Paulina Cywka, „Wprost”: Kilka lat temu podjęli Panowie decyzję o rodzinnym przeszczepie nerki. Co do niej doprowadziło? Od czego wszystko się zaczęło?
Tomasz Sablik: W wieku 14 lat zdiagnozowano u mnie chorobę autoimmunologiczną, która zaatakowała nerki. Organizm traktował je jako ciało obce i po prostu zwalczał.
Bogusław Sablik: U syna wystąpiło kłębuszkowe zapalenie nerek. Z czasem choroba tak je zniszczyła, że już nie były w stanie normalnie funkcjonować.
T. S.: Doprowadziła też do wielu różnych powikłań. Pojawiło się nadciśnienie tętnicze, uszkodzenie wzroku, słuchu. Wszystko u mnie trochę szwankuje, ale takie jest życie. Najgorzej jednak ucierpiały nerki. Musiałem przejść przeszczep. Najpierw otrzymałem nerkę od zmarłego dawcy. Pracowała przez 8 lat, ale w końcu organizm zaczął ją odrzucać. Gdyby tata mi nie pomógł i nie oddał swojej nerki, to musiałbym znowu przejść na dializy i czekać na przeszczep od kolejnego zmarłego dawcy.
B. S.: Dodam tylko, że syn w tym okresie przed naszym rodzinnym przeszczepem bardzo źle się czuł. Praktycznie każdy posiłek zwracał. Nie mógł nic jeść. Ciśnienie ciągle mu skakało. Był bardzo słaby. Praktycznie nie nadawał się do życia.
Jak długo trwał ten okres?
B. S.: Rok
I wtedy właśnie zapadła decyzja o przeszczepie rodzinnym?
B. S.: Tak. Pomyślałem sobie, że nie ma na co czekać, że musimy zareagować.
To była dla Pana trudna decyzja?
B. S.: Nie wahałem się ani chwili. Myślę, że każdy „normalny” rodzic, który kocha swoje dziecko postąpiłby tak samo w zaistniałej sytuacji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że taki przeszczep – podobnie jak każda inna operacja – niesie za sobą pewne ryzyko powikłań. Zresztą zwracał na nie uwagę sam lekarz, który nas prowadził. Mówił, że może lepiej byłoby poczekać na dawcę niespokrewnionego.
Ale dla mnie było oczywiste, że oddam synowi nerkę. Gdyby trzeba było, to oddałbym nawet obie.
T. S.: Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że bałem się tego przeszczepu. Bałem się, że narażę tatę na jakieś powikłania. Operacja to operacja. Ale tata podjął decyzję, że chce mi tę nerkę oddać. I jestem mu za to bardzo wdzięczny.
Jak wyglądała procedura przygotowania do przeszczepu?
B. S.: Przed samym przeszczepem spędziliśmy w szpitalu trzy tygodnie. Lekarze przebadali nas od stóp do głów. Musieli sprawdzić, czy występuje między nami odpowiednia zgodność genetyczna. W przeciwnym razie nie mógłbym zostać dawcą. Muszę przyznać, że nie wszystko przebiegało gładko.
Jakie problemy się pojawiły?