Czwartkowy poranek (tj. 12 czerwca) okazał się być bardzo gorący w kontekście wieści płynących z Polskiego Związku Piłki Nożnej. Piłkarska federacja przekazała bowiem, że Michał Probierz zrezygnował z funkcji trenera reprezentacji Polski.
– Doszedłem do wniosku, że w obecnej sytuacji najlepszą decyzją dla dobra drużyny narodowej będzie moja rezygnacja ze stanowiska selekcjonera. Pełnienie tej funkcji było spełnieniem moich zawodowych marzeń i największym życiowym zaszczytem – czytamy słowa byłego już selekcjonera, w specjalnym komunikacie na stronie PZPN.
Warto przypomnieć, że Michał Probierz został trenerem reprezentacji Polski we wrześniu 2023 roku. Ze swoją pracą z kadrą Polski dotarł do połowy czerwca 2025.
Kto następcą Michała Probierza? Giełda nazwisk oficjalnie ruszyła
Już wczoraj (tj. 11 czerwca) informowaliśmy na łamach WPROST, że numerem 1 wśród potencjalnych następców Probierza wydaje się być Jan Urban. Rozwiązanie będące niemal gotowe, na miejscu, w klimacie oczekiwań społecznych. Tak przynajmniej można wnioskować na podstawie pozytywnych opinii dotyczących tego, jak odbierany jest pracujący do niedawna w barwach Górnika Zabrze szkoleniowiec. Zupełnie inna temperatura nastrojów, jeśli porównać z niedawnym klimatem wokół trenera Probierza.
Urban to były reprezentant Polski, uczestnik MŚ 1986, mający na swoim koncie występy w hiszpańskiej lidze w barwach Osasuny. Jako trener, dwukrotny mistrz Polski z Legią Warszawa (2013 i 2014), wygrał również Superpuchar Polski z Lechem Poznań (2016). W ostatnich latach Urban wykonywał świetną pracę w Zabrzu, wyciskając z Górnika naprawdę wiele, choć problemy organizacyjno-finansowe klubu były duże.
Nazwisko Urbana znalazło się również w wyliczance, którą po rezygnacji trenera Probierza przedstawił prezes PZPN. Cezary Kulesza wskazał na kilka kierunków, jakie ma zamiar obrać przy wyborze potencjalnego, nowego selekcjonera.
– Mam mało czasu na decyzję, trzeba ją podjąć szybko. Musi to być ktoś, kto nie będzie się uczył nazwisk. Myślę, że Polak. Jest kilka nazwisk – Nawałka, Brzęczek, Urban czy Magiera. Nie wykluczam powrotu do poprzednika. Wszystko może się wydarzyć – przyznał w rozmowie dla Radia ZET prezes PZPN.
Wśród wymienionych nie ma m.in. Marka Papszuna. Kiedy na nowego trenera kadry wybierany był Probierz, to właśnie obecny szkoleniowiec Rakowa Częstochowa – jako świeżo upieczony mistrz Polski – był największym konkurentem późniejszego „wybranka” prezesa Kuleszy. Wydaje się, że temat ponownie pracującego w Częstochowie szkoleniowca, to raczej sprawa nie na tu i teraz. Kto wie, może dalszą perspektywę w przyszłości, ale tej bez obecnego prezesa PZPN za sterem. Obaj panowie najwyraźniej mają z tyłu głowy to, co wydarzyło się jesienią 2023 roku. Dodatkowo Raków ma swoje plany i ambicje, a te w centralnym miejscu zawierają postać trenera Papszuna.
Afera opaskowa zamieniona na powrót do… afery premiowej?
Powrót do poprzednika – padło z ust prezesa Kuleszy. Czyżby Czesław Michniewicz?
Poprzednik Probierza rozstał się z rolą sternika reprezentacji w atmosferze skandalu. Tak należy traktować tzw. aferę premiową, która wybuchła tuż po mundialu w Katarze (2022). Jak się okazało, na samym końcu selekcjoner został sam z różnymi oskarżeniami, sprzecznymi wypowiedziami (również ze strony piłkarzy) i w momencie, w którym raczej nie było szans, żeby kontynuować współpracę. Czego dotyczyła afera? Pieniędzy obiecanych rzekomo przez ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego. Padła słowna deklaracja przed turniejem o premii za awans z grupy, Polacy zadanie wykonali i postanowiono… zacząć rozliczenia przed meczem pucharowym, jeszcze w Katarze. O reszcie żenujących doniesień nawet szkoda wspominać.
Dodajmy, że kadra pod batutą Michniewicza awansowała na MŚ 2022 po wygranym meczu barażowym ze Szwecją (2:0). Na mundialu Polacy wyszli za to z grupy, czyniąc to po raz pierwszy na MŚ od 1986 roku. W fazie pucharowej za mocna okazała się Francja (1:3), późniejszy wicemistrz całej imprezy.
