Zanim poleciałam w kosmos, byłam jedną z osób, która zastanawiała się, po co wydajemy tyle pieniędzy na podróże w kosmos, jeśli mamy tyle do zrobienia na ziemi. Ale zobaczyłam, co robi Blue Origin, jaki jest ich zamysł – żeby znaleźć sposób, by zabierać odpady z ziemi i wyrzucać je w kosmosie, aby ziemia była lepszym miejscem. (…) Chciałabym, żeby ludzie dokonywali analizy [zanim się wypowiedzą]. I teraz mam pytanie – byliście w kosmosie? Polećcie w kosmos, albo udajcie się do Blue Origin, zobaczcie, czym się zajmują, a potem wróćcie i krytykujcie. Tyle dziewczynek, kobiet i mężczyzn mówi: „Widzieliśmy, co zrobiłaś, może powinniśmy to rozważyć”.
Gayle King może faktycznie słyszeć takie głosy, w końcu w gronie jej przyjaciół jest m.in. Oprah Winfrey, jedna z najpotężniejszych i najbogatszych kobiet na świecie. Opłacenie lotu w Blue Origin to dla niej żaden wydatek, a gdyby tylko chciała, pewnie wysłano by ją za darmo. Ale małe dziewczynki, które – jak przekonywały członkinie załogi – mają być zainspirowane „feministycznym” lotem Blue Origin? Nie, one nigdy nie polecą w kosmos.
Ile kosztuje bilet w kosmos?
Żeby w ogóle zostać wziętym pod uwagę, trzeba wpłacić 150 tys. dolarów depozytu i w 500 słowach przedstawić swoją inspirującą historię. Później zaczynają się wyższe kwoty. Koszt miejsca na pokładzie jest dla każdej osoby obliczany indywidualnie, ale niektórzy suborbitalni turyści ujawniali, ile zapłacili. Miejsca w pierwszym locie były przedmiotem licytacji, najwyższą ofertę złożył Justin Sun, wyniosła 28 mln dolarów. Ostatecznie bitcoinowy miliarder wycofał się i poleciał syn bogacza, który złożył drugą ofertę tylko nieco niższą. Przez niecały rok kupiono miejsca na loty za około 50 mln dolarów. Lotów było dotąd 11, w każdym po kilka osób, a część leciała na koszt Blue Origin, jak córka Alana Sheparda, pierwszego amerykańskiego astronauty i Ed Dwight, którego polityka rasowa NASA w latach 60. pozbawiła możliwości udziału w misjach kosmicznych.
Obowiązujący rząd wielkości, już po pierwszym szale, można poznać na podstawie kwoty, którą organizacja MoonDAO zapłaciła za miejsca w szóstym locie, w którym wszyscy pasażerowie płacili za swój udział. Było to 1,25 mln dolarów za jedno miejsce. Taką samą kwotę wyłożył za lot youtuber Coby Cotton. Fundacja Zakat szacuje, że gorący posiłek i woda dla jednej osoby w Strefie Gazy to koszt 5 dolarów. Jeden „bilet” na 11-minutową podróż mógłby więc nakarmić 250 tys. dzieci w Gazie, a cztery „bilety” – wszystkie dzieci w enklawie, którą Izrael amerykańską bronią zamienia w wielkie cmentarzysko.
Jasne, zawsze można powiedzieć, że gdzieś na świecie głodują dzieci, ale pasażerki lotu nie muszą patrzeć aż na Bliski Wschód. Obecnie większość Amerykanów martwi się rosnącymi cenami, tym, czy utrzymają pracę, czy po rewolucjach Donalda Trumpa nadal będzie im przysługiwała opieka medyczna. A jeśli są imigrantami, nawet żyjącymi w USA całkowicie legalnie, pewnie martwią się też tym, że mogą w wyniku „błędu administracyjnego” zostać wysłani do megawięzienia w Salwadorze, z którego już nie wyjdą żywi. A skoro to lot „feministyczny”, należy wspomnieć o prawach kobiet, regularnie ograniczanych przez republikańskich polityków i nominatów Donalda Trumpa w sądach. Sąd Najwyższy cofnięciem wyroku legalizującego aborcję w całych Stanach z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ale czym jest prawo do legalnego przerwania ciąży, kiedy pasażerki podkreślają, że są pierwszą załogą lotu suborbitalnego w pełnym makijażu i wprowadzają „glam” do kosmosu, mając jednocześnie pewne obawy, że odlecą im sztuczne rzęsy? Brzmi jak nieszczególnie zabawne żarty z feminizmu, ale niestety one naprawdę to powiedziały.
