Pięciolecie wydaje się dobrą próbą czasową, żeby odpowiednio określić, co w działo się i dzieje w szeregach Śląska Wrocław. W sezonie 2020/21 drużyna kończy rozgrywki na czwartym miejscu, premiowanym grą w europejskich pucharach. Zamiast kontynuacji dobrej passy, pojawia się typowy efekt „pocałunku śmierci”, jak na przestrzeni lat utarło się określać losy polskich pucharowiczów, którzy nie dość, że nie potrafili zawojować Europy, to dodatkowo zjeżdżali w dół w kraju.
Od Magiery do Magiery. Tak Śląsk Wrocław wylądował na dnie
Śląsk po miejscu tuż za podium, w kolejnym sezonie (2021/22) kończy na 15. miejscu. Dokładnie trzy punkty nad czerwoną strefą, oznaczającą spadek z Ekstraklasy. Z pracą jeszcze w trakcie rozgrywek żegna się trener Jacek Magiera, a historia wrocławian ostatecznie zatacza bardzo duże koło szkoleniowe, aby… ponownie do Magiery wrócić. Mając byłego trenera m.in. Legii Warszawa (występy w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17) z ciągle z ważnym kontraktem, choć bez konieczności wykonywania trenerskich obowiązków, w szeregach WKS w akcie desperacji wracają do wersji z JM na ławce.
Dodajmy – Magiera został zwolniony 8 marca 2022 roku – i po trzynastu miesiącach, dokładnie 21 kwietnia 2023 – ponownie przejął stery we Wrocławiu. Desperacki ruch kończy się utrzymaniem WKS na ekstraklasowym poziomie. Wrocławianie punktują w kluczowych meczach, do tego kompromitujący finisz zalicza Wisła Płock i to właśnie płocczanie spadają z ligi. We Wrocławiu raz jeszcze można odkorkować szampany. Brawurowe utrzymanie, z zapasem punktu (słownie: jednego) nad rzeczoną Wisłą, ponownie na 15. miejscu – czyli ostatnim bezpiecznym w ekstraklasowych realiach.
Nic dwa razy się nie zdarza? A jednak, we Wrocławiu ten scenariusz nie obowiązuje. Pytanie jednak, czy sprawdzi się powiedzenie, że do trzech sztuka?
Śląsk z tułającego się po dolnych rejonach tabeli zespołu, po kolejnych kilku miesiącach wskoczył na fotel lidera rozgrywek. Po świetnym drugim półroczu 2023 roku, WKS przezimował jako najlepsza drużyna Ekstraklasy. Ostatecznie stanęło na wicemistrzostwie Polski (2023/24) i przekonaniu, że pod batutą Magiery, dyrektora sportowego Davida Baldy czy prezesa Patryka Załęcznego – we Wrocławiu duża piłka zadomowi się na dobre. Wyprzedawany na mecze ligowe Tarczyński Arena, mieszczący przecież ponad 40 tysięcy kibiców, król strzelców Erik Exposito czy „robiący wiatr” w ofensywie Nahuel Leiva. Co tu kryć, uśmiech od ucha do ucha.
A teraz mamy styczeń 2025. Z wymienionych wcześniej postaci, ostał się już tylko prezes Załęczny, a i jego dymisji domagają się niektórzy kibice. Magiera ponownie zaliczył ze Śląskiem zjazd z czołówki do ligowej otchłani, obecnie odpoczywając na trenerskim bezrobociu. Dyrektor Balda odnotował zdecydowanie więcej wpadek niż trafionych transferów. Do tego odeszli Exposito, Leiva czy kluczowy – takie można odnieść wrażenie w kontekście szatni – Patrick Olsen.
Śląsk po świetnym półroczu A.D. 2023, zanotował katastrofalny rok 2024. Liczby nie kłamią, to we Wrocławiu najgorzej grano w piłkę przez ostatnie 12 miesięcy. Tylko siedem zwycięstw na 33 ligowe mecze? To tylko jeden z narastających problemów Śląska.
