Oba chińskie lotniskowce, starszy Liaoning i nowszy Shandong, spędziły na Morzu Filipińskim większość czerwca. Cały czas pozostawały pod ścisłą obserwacją na pewno Japończyków i prawdopodobnie Amerykanów. Ci pierwsi w rzadkim ruchu opublikowali dużo informacji zwiadowczych. Nawet to, ile razy samoloty startowały i lądowały na chińskich okrętach.
Ćwiczenia strategicznego odcięcia
Aktualnie oba lotniskowce wróciły już do baz w Chinach. Chińska marynarka wojenna (formalnie Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, znana powszechnie pod anglojęzycznym skrótem PLAN) opublikowała komunikat na temat zakończenia „dalekomorskich ćwiczeń skupionych na operacjach bojowych”. Pada przy tym dużo ogólnikowych deklaracji o „dobrze skoordynowanych”, „systematycznych” i „bezpiecznych” działaniach, które miały „dostarczyć cennych danych oraz wiedzy, które wzmocniły potencjał bojowych chińskich zespołów lotniskowców„. Chińczycy dodają, że byli ciągle obserwowani przez siły innych państw, ale miały sobie z tym poradzić „profesjonalnie” i „zdecydowanie”.
Japończycy mają na ten temat nieco inne zdanie. Bo to na pewno o nich między innymi chodziło w komunikacie chińskiej floty. W połowie czerwca japońskie Morskie Siły Samoobrony (JMSDF) podawały, że myśliwce startujące z pokładów Lianinga i Shandonga dwukrotnie wykonały „ryzykowne” i „nienormalnie bliskie” przechwycenia samolotów patrolowych P-3 Orion, podlatując do nich na małą odległość i stwarzając ryzyko kolizji. Tego rodzaju przepychanki to już coś normalnego, a jest ewidentne, że Japończycy bardzo intensywnie obserwowali chińskie ćwiczenia.
Świadczą o tym dane opublikowane pod koniec czerwca przez JMSDF, kiedy już chińskie okręty opuściły Morze Filipińskie na południe od Japonii. Pokazano między innymi mapę z zaznaczonymi ruchami obu chińskich grup lotniskowców. Widać na niej wyraźnie, że Chińczycy ćwiczyli w rejonie pomiędzy Tajwanem, Japonią a Marianami, na których jest kluczowa w regionie baza USA na wyspie Guam. Jeden z okrętów zapuścił się rekordowo daleko na wschód na otwarty Pacyfik w pobliże malutkiej japońskiej wysepki Minami Tori-shima, najdalej na wschód wysuniętego skrawka Japonii. To prawie połowa drogi z Chin na Hawaje. Japoński portal „Japan Times” w kilku kolejnych tekstach na temat ćwiczeń cytował anonimowych przedstawicieli wojska i ministerstwa obrony, według których Chińczycy ewidentnie ćwiczą scenariusz odcinania Tajwanu od wsparcia z Japonii i amerykańskich baz na Pacyfiku.
Lotniskowce ciągle drugiej, albo trzeciej kategorii
Jak dokładna była obserwacja obu chińskich grup lotniskowców, pokazuje tabelka opublikowana przez Japończyków wraz z mapą. Zawiera ona informacje między innymi o ilości przeprowadzonych operacji lotniczych, czyli ile razy z każdego okrętu lotniczego startował lub lądował samolot czy śmigłowiec. Dodatkowo napisano też, jakie dokładnie okręty wchodziły w skład każdego zespołu. Liaoning towarzyszyły aż cztery niszczyciele, z czego dwa dużego typu 055, określanego też mianem krążowników. Do tego szybka jednostka zaopatrzeniowa. Shandong miał operować w towarzystwie dwóch niszczycieli, choć na oficjalnych zdjęciach chińskiej floty widać też mniejszą fregatę.
Dane na temat ilości operacji lotniczych są interesujące, ponieważ zdolność do częstego wysyłania samolotów i śmigłowców w powietrze jest uznawana za jeden z kluczowych wyznaczników potencjału bojowego lotniskowca. Według japońskich danych w trakcie tych ćwiczeń Chińczycy utrzymywali raczej niskie tempo z wynikiem 23-26 operacji dziennie. Choć w przeszłości, podczas innych rejsów zaobserwowano do 50-60. To i tak relatywnie niewiele porównując ze znacznie większymi i lepszymi atomowymi lotniskowcami US Navy. Te najnowsze typu Ford mają mieć zdolność do utrzymywania tempa około 160 dziennie, a w trybie nadzwyczajnym przez krótki okres nawet 270.
