Oceany pokrywają 71 proc. powierzchni Ziemi i odgrywają kluczową rolę w stabilizowaniu klimatu. Pochłaniają około jednej czwartej antropogenicznych emisji dwutlenku węgla i większość dodatkowego ciepła zatrzymanego w systemie klimatycznym. Jednak ta zdolność jest coraz bardziej zagrożona.
Raport wskazuje, że średni globalny stan nasycenia aragonitem, minerałem węglanu wapnia niezbędnym do budowy muszli i szkieletów mięczaków i skorupiaków, spadł w 2025 r. do wartości 2,84. To mniej niż granica bezpieczeństwa wyznaczona na 2,86, co oznacza, że po raz pierwszy oficjalnie przekroczono granicę planetarną dla zakwaszenia oceanów.
Efekty są już widoczne: w wodach polarnych i przybrzeżnych naukowcy dokumentują uszkodzenia skorup mięczaków i koralowców. Najbardziej zagrożone są zimnowodne rafy, tropikalne koralowce i arktyczne gatunki morskie, ale skutki rozchodzą się w całym łańcuchu pokarmowym – od ostryg i małży po łososie, wieloryby i ludzi, którzy od tysięcy lat czerpią z oceanów żywność i źródła utrzymania.
Kolejna przekroczona granica
Koncepcja granic planetarnych, rozwinięta m.in. przez Johana Rockströma, definiuje dziewięć procesów regulujących stabilność systemu Ziemi. W 2025 r. aż siedem z nich zostało przekroczonych: oprócz klimatu, integralności biosfery, systemu lądowego, cyklu wody, przepływów biogeochemicznych (azotu i fosforu) oraz wprowadzania nowych zanieczyszczeń, teraz także oceaniczne zakwaszenie przekroczyło bezpieczne granice.
Każda z tych przemian zwiększa ryzyko uruchomienia tzw. punktów krytycznych, po których zmiany stają się trudne lub niemożliwe do odwrócenia. Do takich elementów systemu należą m.in. lądolody Grenlandii i Antarktydy, Amazonia czy cyrkulacja oceaniczna. „Naturalne pochłaniacze węgla na lądzie i w oceanach słabną. Coraz więcej sygnałów wskazuje na zbliżanie się do progów nieodwracalnych zmian” – podkreślają autorzy raportu.
„Jako naukowiec muszę oddzielać emocje od danych. Ale kiedy patrzę na te liczby i pozwalam sobie na refleksję, to się boję. To naprawdę mnie przeraża” – mówi „Guardianowi” Levke Caesar, współkierująca Planetary Boundaries Science Lab. „Gdybym była planetarnym lekarzem, powiedziałabym pacjentowi: rok temu prosiłam o zmianę diety i stylu życia. Nic się nie zmieniło. Stan zdrowia się pogorszył. Teraz naprawdę czas coś zrobić”.
Dyrektor PIK Johan Rockström dodaje: „Widzimy powszechny spadek kondycji naszej planety. Ale to nie jest wynik nieunikniony. Historia pokazuje, że można odwrócić negatywne trendy. Porażka nie jest przeznaczeniem – jest wyborem. Wyborem, którego trzeba i można uniknąć”.
Dlaczego oceany są kluczowe
Oprócz stabilizowania klimatu i pochłaniania CO₂ oceany są domem dla milionów gatunków i podstawą globalnego bezpieczeństwa żywnościowego. Wzrost zakwaszenia ogranicza dostępność węglanu wapnia, co utrudnia życie skorupiakom, koralowcom i wielu innym organizmom. Zaburza to cały ekosystem morski, wpływając na rybołówstwo, gospodarki przybrzeżne i dietę miliardów ludzi.
Co więcej, osłabienie morskiej bioróżnorodności może zmniejszyć zdolność oceanów do transportu węgla w głąb, tzw. „biologicznej pompy węglowej”. To ryzyko nie tylko dla ryb i koralowców, ale także dla całego systemu klimatycznego.
Nowe analizy przedstawione w raporcie podkreślają, że oceany mogą stracić nawet jedną trzecią swojej zdolności do pochłaniania dwutlenku węgla, jeśli zakwaszenie będzie postępować w dotychczasowym tempie. To oznacza, że więcej gazów cieplarnianych zostanie w atmosferze, przyspieszając globalne ocieplenie.
Powiązania z innymi kryzysami
Zakwaszenie oceanów nie jest zjawiskiem izolowanym. Łączy się z innymi problemami środowiskowymi – ociepleniem wód, utratą bioróżnorodności i zanieczyszczeniami. Raport wskazuje, że w wielu rejonach świata dochodzi do efektów kaskadowych. Gdy giną koralowce, ryby tracą swoje siedliska, a rybołówstwo podupada. Z kolei przełowienie i zanieczyszczenia plastikami osłabiają ekosystemy, czyniąc je jeszcze bardziej podatnymi na zakwaszenie i ocieplenie.
Według danych zawartych w Planetary Health Check 2025, tempo utraty bioróżnorodności w oceanach jest obecnie trzykrotnie wyższe niż w epoce przedindustrialnej. W połączeniu z rosnącą temperaturą mórz prowadzi to do masowych zjawisk bielenia raf koralowych i załamań populacji ryb w Arktyce i tropikach.
Autorzy raportu przypominają, że w przeszłości udało się odwrócić negatywne trendy dzięki globalnej współpracy. Przykładem jest protokół montrealski, który zahamował dziurę ozonową, czy regulacje w transporcie morskim, które ograniczyły zanieczyszczenia aerozolowe. Dwie granice planetarne – warstwa ozonowa i aerozole – wciąż mieszczą się w bezpiecznym obszarze.
„Nawet jeśli diagnoza jest poważna, okno na powrót do bezpiecznej przestrzeni wciąż jest otwarte” – mówi Rockström. Kluczowe jest szybkie ograniczenie emisji z paliw kopalnych, ochrona ekosystemów i bardziej zrównoważone zarządzanie rybołówstwem.
Raport podkreśla też wagę nowych narzędzi, takich jak Planetary Boundaries Analyzer – system oparty na sztucznej inteligencji, który łączy dane klimatyczne i społeczno-ekonomiczne, by wskazywać punkty krytyczne i możliwe rozwiązania.
Granice jako narzędzie polityki
Planetary Health Check 2025 pokazuje, że koncepcja granic planetarnych coraz częściej wchodzi do polityki i praktyki gospodarczej. Niektóre miasta i firmy już dziś uwzględniają je w swoich strategiach klimatycznych czy raportach finansowych. Autorzy raportu podkreślają jednak, że potrzeba znacznie bardziej zdecydowanych działań na poziomie globalnym.
Naukowcy ostrzegają, że pozostawanie w „strefie rosnącego ryzyka” grozi przejściem do „strefy wysokiego ryzyka”, w której groźba nieodwracalnych zmian wzrasta dramatycznie. „Okno na powrót do bezpiecznej przestrzeni wciąż istnieje, ale zamyka się bardzo szybko” – czytamy w podsumowaniu raportu.