Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Skończy się na tym, że trzeba będzie wszystkich tych ludzi wyrzucić ze stanu sędziowskiego, bez prawa do stanu spoczynku – skwitował w rozmowie z Otwartą Konserwą prezydent Andrzej Duda. Dodał, że w Polsce jest tyle „zdrady i warcholstwa bezczelnego”, ponieważ „dawno nikogo nie powieszono za zdradę”. Co pan na to?
Prof. Tomasz Nałęcz: Po tym, jak niedawno obrzydliwie zaatakował prof. Adama Strzembosza, wydawało mi się, że nie da się powiedzieć nic bardziej gorszącego. A jednak. To styl skandalizującego publicysty czy YouTubera. Napaść na środowisko sędziowskie w wykonaniu prezydenta, strażnika konstytucji – jest nie do przyjęcia.
Jaką miał motywację?
Chyba uwierzył w swój geniusz, że każde jego słowo jest prawdą objawioną i trzeba go w przyklęku słuchać. Jako historyk pamiętam czasy, w których mówiło się o warchołach.
To najgorsze momenty w dziejach Polski, zatem Andrzej Duda popisał się ignorancją historyczną. Chyba nie jest tego świadom.
Może ma własną definicję warcholstwa.
Nie jesteśmy w podstawówce i nie mówimy o uczniu, który uczy się czytać ze zrozumieniem, ale o doktorze prawa, który od dekady jest głową państwa. A do tego te szubienice, na Boga! Na palcach jednej ręki można policzyć momenty dziejowe, gdy Polacy próbowali załatwiać swoje sprawy przez powieszenie.
To może przypomni pan, dla porządku, jak poprawnie używać słowa warchoł?