Marta Kurzyńska, Interia: – Prezes Kaczyński mówi, że piątkowy wyrok sądu w sprawie prokuratora Barskiego zmienia wszystko. Może pan rozwinąć tę myśl?
Piotr Kaleta, PiS: – Wyrok zmienia wszystko, bo Sąd Najwyższy potwierdził to, co każdy normalny obserwator sceny politycznej wiedział, że nie można w demokratycznym kraju nielegalnie przejmować prokuratury.
Adam Bodnar mówi, to nie uchwała SN a stanowisko trzech „neosędziów”, więc nie jest wiążąca.
– Adam Bodnar nie ma innego wyjścia, musi się dalej paprać w błocie. W politycznym DNA tych ludzi nie leży przyznawanie się do błędów. Adam Bodnar nie kieruje się interesem naszej ojczyzny.
– Ale chyba są prawdziwe, bo jeżeli łamie prawo, idzie na zderzenie z legalnie funkcjonującymi instytucjami państwowymi, to jak to inaczej nazwać.
Minister sprawiedliwości podważa legalność decyzji, bo podjęło ją trzech neosędziów.
– Adam Bodnar nie jest od oceny, kto jakie wydawał wyroki.
Ale chyba jest kluczowe czy wyrok wydał sędzia powołany zgodnie z prawem?
– Ale jeżeli deleguje na posiedzenie SN swoich prokuratorów, którzy uczestniczą w tej rozprawie i w momencie, kiedy wyrok zapada nie po jego myśli, mówi, że nie jest to wyrok. To pytam, gdzie byli jego prokuratorzy, na spotkaniu z neosędziami, czy na posiedzeniu SN. Trzeba się na coś zdecydować.
Jakie to będzie miało dalsze konsekwencje? Bo zaczyna się kolejny wielki spór o wymiar sprawiedliwości.
– Myślę, że sędziowie będą musieli respektować orzeczenia SN, inaczej sobie tego nie wyobrażam. Ja też mógłbym powiedzieć, że w tej chwili mianuję siebie premierem, bo taka jest moja wola. Jaka by była ocena moich słów – facet zgłupiał. To też rodzi skutki finansowe.
– Osoby poszkodowane, chociażby ks. Olszewski, powinny domagać się odszkodowań ze strony skarbu państwa, mogą to również zrobić ministrowie Wąsik i Kamiński. Docelowo jest też kwestia odpowiedzialności za łamanie prawa i to nie będzie odpowiedzialność polityczna, ale karna. Rządzący dawno przekroczyli rubikon.
Z czego wynika zwrot akcji w sprawie kongresu PiS? Tydzień temu prezes zapewniał, że się odbędzie.
– Co się odwlecze, to nie uciecze. Kongres odbędzie się już za dwa tygodnie. Teraz kluczowa jest pomoc powodzianom. Musieliśmy też być w Warszawie, ponieważ w Sejmie w weekend trwały prace nad specustawą powodziową.
A może przesuniecie kongresu ma związek z problemami w negocjacjach z Suwerenną Polską. Podbijają stawkę?
– Nie uczestniczę w negocjacjach, ale to czy Suwerenna Polska będzie integralną częścią PiS, to rzecz całkowicie wtórna. Nasza współpraca w tej chwili wygląda przyzwoicie i nie ma wielkiej presji na połączenie. Gramy na innych fortepianach, ale tę samą melodię.
To wygląda, jakby negocjacje ugrzęzły w martwym punkcie a pan wycofywał się rakiem.
– To nie jest wycofywanie się rakiem. Tam być może są, jak to w polityce, kwestie ambicjonalne i personalne. Tutaj priorytetem powinno być to, żeby naprawdę zawalczyć o powrót do władzy.
Ale to prezes Kaczyński mówił wielokrotnie, że skonsolidowana prawica to przepis na sukces.
– Niewątpliwie tak, ale nikt nie będzie tego robił na siłę.
Jaką pozycję ma Suwerenna Polska w tych negocjacjach?
– W polityce jest tak, że każdy chciałby mieć jak najwięcej, ale też nie możemy pozwolić na to, żeby ogon kręcił psem.
– Politycy Suwerennej Polski muszą sobie zdawać sprawę z tego, że są dla nas jakąś wartością, ale nie przeceniajmy tej wartości. Jeżeli będą za wysoko licytować, albo będą chcieli iść sami, to krzyż na drogę.
A może Suwerenna Polska boi się, że to będzie ich polityczny koniec?
– Suwerenna Polska musi zdać sobie sprawę, że bez PiS po prostu jej nie ma, ale my też wiemy, że ten jeden czy dwa procent, które ma w tej chwili Suwerenna Polska, może być kluczowe w zwycięstwie w przyszłych wyborach parlamentarnych.
I może właśnie myślą – negocjujmy twardo, bo jesteśmy języczkiem u wagi?
– To są na tyle rozsądni politycy, że powinni wiedzieć, że w dzisiejszej sytuacji, tak trudnej dla naszego kraju. bardzo ważne jest to, żebyśmy byli zjednoczeni. Może warto by odpowiedzieli sobie na pytanie, czy nie należałoby zrobić kilku kroków do tyłu.
