Dało się w Krakowie i innych polskich miastach, ale w Warszawie się nie da. W stolicy nie będzie zakazu nocnej sprzedaży alkoholu, choć tego domagali się mieszkańcy. Radni zdecydowali inaczej. Nie tylko wbrew mieszkańcom, ale też wbrew woli ich prezydenta, który dziś robi dobrą minę do politycznej porażki.
Czwartkowe wydarzenia na sesji Rady Miasta st. Warszawy mają dwa wątki. Pierwszy, merytoryczny, dotyczy tego czy wprowadzać zakaz nocnej sprzedaży alkoholu. Drugi, chyba jeszcze mocniejszy w skutkach, polityczny, dotyczy pozycji Rafała Trzaskowskiego w mieście i partii.
Trzaskowski przegrany, nieobecny, wycofał swój projekt
Czwartkowa sesja zakończyła się kompromitacją Trzaskowskiego, który nie był w stanie przeforsować własnego projektu, w dodatku mając partyjną większość w radzie. Zamiast szybkiej decyzji doszło do starcia platformianych frakcji. Starcia, które znów przegrał Trzaskowski.
Radni przyjęli zaproponowane przez klub KO uchwały, m.in. w sprawie pilotażowego wprowadzenia nocnej prohibicji w Śródmieściu i na Pradze-Północ. Wcześniej prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wycofał swój projekt dotyczący wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu w nocy w całym mieście. W głosowaniu przepadł też projekt Lewicy i Miasto Jest Nasze, które również chciały zakazu.
Porażka Trzaskowskiego jest spektakularna. Prezydent Warszawy został widowiskowo ośmieszony. Wszystko działo się przy świetle kamer, choć akurat Trzaskowskiego na miejscu nie było. Nie chciał firmować swoją twarzą tego, co za chwilę się wydarzy. A z perspektywy KO wydarzyło się źle – pod każdym względem. I tylko radni KO wiedzą, dlaczego tak się stało.
Co działo się za kulisami?
Jak dowiaduje się Interia, informacja o zmianie dotyczącej głosowania zapadła w czwartek rano. Krótka dyspozycja została przekazana radnym, a ci mieli się podporządkować. Jeśli pojawiły się pytania pt. „dlaczego zmieniamy strategię w ostatniej chwili”, natychmiast były gaszone. Decyzja zapadła, a sposób głosowania został narzucony z góry.
Kto jest tą górą? W przestrzeni medialnej pojawia się kilka nazwisk, a jako główny opozycjonista Trzaskowskiego wewnątrz klubu KO wymieniany jest radny Jarosław Szostakowski. To prawda, ale nie cała.
– To twarz całego zamieszania. Szostakowski został egzekutorem. Ale przecież wszyscy wiemy, kto pociąga za sznurki – uśmiecha się w rozmowie z Interią jedna z radnych.
Tym człowiekiem jest szef warszawskich struktur Platformy Obywatelskiej, ale dziś też szef MSWiA Marcin Kierwiński. O jego napiętych relacjach z Trzaskowskim od dawna po stolicy chodzą różne słuchy. Minister był też wymieniany w gronie potencjalnych następców Trzaskowskiego w ratuszu, gdyby ten został prezydentem Polski. Co wyszło z dzielenia skóry na niedźwiedziu, wiemy.
– To była próba udowodnienia panu prezydentowi, kto ma większe „cojones”. To zabawa chłopców w piaskownicy. Stać ich na większe rozgrywki niż udowadnianie sobie nawzajem, kto ma większe wpływy w mieście – mówi nam jedna z radnych.
Pól konfliktu jest znacznie więcej niż tylko sprawa alkoholu. Ciekawą anegdotę przytoczył Marcin Fijołek, który wspólnie z Piotrem Witwickim współtworzy podcast „Polityczny WF”. Dziennikarz opisuje napięcie, jakie towarzyszy budowie nowej hali sportowej na obiektach Skry. – To sprawa podobna do tej z zakazem sprzedaży alkoholu. Trzaskowski wielokrotnie ogłaszał, że za chwilę rozpocznie się budowa, a grupa radnych PO z panem Szostakowskim na czele de facto blokuje projekt budowy hali. Jaki jest powód? Usłyszałem, że radni KO obawiają się, że może im upaść koalicja na Ochocie, bo tam jest trochę aktywistów, którzy nie chcą budowy hali – mówił Fijołek. I w praktyce często takie są właśnie motywacje polityków.