Taka różnica pokazuje ewidentnie, jak daleką drogę mają jeszcze Chińczycy do posiadania potencjału zbliżonego do USA w kwestii lotniskowców. Te dwa wykorzystywane przez nich aktualnie to raczej jednostki eksperymentalne i szkoleniowe, które dopiero kładą podwaliny pod nowoczesne chińskie lotnictwo okrętowe. Przy ich pomocy powstają pierwsze kadry i opanowywane są kluczowe technologie oraz procedury. Większość z nich jest mocno oparta o to, co do tej pory wymyśliły floty zachodnie, a zwłaszcza ta amerykańska. Bo choć same okręty i samoloty to w znacznej mierze rozwinięcie technologii radzieckich oraz rosyjskich, to ani ZSRR, ani Rosja tak naprawdę nigdy nie były państwami doświadczonymi w użyciu lotniskowców. W tej kategorii bezsprzecznie królują Amerykanie do spółki z Brytyjczykami. Wpływy zachodnie widać na zdjęciach i nagraniach. Na przykład członkowie załogi na pokładzie lotniczym w charakterystycznych kolorowych kamizelkach wykonujący specyficzne ruchy, czy system uzupełniania paliwa w ruchu wyglądający niemal identycznie z tymi stosowanymi przez US Navy. Ewidentnie Chińczycy nie próbują nic wynajdywać na nowo, ale biorą od innych to, co uznają za dobre.
Chiński rozwój jest ewidentny
Aktualnie trwają próby morskie trzeciego chińskiego lotniskowca Fujian, który jest większy od swoich poprzedników. Jest też już oryginalnym krajowym projektem jedynie luźno bazującym na radzieckich rozwiązaniach. Główną różnicą jest zastosowanie na nim katapult do wystrzeliwania samolotów w powietrze, co znacznie podnosi potencjał lotniskowca. Wcześniejsze dwa mają jeszcze w stylu radzieckim (ale też brytyjskim) rampy na dziobie, pomagające rozpędzającym się o własnych siłach samolotom unieść się w powietrze. Takie rozwiązanie jest znacznie prostsze i tańsze, ale też mniej efektywne i znacząco ogranicza dopuszczalną masę startową, co oznacza ograniczony zapas uzbrojenia i paliwa w maszynach. Przy czym Chińczycy mieli od razu przeskoczyć etap katapult parowych, dominujących od okresu II wojny światowej, od razu instalując te elektromagnetyczne, które Amerykanie dopiero co zaczęli instalować na lotniskowcach typu Ford. Nie bez problemów. Opanowanie tego rozwiązania będzie kolejnym bardzo istotnym krokiem Chin ku lotniskowcom konkurencyjnym wobec tych amerykańskich.
Szybka ewolucja chińskich rozwiązań jest przy tym ewidentna. Kiedy trzeci lotniskowiec prowadzi już próby, w stoczni w Dalian zaobserwowano prace przy czwartym. Określany jest na razie „Typem 004” i według chińskich deklaracji będzie to pierwszy pełnokrwisty superlotniskowiec pokroju tych amerykańskich. Wyporność ma wynosić około 100 tysięcy ton, a źródłem energii mają być reaktory atomowe. Prace są na razie na wstępnym etapie, a okręt może być gotowy pod koniec tej dekady. Chińczycy deklarowali chęć budowy czterech takich lotniskowców, w przeciwieństwie do pojedynczych egzemplarzy swoich wcześniejszych rozwojowych okrętów tego rodzaju. Typ 004 może być więc postrzegany jako już docelowa, rozwinięta forma.
Systematyczny rozwój chińskiej floty to poważne wyzwanie dla Amerykanów, którzy mają poważne problemy z utrzymaniem pozycji lidera. Na razie nie jeśli chodzi o jakość, bo z dużą dozą pewności większość ich głównych typów okrętów jest znacznie lepsza w porównaniu jeden do jednego ze swoimi chińskimi odpowiednikami. Tak samo jeśli chodzi o wiedzę i umiejętności ich załóg. Jednak jeśli chodzi o samą liczebność, to Chińczycy gwałtownie wyprzedzają Amerykanów. Ci pierwsi mają około 370 okrętów bojowych, podczas gdy drudzy około 300. Przy czym te amerykańskie są prawie zawsze większe, przez co nadal w łącznej wyporności Amerykanie ciągle mają przewagę. Tak samo jak w ilości wyrzutni rakiet zamontowanych na tych okrętach, co jest jedną z miar umożliwiających porównanie siły ognia współczesnych flot. Amerykanie ciągle mają ich około 2 razy więcej. Chińczycy budują jednak okręty znacznie szybciej i w większych ilościach niż Amerykanie, do tego ewidentnie intensywnie uczą się morskiego rzemiosła, przez co w ciągu 1-2 dekad floty obu mocarstw mogą zacząć być sobie równoważne. Zwłaszcza na Pacyfiku.