Dobre rady milionerki
Katy Perry, która w najbardziej uduchowiony sposób opowiada o swojej przygodzie, zapewniała świat, że interesuje się kosmosem od 20 lat. Kto śledzi karierę wokalistki, musiał to podejrzewać już w okolicach 2010 roku, gdy śpiewała o swojej miłości do istoty pozaziemskiej („Chłopcze, jesteś kosmitą, twój dotyk jest taki obcy, nadprzyrodzony, pozaziemski”). Teraz, jako matka czteroletniej Daisy, nie marzy już (chyba) o romansie z E.T., ale chcę swojej córce pokazać, że każdy może spełnić swoje marzenia, „niezależnie od swojego pochodzenia, rasy, sytuacji ekonomicznej czy wykształcenia”. Tak bardzo oderwanym od rzeczywistości można być tylko podczas przekraczania linii Karmana, 100 km nad poziomem morza. Na szczęście Daisy nie musi się tym wszystkim martwić, jest córką znanej piosenkarki i znanego aktora, więc jeśli kiedyś zamarzy jej się lot w kosmos, kupi go sobie bez większych wyrzeczeń.
Z kolei Lauren Sanchez po lądowaniu mówiła, że kiedy patrzyła na ziemię z góry, naszła ją myśl, że „wszyscy jesteśmy w tym razem”. Nie jesteśmy. Sanchez jest narzeczoną Jeffa Bezosa, który jest drugą najbogatszą osobą na świecie. Tego samego Bezosa, który natychmiast po wygranej Trumpa powycofywał w Amazonie wszystkie inicjatywy na rzecz równości i różnorodności. Hołd lenny składali też tacy giganci jak Google, Walmart, Meta, UnitedHealth, IBM, Paramount, PepsiCo, Goldman Sachs, Citigroup, Disney… Zdecydowanie łatwiej wymienić te firmy, które nie odrzuciły przyjętych wcześniej wartości. A gdyby Trump powiedział, że trzeba teraz przestać zatrudniać kobiety? Wszyscy neofici trumpizmu wbiliby kolana głębiej w posadzkę i zwolnili swoje pracowniczki bez żadnych skrupułów.
Wysłanie pierwszego od Walentyny Tierieszkowej lotu w kosmos, którego załoga składa się wyłącznie z kobiet, to tylko działanie PR-owe. Tak samo jak ufundowanie lotu Edowi Dwightowi, który nie zrobił kariery w NASA przez rasizm jej władz. Może wyglądało to ładnie, jak sprawiedliwość dziejowa, ale jakie to ma znaczenie, kiedy jednocześnie Amazon – najażniejsza firma Bezosa – przestaje wspierać inicjatywy mające na celu zwalczanie uprzedzeń rasowych, wspieranie edukacji czarnoskórych i już nie chce mówić o „solidarności” z czarnymi pracownikami?
Lot „dla dobra Ziemi”
Być może najbardziej zaskakującą deklaracją uczestniczek lotu było stwierdzenie Katy Perry, że podróż odbyła się „dla dobra Ziemi”. Chodzi o ten pomysł, by wyrzucać ziemskie odpadki w kosmosie? Naukowcy już dziś mówią, że kosmiczne śmieci to poważny problem i potencjalne niebezpieczeństwo. A może chodzi o deklarację firmy Blue Origin, która sprowadza się do tego, że lot w kosmos jest właściwie ekologiczny? W końcu do atmosfery uwalniana jest tylko para wodna i woda!
Sęk w tym, że to nieprawda. Jak wyjaśnia prof. Eloise Marais, która na University College London zajmuje się chemią atmosferyczną i jakością powietrza, procesy zachodzące przy starcie i w trakcie lotu „zmieniają skład chemiczny stratosfery, niszcząc warstwę ozonową, a także powodują powstanie chmur, które mają wpływ na klimat”. Każde spalanie w wysokiej temperaturze zmienia istniejący w atmosferze azot w szkodliwy tlenek azotu, który niszczy warstwę ozonową. Para wodna też nie jest neutralna – przyczynia się do powstawania smug kondensacyjnych, które zatrzymują ciepło w atmosferze. Według badań prof. Marais z 2022 roku emisje w wyższych warstwach atmosfery są nawet 500 razy bardziej szkodliwe od tych wyzwalanych na wysokości zajmowanej przez samoloty.
Kilka lat temu Katy Perry w nagraniu dla UNICEF mówiła, że przez zmiany klimatu cierpią dzieci na całym świecie. Widocznie nie cierpią aż tak bardzo, żeby przez to odmówić sobie spędzenia niecałych 11 minut w kosmosie.