Trzeba jednak zauważyć, że styl gry drużyny prowadzonej przez Michniewicza był trudny do oglądania. Polacy w głównej mierze skupiali się bowiem na destrukcji, co było zarzutem wobec selekcjonera, znanego ze swojej „zadaniowej” natury pracy. Fakt faktem, Michniewicz zbudował zespół właśnie tak, jak można było oczekiwać. Trudno jednak wyrokować, jak wyglądałyby kolejne miesiące pod batutą tego selekcjonera, kiedy zespół miałby więcej czasu na rywalizację np. z niżej notowanymi rywalami. Kadra Michniewicza albo rywalizowała bezpośrednio o awans w barażu, albo grała na mundialu, albo miała do zagrania mecze w dywizji A Ligi Narodów (z której Probierz spadł) z naprawdę mocnymi przeciwnikami.
Poprzednik ze słów Kuleszy to także Jerzy Brzęczek. Czyli człowiek, który awansował na Euro 2020, ale ostatecznie nie poprowadził reprezentacji w tym turnieju. Prezes Zbigniew Boniek podjął bowiem decyzję o zastąpieniu tego szkoleniowca Paulo Sousą. A same mistrzostwa Europy ostatecznie zostały przesunięte o rok, ze względu na pandemię COVID-19. Brzęczek w ostatnich latach w głównej mierze znany był z aktywności poza ławką trenerską, tj. w roli eksperta telewizyjnego. Po okresie pracy w kadrze Polski (lata 2018-21), szkoleniowiec prowadził Wisłę Kraków, którą pod jego ręką… spadła z ligi.
Jacek Magiera? Tutaj również smutna, najnowsza historia, związana z degradacją, tyle tylko, że Śląska Wrocław. Trener najpierw uratował drużynę z dolnośląskiej stolicy przed niemal pewnym, wydawało się, spadkiem w końcówce sezonu 2022/23. W kolejnej kampanii piłkarze z Wrocławia sięgnęli pod ręką Magiery po wicemistrzostwo kraju. Kolejny sezon? Spadek z PKO BP Ekstraklasy. Szkoleniowiec został zwolniony w połowie sezonu, po fatalnym roku 2024, kiedy WKS był już głęboko w strefie spadkowej. Można zatem dopisać Magierę do grona jednego z głównych winowajców sportowej katastrofy – bądź co bądź – ówczesnych wicemistrzów Polski.
Cezary Kulesza potrafi zaskoczyć. Nowy selekcjoner z Białegostoku?
Trzeba również pamiętać o „grze”, w którą z dziennikarzami lubi pogrywać prezes PZPN. Kiedy wybierał po raz pierwszy selekcjonera, mnóstwo znaków na niebie i ziemi wskazywało na powrót Adama Nawałki. Celowo nie wymieniamy go we wcześniejszej części tekstu. Doświadczony trener jest bez pracy od 2019 roku, po nieudanej przygodzie w Lechu Poznań. Nawałka to pomysł sprzed lat prezesa Bońka, co w przypadku sposobu podchodzenia do swojego poprzednika na stanowisku szefa PZPN ze strony Kuleszy, dyskwalifikuje tę kandydaturę na starcie. Zamiast Nawałki, w 2022 roku lepszy okazał się wspomniany Michniewicz – mający przecież dodatkowy ciężar w postaci łączenia go z ciemnymi czasami tzw. afer korupcyjnych – plądrujących przed laty ligową piłkę.
Zaskoczeniem był także Fernando Santos. Prezes Kulesza po rozstaniu z Michniewiczem postawił na… mocno zgraną kartę z Portugalii. Choć trenersko to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza nacja na świecie, akurat Santos uważany był przez wielu (zwłaszcza w swojej ojczyźnie) za trenera będącego po drugiej stronie rzeki. A jednak znalazł dobrze płatną pracę w Polsce. Szkoda, bo jak pokazały wyniki osiągane przez reprezentację, a raczej ich brak, ponownie Polak okazał się mądry po… no właśnie.
Jedyne co jest niemal pewne, to postawienie na polskiego trenera. Wydaje się, że jeśli prezes Kulesza będzie chciał posłuchać głosu społeczeństwa, to dogada się z Urbanem. Ten trener jest obecnie bez pracy, do tego nie ukrywał, że chętnie mógłby podjąć się wyzwania reprezentacyjnego. Urban powinien również dogadać się z Robertem Lewandowskim w kontekście jego powrotu do drużyny, a to kolejny atut. Poza argumentami czysto ludzkimi to również solidny szkoleniowiec, mogąc tchnąć nowego ducha – tak bardzo potrzebnego – w narodowy zespół.
A gdyby miało dojść do szaleństwa i ponownego zagrania w „grę” z dziennikarzami i opinią publiczną ze strony prezesa Kuleszy? Wówczas trenerem reprezentacji zostałby Adrian Siemieniec. Jakżeby inaczej, obecnie pracujący w tak bliskim sercu klubie szefa PZPN, Jagiellonii Białystok. Z całym szacunkiem do dokonań Siemieńca, m.in. mistrzostwo Polski z 2024 roku, czy niedawny ćwierćfinał Ligi Konferencji UEFA, wydaje się, że to byłoby trochę za wcześnie dla mającego 33 lata trenera.
Niezbadane są jednak wyroki prezesa Kuleszy. Można spodziewać się niespodziewanego.