Rotacja na rynku pracy to norma, praktycznie w każdej branży. Pracownicy przychodzą, odchodzą. Jedni zmieniają firmę dla lepszych zarobków, inni bo mają bliżej z domu, jeszcze innych nowy pracodawca skusił pracą zdalną lub hybrydową. Wciąż jednak wielu pracowników, pomimo różnych benefitów oferowanych przez firmę, odchodzi z zupełnie innego powodu.
Onboarding kluczową kwestią
Onboarding, czyli powitanie pracownika w firmie, wdrożenie go do określonych zadań, dokładne wyjaśnienie zakresu obowiązków. Dla nowej osoby w pracy to absolutnie kluczowa kwestia. Do tego informacja kto jest przełożonym, do kogo zgłaszać się z problemami, gdzie jest kuchnia, toaleta czy dział HR. Szkolenia, podczas których informacje powinny być przekazywane zrozumiale, jasno i klarownie. Istotnym jest też, by pracownik nie został pozostawiony sam sobie, a szkolenia nie odbywały się tylko w formie włączenia nagrania wideo. Opieka „mentora” w pierwszych tygodniach czy miesiącach w nowej firmie to bardzo ważna kwestia. Jednak w wielu firmach wszystkie opisane wyżej kwestie wciąż kuleją.
Ciekawe badania przytacza Business Insider. BambooHR wskazuje, że 70 proc. nowych pracowników wyrabia sobie zdanie na temat firmy w ciągu pierwszego miesiąca. Z kolei badanie firmy Gamfi, wykazało, że 8 proc. badanych pracowników w Polsce nie uczestniczyło w żadnym programie onboardingowym. Kończąc te statystyki, według badań przeprowadzonych przez instytut Gallupa, zaledwie jedna trzecia nowych pracowników czuje się gotowa do pracy po procesie onboardingu.
Duża korporacja – duże problemy?
Oczywiście nie zawsze. Często jest wręcz odwrotnie. Duże korporacje raczej trzymają poziom w takich kwestiach jak organizacja i przygotowanie nowego pracownika do określonych zadań. Jednak nie wszędzie tak jest. Swoimi doświadczeniami w rozmowie z wprost.pl podzielił się Roman, który kilka lat wcześniej został zatrudniony w jednej z dużych korporacji w Łodzi.
– Zostałem zatrudniony w czasie pandemii, czyli wszystko praktycznie odbywało się zdalnie. Pierwszego dnia pojechałem do biura podpisać umowę i odebrać laptopa. Następnie miałem czekać na instrukcje. Ku mojemu zdziwieniu, przez kilka dni nie odezwał się do mnie nikt. Totalnie nikt. Po prostu nie pracowałem, nie wiedziałem co mam robić, ani kto jest moim team leaderem. Po tygodniu postanowiłem przejechać się do biura, w którym pomimo pandemii ktoś tam jednak był. W dziale HR konsternacja i miny kobiet tam pracujących bezcenne, kiedy powiedziałem o co chodzi, że jestem od jakiegoś czasu nowym pracownikiem i nikt się do mnie nie odzywa, nie wiem co mam robić. Po nitce do kłębka okazało się, że… wysyłali mi jakieś informacje na służbowego maila, do którego nie dali mi jeszcze dostępu – powiedział Roman.
– Kiedy już dobiłem się do swojego maila, otrzymałem pakiet szkoleń. Generalnie wyglądały one tak, że było to kilkanaście plików wideo o długości od 30 min do 2.5h, w których jakieś osoby monotonnym głosem po angielsku tłumaczyły jak obsługiwać jakieś aplikacje, o których nie miałem nawet pojęcia, nie widziałem ich na oczy. Później miałem po prostu zaznaczyć w Excelu, że obejrzałem i umiem. Żadnej osoby, która by się mną na początku interesowała, coś wytłumaczyła, zaopiekowała się nowym pracownikiem. Dalej były dni, gdzie nie wiedziałem, co mam robić. Zdarzyło mi się z tej beznadziei w ogóle nie włączyć laptopa i totalna cisza, nikt nawet nie zapytał czemu nie pracuję. Do końca nie wiedziałem, kto jest tak naprawdę moim przełożonym. Wytrzymałem trzy miesiące i do widzenia. Naprawdę istny dramat – dodał były pracownik korporacji.