WKS dostaje regularnie po głowie. Prezydent Jacek Sutryk na czele listy
Nie jest tajemnicą, że fakt ogromnego finansowania Śląska przez miasto Wrocław, które jest właścicielem klubu, budzi spore kontrowersje. Samorządowe pieniądze przeznaczane na sport zawodowy, tutaj zawsze znajdzie się pole do krytyki. Czy słusznej?
Z jednej strony wydaje się, że w przypadku piłki nożnej i tak dużego miasta, jakim jest Wrocław, można było znaleźć inwestora, który zdecydowałby się na kupno klubu. Ba, na horyzoncie pojawił się nawet całkiem solidny, mianowicie Westminster Polska. Jego dorobek przedstawiano już nawet na… oficjalnej stronie miejskiej. Ostatecznie okazało się, że wycena klubu – jako wicemistrza kraju – była zdecydowanie zbyt optymistyczna. Kilkukrotna przebitka względem pierwotnego założenia, jeszcze w trudniejszych, sportowych czasach, zniechęciła nie tylko w/w inwestora, ale też innych.
Zaporowa kwota, która poddaje pod wątpliwość faktyczną chęć sprzedaży WKS.
Druga strona tej historii to poduszka, której obecność można umniejszać – w kontekście faktu wydawania dużych publicznych pieniędzy na zawodowy sport – ale rzeczywiście istnieje. Śląsk nie mając bowiem takiego właściciela, równie dobrze mógłby być poza Ekstraklasą. Dlaczego? Pieniądze z miasta są czymś stałym, w miarę pewnym. Nawet jeśli następują przesunięcia czy opóźnienia, o których kilka tygodni temu informował jeden z wrocławskich dziennikarzy, Piotr Potępa.
W przypadku prywatnego inwestora nie brakuje smutnych, ekstraklasowych historii. W ramach skutecznej kontry, patrząc np. na taki Raków Częstochowa, z pewnością można z głową zbudować coś za pieniądze inne, niż te zapisane w miejskim budżecie. Choć akurat pod Jasną Górą magistrat musi jak najszybciej zrozumieć, że jak nadal będzie tak opieszały względem budowy stadionu na miarę drużyny, to ta drużyna może równie dobrze grać gdzie indziej niż na częstochowskim gruncie.
Wracając jednak do Wrocławia, tym, który wyjątkowo często wskazuje na nieprawidłowości funkcjonowania WKS, jest Marcin Torz. Wieloletni dziennikarz, który, choć jest zdeklarowanym kibicem Śląska, nie zamierza bezczynnie spoglądać w stronę upadku klubu. Po głowie regularnie zbiera m.in. prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.
– Klub jest obsadzony przez grupę kumpli Sutryka. Wśród nich jest m.in. brat jednego z magistrackich dyrektorów. Z litości nie podam jego nazwiska. Który zarabia 10 tysięcy złotych miesięcznie, a w umowie ma zapis, że nie musi przychodzić do pracy. Podkreślę to z całą mocą: W Śląsku jest grupa dyletantów, w tym absolwentów Collegium Humanum, która została tam wsadzona po znajomości i zarabia gigantyczne pieniądze. Ci ludzie sprowadzili Śląsk na dno – mówi Torz na YouTubie, twórca ujawniamy.com.
Atmosfera wokół klubu, delikatnie rzecz ujmując, gęstnieje. Co przekłada się nie tylko na krytykę w mediach czy szeroko pojętej, internetowej przestrzeni. Widać to było również po frekwencji na trybunach wrocławskiej areny, budowanej na Euro 2012. Na obiekcie, gdzie już za kilka miesięcy będzie rozgrywany finał Ligi Konferencji UEFA, pozostali już tylko głównie najwierniejsi fani. Na ostatnim meczu roku 2024, Śląsk – Puszcza Niepołomice, pojawiło się nieco ponad 11 tysięcy.
Cud nad Odrą ma wydarzyć się wiosną. Ante Simundza będzie cudotwórcą?
