Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: W jakim położeniu znajduje się dziś Donald Tusk?
Leszek Miller: Koalicja od początku była bardzo trudna, bo tworzą ją cztery partie z przywódcami, którzy mają ogromne ambicje. Partie koalicyjne w pewnym stopniu szantażują premiera, mówiąc mu, że jak nie będziesz spełniał naszych oczekiwań, zostaniesz z rządem mniejszościowym. A on staje się coraz słabszy.
Premier gra na czas, przeciągając w nieskończoność rekonstrukcję rządu?
Im dłużej to się będzie ślimaczyć, tym gorzej dla wizerunku i opinii o tym rządzie. Miał okazję, by pokazać swoją sprawczość, gdy rząd otrzymał wotum zaufania. Wtedy powinien przeprowadzić najtrudniejsze decyzje. Każdy dzień od tamtej daty powoduje coraz większe osłabienie premiera. Aby ta rekonstrukcja wyglądała poważnie, powinien uczynić z szefów koalicyjnych partii – wicepremierów.
Fakt, że Czarzasty i Hołownia nie weszli do jego gabinetu jako wicepremierzy na samym początku, był zapowiedzią kłopotów, które Tusk teraz przeżywa.
Jego słabość jest konsekwencją wielu błędów. Które były najistotniejsze?
Przed wyborami prezydenckimi zrezygnował z jednej listy, wezwał do poparcia mniejszych ugrupowań. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, ale konsekwencje widzimy. Mijały miesiące, a Tusk nie podjął radykalnych działań na rzecz zrealizowania ważnego postulatu dla wyborców – zaprowadzenia praworządności. Takie rzeczy robi się trzy miesiące po wyborach, gdy jest entuzjazm, a rząd ma zasób zaufania. Tusk czekał nie wiadomo na co, więc będzie już tylko gorzej.
„Jak mamy się tak szarpać, to może przekazać władzę prawicy, bez walki” – mówi Eugeniusz Kłopotek z PSL.
Przekazywanie władzy bez walki to chory pomysł. Tusk musi szczerze odpowiedzieć na pytanie: czy jeszcze rządzi, czy tylko panuje i pozostaje nominalnym premierem.
Elżbieta Jakubiak mówi, że Tusk porzuci fotel premiera i – jak dawniej Jarosław Kaczyński – będzie sterował rządem z tylnego siedzenia.