Jedno, wielkie zamieszanie – tak najkrócej można podsumować to, co w ciągu ostatniej doby dzieje się wokół kandydatury Mariusza Haładyja, potencjalnego następcy Mariana Banasia na stanowisku prezesa Najwyższej Izby Kontroli (NIK).
Dwugłos w koalicji rządzącej
Wszystko zaczęło się od słów Macieja Berka w programie „Gość Radia ZET”. – Jesteśmy umówieni na wspólnego kandydata i jest to Mariusz Haładyj – zakomunikował rankiem 29 lipca minister ds. nadzoru nad wdrażaniem polityki rządu. Jak podkreślił bliski współpracownik premiera Donalda Tuska, Haładyj to „kandydatura, która została uzgodniona pomiędzy liderami koalicji”.
– Marszałek Sejmu jest jedną z osób, która może zgłosić kandydata na prezesa NIK. Poza nim takie uprawnienie przysługuje grupie posłów. Ponieważ była to kandydatura, która została zaakceptowana w gronie liderów koalicyjnych, to marszałek zgodził się ją przedstawić jako własną – kontynuował minister Berek.
Jego słowa wywołały duże emocje wśród pozostałych członków Koalicji 15 Października, zwłaszcza zaś w szeregach Lewicy. „Jest kandydatem, ale marszałka Szymona Hołowni. Ta kandydatura nie była uzgadniana z Lewicą” – napisała na platformie X szefowa klubu parlamentarnego Lewicy, posłanka Anna Maria Żukowska.
W koalicji zapanowała konsternacja. Wątpliwości nie rozwiał również rzecznik rządu Adam Szłapka, który zarówno o deklarację ministra Berka, jak i dementi posłanki Żukowskiej został zapytany na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu. – Zgodnie z procedurą, kandydaturę taką przedstawia marszałek Sejmu – tłumaczył Szłapka. – Taka kandydatura zawsze będzie musiała uzyskać większość (parlamentarną), więc musi być uzgodniona przez liderów koalicji – dodał.
Nie odpowiedział jednak na kluczowe w tej sprawie pytanie: czy kandydatura Haładyja otrzymała zielone światło od wszystkich ugrupowań z Koalicji 15 Października, czy dopiero ma taką zgodę uzyskać.
„Samodzielny kandydat marszałka Hołowni”
Z informacji Interii z rozmów z czołowymi politykami poszczególnych ugrupowań obozu władzy wynika, że konsensusu w sprawie kandydatury Mariusza Haładyja nie było i nie ma. – To samodzielny kandydat marszałka Hołowni. Jutro (czyli dzisiaj, 30 lipca – przyp. red.) Kancelaria Sejmu wyda komunikat w tej sprawie – tłumaczy nam jeden z liderów Polski 2050.
– Musi być tutaj konsensus, bo prezes NIK jest wybierany przez Sejm. Na razie wygląda to tak, że Haładyj został wrzucony do dyskusji, a kandydatów zapewne będzie wielu – mówi z kolei ważny polityk Lewicy. Całym zamieszaniem wokół Haładyja nasz rozmówca wydaje się nieco skonsternowany. – Do wyjaśnienia sprawa, nie jest to powód do dramatu. Kolejny dowód na to, że o takich sprawach należy mówić w zaciszu gabinetów, a nie publicznie – podkreśla.
[Mariusz Hałądyj] To samodzielny kandydat marszałka Hołowni. Jutro (czyli dzisiaj, 30 lipca – przyp. red.) Kancelaria Sejmu wyda komunikat w tej sprawie
Mimo tego, Lewica twardo stoi na swoim pierwotnym stanowisku wyrażonym przez posłankę Annę Marię Żukowską. – Ta kandydatura nie była z nami ustalona, ale właśnie dlatego, że to w gestii marszałka jest zgłoszenie tej kandydatury. A marszałek nam ostatnio bryka dość mocno – ironizuje osoba z władza Lewicy, którą pytamy o możliwego następcę prezesa NIK. – Może minister Berek myślał, że to jest z kimś uzgodnione, nie wiemy tego, będziemy musieli go zapytać – dodaje.
„Wzorzec z Sevres urzędnika państwowego”
Co ciekawe, nawet w samej partii Szymona Hołowni są tak jednoznacznym wskazaniem Mariusza Haładyja nieco zaskoczeni. Zwłaszcza, że Polska 2050 bardzo poważnie rozważała zgłoszenie do tej funkcji Jacka Kozłowskiego – byłego wiceprzewodniczącego Polski 2050, byłego wojewody mazowieckiego, a od grudnia 2023 roku wiceprezesa NIK.
– Ma duże doświadczenie w administracji, jest sprawdzony w NIK jako wiceprezes Izby, odpolitycznił się mocno, bo jest poza bieżącą polityką, trzyma się reguł gry, a jako urzędnik jest wręcz upierdliwie dokładny, więc pasuje idealnie do NIK – usłyszeliśmy w kierownictwie Polski 2050.
Jednak także Haładyj ma w Polsce 2050 dobrą opinię. – Z czysto merytorycznego punktu widzenia minister Haładyj jest poważnym, obiektywnym i apolitycznym kandydatem – zachwala urzędnika jeden z liderów Polski 2050.
Również we władzach PSL Haładyj cieszy się bardzo dobrą opinią. – Odsłużył kawał swojego życia w służbie państwu i to pod różnymi rządami – zarówno Platformy, jak i PiS-u. To bardzo dobry urzędnik, wzorzec z Sevres urzędnika państwowego. Dlatego został uszanowany przez następców i PiS się go nie pozbyło – mówi Interii osoba z władz ludowców.
Jedynie Lewica nie rozpływa się w zachwytach nad obecnym prezesem Prokuratorii Generalnej. Jednak nie dlatego, że ma co do niego konkretne obiekcje, ale dlatego, że nie miała okazji z nim bliżej współpracować i lepiej go poznać.

– Zaczęliśmy dyskusję o Haładyju i o tym, co my na jego temat w zasadzie myślimy, ale jeszcze nie mamy wypracowanego stanowiska – zdradza nam jedna z liderek Lewicy. Jak podkreśla, w Lewicy „kilka osób jakoś pobieżnie go zna, ale większość osób nie ma głębszej wiedzy niż jego notka biograficzna i to, gdzie do tej pory pracował oraz co tam robił”.
Z naszych rozmów z politykami Lewicy wynika, że poparcie dla kandydatury Haładyja nie jest wykluczone, chociaż partia wstępnie miała własne typy na nowego prezesa NIK. W obecnej sytuacji politycy ugrupowania nie chcę jednak podawać konkretnych nazwisk, żeby „spalić tych kandydatur”.
Co do samego Haładyja, ma być przedmiotem dyskusji na klubie parlamentarnym Lewicy 4 sierpnia. – Nie jesteśmy na razie twardo na „nie”, bo nie mamy jednoznacznej opinii o człowieku. Musimy ją wyrobić i wtedy albo będziemy za, albo przeciw. Na razie wiemy o nim niewiele – ucina temat jedno z naszych źródeł w Lewicy.