Na otwarcie 2025 roku Śląsk jest na 18. miejscu w tabeli. Do Puszczy Niepołomice, ostatniej nad czerwoną strefą, wrocławianie tracą osiem punktów. Co gorsze, WKS przegrał z tym rywalem mecz u siebie (0:1). Podobnie zresztą jak starcie z… przedostatnią Lechią Gdańsk (0:1), w spotkaniu zagranym w Trójmieście.
W klubie doszło do kilku istotnych zmian. Dwie najważniejsze to nowy dyrektor sportowy oraz trener. Tę pierwszą funkcję powierzono Rafałowi Grodzickiemu. Pracę byłego piłkarza m.in. Śląska Wrocław (lata 2012-14) będzie można ocenić po zimowym okienku transferowym i – co najistotniejsze – przełożeniu na ligowe punkty.
Wydaje się, że jeszcze gorzej od Grodzickiego ma nowy szkoleniowiec. Ante Simundza musi okazać się tak właściwie cudotwórcą, z fatalnie prezentującego się zespołu robiąc rycerzy wiosny. Bądź dokonując Cudu nad Odrą, parafrazując nieco legendarną operację wojskową na Mazowszu. W przełożeniu na te bardziej wrocławskie realia.
Simundza może tego jednak dokonać. Słoweniec jest jednym z najlepszych fachowców w tej części Starego Kontynentu. W swoim bogatym CV nowy trener Śląska ma choćby cztery tytuły mistrzowskie, zarówno w swojej ojczyźnie (trzykrotnie, dwa z NS Maribor i raz z NS Mura), jak i Bułgarii, prowadząc Łudogorec Razgrad.
Dokładając do tego bogate doświadczenie gry w europejskich pucharach, z sukcesami, widać, że we Wrocławiu postawiono na bardzo dobrego fachowca. Simundza to zresztą najmocniejsze nazwisko w klubie, spoglądając na kadrę piłkarzy Śląska. Co akurat jest argumentem zarówno „za”, jak i „przeciw” skutecznej walce o utrzymanie.
Jaką filozofię piłki wyznaje Simundza?
– Polega ona na dostosowaniu się do drużyny i dążeniu do jej rozwoju – zarówno jeśli chodzi o indywidualne umiejętności piłkarzy, jak i funkcjonowanie zespołu. W dłuższej perspektywie można w ten sposób osiągać wyniki, ale wiem, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy trzeba się będzie mocno skupić. Moją filozofią na ten okres będzie dodawanie zespołowi odwagi tak, aby grał coraz lepiej […] Jestem trenerem, który bardzo nie lubi przegrywać. Chcę wygrywać każdy mecz, bez względu na okoliczności – przyznał niedługo po podpisaniu kontraktu we Wrocławiu trener Simundza.
Spoglądając na początek pracy Słoweńca w Śląsku, kibice WKS powinni być umiarkowanymi optymistami. Patrząc na ostatni rok dla klubu, najgorsze wydaje się już być za plecami.
– Za nami nieudana runda. Dobrze, że mieliśmy chwilę przerwy, bo widać, że była ona każdemu potrzebna. Zresetowaliśmy głowy i teraz po powrocie czujemy się pełni sił. Musimy walczyć do końca, a cel jest oczywisty – utrzymanie – przyznał pomocnik Śląska, Petr Schwarz, jeden z najlepszych piłkarzy w szeregach WKS w sezonie 2024/25.
We Wrocławiu dobrze wiedzą, że właściwie za miesiąc może być po wszystkim. Piast Gliwice u siebie, wyjazd do Radomiaka, starcie na Tarczyński Arenie z Widzewem Łódź czy wyprawa na teren Korony Kielce. Każde z tych spotkań w terminarzu widnieje już w lutym. Wrocławianie muszą dać sobie szansę już na starcie.
Inaczej dopełni się scenariusz tych, którzy zacierają ręce na klęskę WKS. A jak to bywa w polskich realiach, znajdzie się spora taka grupa. Podobnie jak ci, trzymający kciuki za swój ukochany klub. Dobrze by jednak było, żeby dłonie tych pozytywnie nastawionych, mogły się na chwilę otworzyć. To oznaczałoby jedno – oklaski po skutecznych akcjach.