Nie macie poczucia, że płacicie za błędy Suwerennej Polski? Mówię o Funduszu Sprawiedliwości.
– Fundusz Sprawiedliwości pokazał nam się ostatnio na powodzi, kiedy miałem okazje być na zalanych terenach. Widziałem wozy strażackie, nielegalne zdaniem PO, które gnały na sygnale po to, żeby pomagać potrzebującym. Życzę, żeby takie przestępstwa były popełniane chociażby przez obecną władzę. Polityka jest grą zespołową jesteśmy w ofensywie i w defensywie razem.
– Mariusz Błaszczak oprócz tego, że jest dobrym liderem, świetnym szefem klubu, nie będzie sam. Stworzymy kolektyw młodych ludzi, którzy będą mogli się naprawdę zaangażować, żebyśmy mogli wkrótce przedstawić konkretne oferty programowe. Musimy też wrócić do korzeni, pobudzić partyjne doły.
Czyli jest ospałość w partii?
– Po przegranych wyborach może następować zniechęcenie, ale to ten moment, żeby się dobrze policzyć, przegrupować. Alleluja i do przodu.
Widzi pan Mariusza Błaszczaka w roli lidera PiS?
– My mamy bardzo dobrego lidera i mówienie, że w tej chwili jest próba namaszczenia, jest przedwczesne. Lider jest jeden.
To sam prezes mówił, że chętnie by widział w roli następcy Mariusza Błaszczaka.
– Pan prezes, chcąc nie chcąc, musi różne warianty przewidywać. Pan Mariusz Błaszczak jest osobą, która – będąc przy prezesie tyle lat – się sprawdziła. Jest lubiany i szanowany i – co istotne – słucha pomysłów innych ludzi.
Minister Mastalerek mówi, że Mariusz Błaszczak w kampanii powtarzał słowo w słowo to, co mu napisał, i były to ostatnie mądre słowa, jakie od niego słyszał. Chyba nie jest na liście fanów?
– Minister Mastalerek nie jest już członkiem PiS.
Ale zna PiS od podszewki. A krytyczne wypowiedzi można mnożyć.
– PiS od podszewki zna pana ministra Mastalerka i dlatego nie ma go dzisiaj w Prawie i Sprawiedliwości. W polityce trzeba patrzeć też w przyszłość, a nie w przeszłość. Tej cechy panu ministrowi chyba trochę brakuje.
Pan prezydent bardzo ceni ministra Mastalerka. Myli się?
– Są na pewno jakieś zalety, które pan minister posiada, bo wydaje się, że jest dobrym PR-owcem, ale jeśli mam być szczery, gdybym był panem prezydentem, to chyba przeprowadziłbym rozmowę z panem Mastalerkiem, żeby bardziej odpowiednio dobierał słowa, bo musi pamiętać, że bycie prezydenckim ministrem zobowiązuje.
Niebawem w pałacu zmiana warty. Macie już kandydata? Bogucki, Bocheński, może Błaszczak, kto jest teraz w grze?
– Trwają analizy. Musimy wybrać prymusa.
– Wielu. My się dobrze uczymy.
Prezes mówił, że musi być młody, przystojny, znać języki.
– Słyszałem, ale ja wszystkiego robić nie mogę. A mówiąc poważnie myślę, że odsłonimy karty 11 listopada. To nasza szczęśliwa data.
Ale po prawej stronie rośnie wam konkurencja. Są w PiS obawy po tym, jak Jan Krzysztof Ardanowski utworzył nową partię?
– Wiem, że pojawił się jakiś dziwny nowy twór z dobrobytem w nazwie. Ta partia nie jest skazana na sukces.
Dlaczego? Może elektorat szuka nowości?
– Liderzy tego ugrupowania raczej nie porwą tłumów. Ci ludzie muszą sami sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w tej chwili, robiąc takie inicjatywy, nie doprowadzają do wzmocnienia złej ekipy, która rządzi. Paweł Kukiz już był w PiS, w PSL-u próbował sam coś budować, może za chwilę podłączy się pod PO. Artyści tak mają.
A może macie nową partię na własne życzenie? Jan Krzysztof Ardanowski, mówił, że musiał odejść, bo projekt PiS się skończył i że jesteście partią tłustych kotów.
– To my bardziej zawiedliśmy się na Janie Krzysztofie Ardanowskim, niż Jan Krzysztof Ardanowski na nas.
On też przedstawiał długą listę waszych politycznych grzechów.
– Jeśli Jan Krzysztof Ardanowski zawiódł się na Prawie i Sprawiedliwości, powinien zrobić jak każdy prawdziwy mężczyzna. Wjechał do Sejmu na szyldzie naszej partii, to może złożyć mandat i zacząć budować wszystko od nowa, będąc na swoim. Ale do tego trzeba mieć pewną część ciała, którą powinien posiadać każdy prawdziwy mężczyzna.
To apel do byłego partyjnego kolegi?
– To stwierdzenie faktu. Nie będę apelował, bo wiem, że i tak tego nie zrobi. Nie stać go na bycie honorowym.
Rozmawiała Marta Kurzyńska