-
Drymonema larsoni to gigantyczny parzydełkowiec, którego pojawienie się masowo u brzegów Zatoki Meksykańskiej zaskakuje naukowców.
-
Ten gatunek żeruje głównie na innych krążkopławach, a rozmiar z wydłużonymi parzydełkami może sięgać nawet 20 metrów.
-
Nie jest groźny dla ludzi, lecz jego masowe pojawienie się może być związane ze zmianami w środowisku, takimi jak ocieplenie wód czy zanieczyszczenia.
-
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Drymonema larsoni to bowiem parzydełkowce drapieżne. Ich pokarm stanowią inni przedstawiciele krążkopławów, które stanowią przysmak tego giganta. Uważa się, że żeruje on chętnie na krążkopławach z rodzaju Aurelia, a zatem tego samego, do którego należy chociażby nasza bałtycka chełbia modra. Ich więksi kuzyni pożerają je właśnie blisko brzegów.
Gigantyczne parzydełkowce w Ameryce. Skąd się wzięły?
Możliwe jednak, że tzw. zakwity różowych meduz, jak czasem nazywa się masowe pojawienia się parzydełkowców Drymonema larsoni, są spowodowane innymi czynnikami. Może ociepleniem wód morskich, może zanieczyszczeniami, może jeszcze czym innym. To wymaga zbadania.
Drymonema larsoni to jednak zupełnie inne i niespokrewnione z nią zwierzę, odrębny gigant, który nie ustępuje jej wiele rozmiarami. Ten parzydełkowiec może osiągać nawet ponad 20 metrów, o ile doliczymy i zmierzymy jej parzydełka ciągnące się w wodzie. Rozciągnięty jamochłon ma zatem rozmiary kaszalota, może być imponujący.
Amerykanie donoszą, że znalezione na plażach parzydełkowce mają nawet ponad 20 kg. To naprawdę duże zwierzę, więc masowe pojawienie się blisko plaż tego gatunku robi wrażenie.
A właśnie mamy do czynienia z kolejnym, o czym donosi Harte Research Institute w Teksasie. Na wybrzeżach Teksasu znaleziono na plażach w krótkim czasie 10 takich olbrzymów. W Port Aransas jeden był owinięty wokół innej meduzy, swego przysmaku.
Według naukowców parzydełkowce te kwitną blisko plaż zazwyczaj późnym latem lub wczesną jesienią, gdy pojawia się tam duża liczba chełbii. To ich główne źródło pożywienia, gdy się skończy, olbrzymy giną.
Mówimy na nie „meduzy”, ale to błąd
Krążkopławy są często zwane potocznie „meduzami”, aczkolwiek nie jest to określenie ani precyzyjne, ani poprawne. Wszak meduza to jedynie jedna z form rozwojowych krążkopławów, ta unosząca się swobodnie w wodzie.
Inną jest osiadły na morskim dnie polip, aczkolwiek zdarza się, że u niektórych krążkopławów polip w ogóle nie występuje. Jest tylko meduza. Utarło się jednak, że swobodnie pływająca forma tych bezkręgowców nazywana jest meduzą.

Drymonema larsoni wcześniej znana była z Morza Śródziemnego, więc podejrzewano, że to gatunek inwazyjny, jakoś zawleczony pod amerykańskie wybrzeża. Okazuje się jednak, że nie.
Ten parzydełkowiec występuje zapewne w różnych miejscach Atlantyku, także u wybrzeży Stanów Zjednoczonych, Afryki Południowej i innych. Wciąż mało o nim wiemy. Gatunek Drymonema larsoni opisał badający jamochłony Ron Larson dopiero w 2010 r. Istnieją jeszcze dwa inne:Drymonema gorgo z południowego Atlantyku oraz Drymonema dalmatinum z wód śródziemnomorskich, zwany „kalafiorem morskim”.
Władze nie wydały ostrzeżenia dla mieszkańców, bowiem te wielkie parzydełkowce w gruncie rzeczy nie są groźne dla ludzi. Owszem, w parzydełkach mają toksyny, które mogą spowodować ból, ale nie jest on silny. Jeżeli zwierzę zostanie wyrzucone na brzeg, zostaje mało czasu, by je obserwować. Pod wpływem słońca i braku wody parzydełkowiec szybko traci masę i kontury, kurczy się i niemal znika w oczach.