W ostatnich dniach marca Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze zatytułowane „Przywrócenie prawdy i zdrowego rozsądku w historii Ameryki”. Oficjalnym celem jest oczyszczenie Smithsonian Institution – instytucji prowadzącej największe, amerykańskie muzea poświęcone historii, kulturze i technice, ale także słynnego National Zoo w Waszyngtonie – z „dzielącej, rasowo zorientowanej ideologii”.
Dekret nakazuje wiceprezydentowi J.D. Vance’owi nadzorowanie „usunięcia niewłaściwej ideologii” z instytucji, które dotychczas miały służyć edukacji, badaniom naukowym i ochronie przyrody. „Instytucje federalne powinny być miejscami dumy narodowej, nie propagandy ideologicznej” – czytamy w dokumencie Białego Domu.
Smithsonian Institution zarządza 21 muzeami i galeriami oraz ogrodem zoologicznym, który zajmuje 163 akry w Rock Creek Park i zamieszkuje go ponad 2,1 tys. zwierząt z niemal 400 gatunków. Wśród mieszkańców zoo znajdują się m.in. słonie azjatyckie, tygrysy sumatrzańskie, orangutany i pandy wielkie. Założony w 1889 r. ogród jest jednym z najstarszych stale działających na świecie, posiada też sześć centrów naukowych poświęconych ochronie i ratowaniu zagrożonych gatunków i ekosystemów.
Pandy mogą zniknąć z zoo w Waszyngtonie
Wśród potencjalnych „ofiar ideologii” znalazły się… Bao Li i Qing Bao – para pand wielkich przysłanych z Chin w ramach najnowszego etapu tzw. dyplomacji pand (o tym, czy pandy zostaną wypożyczone do danego ogrodu zoologicznego decyduje chiński rząd, a udostępnienie zwierząt postrzegane jest jako przyjazny gest w stronę państwa – gospodarza).
Jak zauważa The Daily Beast, ich publiczny debiut nastąpił zaledwie kilka dni po inauguracji Trumpa na drugą kadencję. Teraz ich dalszy pobyt może stanąć pod znakiem zapytania.
Władze Smithsonian nie skomentowały bezpośrednio dekretu, ale pracownicy instytucji anonimowo przyznają, że polityczna ingerencja na tym poziomie jest bezprecedensowa. Trump nie wskazał jednak precyzyjnie, jakie treści lub działania ogrodu zoologicznego uznał za „ideologiczne”.
Jak podkreśla France24, decyzja wpisuje się w szerszą ofensywę Trumpa przeciwko tzw. woke culture, którą prezydent określa jako „próbę przepisania historii USA przez ideologiczne soczewki”.
Zawinił „tęczowy dzień” w zoo?
Jak zauważa magazyn The Atlantic, trudno jednoznacznie wskazać, czym zoo w Waszyngtonie zasłużyło sobie na prezydencki gniew. Być może problemem była obecność dwujęzycznych (angielsko-hiszpańskich) opisów przy ekspozycjach. A może panel informacyjny, który tłumaczy, że to kolonizatorzy doprowadzili niemal do wyginięcia dzikiego indyka?
Jeszcze bardziej podejrzane dla konserwatywnych urzędników może być urządzane w ogrodzie zoologicznym doroczne święto International Family Equality Day, znane lokalnie jako „Tęczowy Dzień w Zoo”. Podczas zeszłorocznej edycji dzieci mogły oglądać bobry i foki jedzące tęczowe torty z lodu. Wystąpił też zespół poruszający tematy „sprawiedliwości klimatycznej, tożsamości queer i równości”.
Czy to wystarczy, by uznać zoo za placówkę „ideologicznie skażoną”? Dla administracji Trumpa najwyraźniej tak.

Groteska czy manifest polityczny? Głos skrajnej prawicy
W Washington Post opublikowano satyryczny felieton przedstawiający, jak mogłaby wyglądać „de-wokizacja” zoo według republikańskich standardów. Padają w nim absurdy: deportacja zielonej anakondy jako „migranta z południa”, czy przymusowe zatrudnienie leniwców, jeśli chcą „dalej korzystać z socjalu”.
Znajdujemy tam również propozycję zamknięcia Centrum Migracji Ptaków, a także obniżenia liczby „niewłaściwie ubarwionych” zwierząt (np. czerwonej pandy czy czarnego lemura), w imię „promowania białej różnorodności”. Choć tekst jest żartobliwy, wytyka niejasną wolę polityczną stojącą za prawdziwym dekretem.
Jak zauważa The Atlantic, Trump był pierwszym prezydentem od ponad stu lat, który nie miał psa w Białym Domu.
Donald Trump walczy z „ideologią” w muzeach
Trump nie ogranicza się do ogrodu zoologicznego. France24 podkreśla, że w dekrecie prezydent wymienia także Narodowe Muzeum Historii Afroamerykańskiej, które – jego zdaniem – „promuje pogląd, że ciężka praca i rodzina nuklearna to elementy białej kultury”.
Krytykuje również planowane Muzeum Historii Kobiet za „celebrowanie mężczyzn w sporcie kobiecym”. W odpowiedzi nakazuje, by muzea przedstawiały historię w sposób „podnoszący na duchu” i „zgodny z wartościami amerykańskimi”.
-
powołanie specjalnych członków Rady Regentów Smithsonian,
-
zakaz finansowania wystaw „dzielących Amerykanów ze względu na rasę”,
-
rewizję ekspozycji i programów edukacyjnych,
-
kontrolę treści pod kątem „prawdy historycznej”.
Zoo jako placówka ideologiczna? Naukowcy zaskoczeni
Zdaniem ekspertów decyzja o włączeniu ogrodu zoologicznego do listy instytucji „do oczyszczenia” jest co najmniej dziwna. „Zoo to nie miejsce propagandy, tylko edukacji przyrodniczej. Jeśli coś promujemy, to ochronę gatunków i różnorodność biologiczną” – mówi anonimowo jeden z pracowników Smithsonian w rozmowie z The Atlantic.
Jak wynika z dokumentów zoo, promowanie bioróżnorodności jest kluczową misją placówki. Jednak administracja obecnego prezydenta USA podjęła już serię działań mających na celu redukcję czy całkowitą eliminację finansowania dla badań naukowych uważanych przez nią za „ideologiczne” czy zbędne.
Cięcia dotknęły m.in. NOAA, czyli agencji nadzorującej atmosferę, oceany i odpowiedzialnej za gromadzenie danych pogodowych, a nawet NASA, gdzie decyzją Białego Domu budżet na badania naukowe został obcięty o połowę. Zoo jest jedną z rosnącej liczby placówek naukowych które znalazły się na celowniku Białego Domu.
Dla wielu Amerykanów National Zoo to miejsce wspomnień z dzieciństwa, edukacji i kontaktu z naturą. Dla Trumpa – to kolejny bastion do zdobycia w wojnie kulturowej. A panda Bao Li, zamiast zajadać bambus, może wkrótce wrócić do Chin – nie z przyczyn dyplomatycznych, lecz politycznych.