Radni: Powodem konflikt Trzaskowskiego z Kierwińskim
Nasi rozmówcy z Rady Miasta st. Warszawy zastanawiają się, dlaczego w ogóle doszło do czwartkowej kompromitacji. Wskazują dość jednoznacznie, że jedyną odpowiedzią jest konflikt między Trzaskowskim a Kierwińskim. Co więcej, konflikt niewypowiedziany, cichy, który przybiera formę podgryzania się pod stołem niż oficjalnego starcia.
– Napięcia między nimi się oczywiście zdarzały i zdarzają. A tu mam wrażenie, że chodzi o jakąś dziwną ambicję, która teraz rzutuje na bieżącą politykę. To niepotrzebne – przekonuje jeden z naszych rozmówców.
Opisuje też, że jeszcze na początku miesiąca nic na to nie wskazywało. Radni klubu Koalicji Obywatelskiej spotkali się bowiem na wyjazdowym posiedzeniu klubu. Rozmawiali o budżecie, wieloletnim planie finansowym, kierunkach na przyszłość. I choć temat zakazu sprzedaży alkoholu się nie pojawił, radni byli spokojni, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku. Na posiedzeniu klubu pojawili się osobiście Trzaskowski i Kierwiński. – Byli w dobrych humorach. Wyglądało na to, że relacje między nimi są dobre – słyszymy.
Od innego rozmówcy słyszymy, że czwartkowa sesja była przekazaniem dwóch informacji. Po pierwsze, kto naprawdę rządzi w Warszawie. Po drugie, że Trzaskowski definitywnie się skończył.
– Prezydent nie pokazał siły sprawczej, ale to rzutuje na całą Koalicję Obywatelską. Bardzo źle się stało. Kryzys wizerunkowy jest gigantyczny. To kompletna kompromitacja. Pytanie czy będziemy brnęli czy nastąpi refleksja – mówi nam jedna z radnych.
Potężny kryzys KO. Jak z niego wybrnąć?
„Refleksja” to nic innego jak powrót do prezydenckiego projektu. Obecne rozwiązanie, nazywane pilotażowym czy kompromisowym, jest tak naprawdę chowaniem głowy w piasek i unikaniem odpowiedzialności.
Wszystkie dotychczasowe przykłady wprowadzenia w polskich miastach zakazu nocnej sprzedaży alkoholu dają konkretne dowody. Policja ma mniej interwencji, lekarze przyjmują nocą mniej pacjentów, rzadziej dochodzi do awantur domowych, a na ulicach jest po prostu bezpieczniej. To są fakty, z którymi nie sposób dyskutować. Dyskutować chcą natomiast radni KO, którzy w imię szeroko rozumianej wolności gospodarczej wykonują dziś mnóstwo językowych fikołków.
Gniew mieszkańców Warszawy, którzy w konsultacjach społecznych byli jednoznacznie za wprowadzeniem zakazu nocnej sprzedaży alkoholu, skupia się w największym stopniu na Trzaskowskim, ale nie tylko.
Jak słyszymy, do radnych KO dzwonią wściekli posłowie i senatorowie, którzy teraz w programach telewizyjnych muszą się tłumaczyć z politycznych szpagatów ich kolegów. – Są niezadowoleni, że wyszło to poza bańkę. Dzwonią do nas z pretensjami i pytają, dlaczego tak się stało. Są wściekli, że muszą się tłumaczyć za kłótnie warszawskie – mówi nam jeden radnych.
„Kryzys, jakiego dawno nie było” to jedna z najczęściej powtarzanych fraz, jakie słyszymy. Radni są jednak przekonani, że da się z niego wyjść, a najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie wspólnego języka Trzaskowskiego z Kierwińskim. Sprawy poszły już jednak na tyle daleko, że niezbędny może okazać się mediator. A tu pojawia się jedno nazwisko – Donald Tusk.