiele, oferta wydawnicza jest za duża i w tej masie literatury nieciekawej, nieambitnej, łapiącej bardzo niewybrednego odbiorcę, nikną tytuły wartościowe – ocenia Rafał Skąpski.
Co ma na myśli prezes PTWK? Jak przyznaje, „odwraca wzrok i wszystko go boli”, kiedy w supermarketach dostrzega kosze z książkami, ponieważ „to zaprzeczenie tego, o czym rozmawiamy: promocji czytelnictwa„. – Sterta książek bezładnie rzuconych, gdzie jeden tytuł zasłania drugi, okładki są pogięte… Wiem, iż książka wydrukowana w zbyt dużym nakładzie musi być sprzedana taniej, ale wygląda to okropnie – uzupełnia.
Chociażby z tego względu docenia on sytuacje, gdy media poświęcają sporo miejsca wartościowej literaturze, skłaniając tym samym do czytania lub mobilizując już czytających, aby po książki sięgali częściej. – Podobnie działają również rozmowy z dziećmi o czytaniu. Każdy, któremu zależy na wzroście czytelnictwa – nie tylko wydawca czy bibliotekarz – powinien wykorzystywać wszystkie sprzyjające sytuacje. Mamy teraz Konkurs Chopinowski i Narodowy Instytut Fryderyka Chopina przygotował dużo książeczek dla młodzieży. Konkurs pianistyczny, ale sprzyja i temu, aby zainteresować czytaniem – podsumowuje Rafał Skąpski.
Kontakt do autora: [email protected]