Sprawę ujawniliśmy w Gazeta.pl w sierpniu ubiegłego roku. Przez kilka miesięcy w szpitalu w Żywcu pracowała jako psycholożka 33-letnia wówczas Magdalena K. Zajmowała się pacjentkami na oddziale ginekologicznym. Jak ustaliliśmy, kobieta, wbrew swoim twierdzeniom, nie ukończyła jednak studiów psychologicznych. Została zwolniona po tym, gdy zwróciliśmy się do placówki z prośbą o weryfikację naszych ustaleń. Szpital złożył też zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez kobietę.
W czerwcu Prokuratura Rejonowa w Żywcu po kilkumiesięcznym śledztwie skierowała do sądu akt oskarżenia. Magdalena K. jest oskarżona o oszukanie szpitala. Nie przyznała się do winy. Proces rusza 3 września.
„Nie było żadnych skarg na podejrzaną”
Prokuratura nie zdecydowała się natomiast postawić kobiecie zarzutów dotyczących narażenia pacjentów na niebezpieczeństwo. „W ramach dochodzenia pozyskano listę pacjentów, z którymi oskarżona przeprowadzała rozmowy w związku ze świadczoną pracą. Ustalono ponadto, iż nie było żadnych skarg na podejrzaną” – przekazał portalowi Gazeta.pl prokurator rejonowy Łukasz Witkowski.
Jak poinformował nas prokurator, „świadczenie porad psychologicznych bez wymaganych do tego uprawnień nie wywołało bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”.
„Pani nie wzbudzała żadnych podejrzeń”
Szpital w Żywcu, który zatrudnił Magdalenę K., do tej pory nie zabierał głosu w sprawie. Władze placówki czekały na decyzję prokuratury. Gdy do sądu trafił akt oskarżenia, na rozmowę z Gazeta.pl zgodziła się dyrektorka szpitala Małgorzata Świątkiewicz, która opowiedziała nam o kulisach zatrudnienia Magdaleny K.
– Mamy już zatrudnionego psychologa, ale chcieliśmy poszerzyć ofertę. Zależało nam na dodatkowym wsparciu dla kobiet tuż po porodzie na oddziale ginekologicznym. To miało być wsparcie dla chętnych pacjentek, kontrakt z NFZ nie wymagał od nas zatrudnienia psychologa. Nie musieliśmy tego robić, ale chcieliśmy. Ważne było dla nas również to, by taka osoba miała też wiedzę z zakresu seksuologii – mówi nam dyrektorka placówki.
Magdalena K. została polecona przez właścicielkę firmy, z którą współpracował szpital.
– Rozmowa z Magdaleną K. była rzeczowa, sympatyczna. Pani nie wzbudzała żadnych podejrzeń, ani wątpliwości. Sprawiała wrażenie bardzo inteligentnej. Przedstawiała swoją historię zawodową, ta opowieść była spójna. Mówiła m.in., że ukończyła kurs z zakresu seksuologii. Dziś widzę, że dopasowywała się po prostu do naszych oczekiwań. Inne oferty nie spłynęły, więc zdecydowaliśmy się panią Magdalenę zatrudnić – informuje nas Małgorzata Świątkiewicz.
Nowa współpracowniczka przysłała e-mailem do działu kadr swoje CV. Dotarł też plik o nazwie „Dyplom”, ale pracownicy szpitala nie mogli tego pliku otworzyć. Z relacji dyrektorki wynika zatem, że Magdalena K. grała na zwłokę.
– Później kilkukrotnie bezskutecznie prosiliśmy o dostarczenie dokumentu, odpowiadała nam np., że już to zrobiła albo przekonywała, że zostawiła nam dyplom w wersji papierowej – wspomina Małgorzata Świątkiewicz.
W międzyczasie Magdalena K. rozpoczęła pracę. Pojawiała się w szpitalu trzy razy w tygodniu. Jak zapewnia Małgorzata Świątkiewicz, „przez cały okres współpracy nigdy nie spłynęła żadna skarga na zachowanie tej pani ze strony pacjentów lub personelu”. Każdy wypowiadał się pozytywnie, była odbierana jako osoba kompetentna. Dlatego nie zapaliła się nam czerwona lampka – zaznacza.
„Czujemy się oszukani”
Magdalena K. została odsunięta od pracy, gdy portal latem ubiegłego roku Gazeta.pl zwrócił się do szpitala z pytaniami dotyczącymi jej wykształcenia.
– Powiedziałam pani Magdalenie, że ma dwa dni na dostarczenie dyplomu. Zapewniła, że „tak, absolutnie”, a potem tego nie zrobiła. Nie wyraziła też zgody na to, żebyśmy zweryfikowali jej wykształcenie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wypowiedzieliśmy więc umowę i złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury o podejrzenie popełnieniu przestępstwa. To, co zrobiła ta pani, jest karygodne. Czujemy się oszukani – przyznaje Małgorzata Świątkiewicz.
– Na pewno ta sytuacja sprawiła, że będziemy dokładniej weryfikować wykształcenie zatrudnianych osób i wymagać od samego początku kompletu dokumentów. Z drugiej strony, pani Magdalena K. mogła przecież przedstawić nam fałszywy dyplom. W przypadku lekarzy w ogóle nie jest to problemem, bo można w sekundę sprawdzić nazwisko takiej osoby w centralnym rejestrze i upewnić się, że ma uprawnienia do wykonywania zawodu. Ale centralnego rejestru psychologów nie ma – wskazuje dyrektorka żywieckiego szpitala.
Rozwiązaniem tego problemu może być rządowy projekt ustawy o zawodzie psychologa, nad którym obecnie pracuje Sejm.
„Projekt ustawy definiuje, czym są świadczenia psychologiczne oraz określa, kto będzie mógł ich udzielać. Pozwoli to każdej osobie sprawdzić, czy osoba nazywająca się psychologiem faktycznie ma do tego prawo. Konieczne będzie uzyskanie wpisu do rejestru psychologów, wymagające ukończenia studiów psychologicznych pierwszego i drugiego stopnia lub jednolitych magisterskich. Posługiwanie się tym tytułem przez osoby nieuprawnione będzie karalne” -zapowiada Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które było autorem projektu.