„Społeczni darwiniści” kontra „polityczny gangster”
– Wiązanie przez niektórych nas z nimi jest kompletnym nieporozumieniem, my jesteśmy po przeciwnych stronach barykady. My jesteśmy partią solidarności społecznej, wspólnoty narodowej, a oni, gdyby przeprowadzili swój program, to by po prostu polskie społeczeństwo i polskie państwo wyleciało w powietrze – podkreślał prezes PiS w piątek na konferencji prasowej w Warszawie.
Podobną retorykę zastosował podczas poniedziałkowych wystąpień w Krakowie i Kielcach. – Płatna służba zdrowia, płatna oświata, totalna prywatyzacja, w tym prywatyzacja Lasów Państwowych – wymieniał Jarosław Kaczyński, krytykując program Konfederacji. – Gdyby próbować zrealizować to, co głosi Nowa Nadzieja, Polska by się natychmiast rozpadła – przestrzegał.
Konfederacji od prezesa PiS obrywa się regularnie od lata, kiedy to po dobrym wyniku wyborczym Sławomira Mentzena (blisko 15 proc.) w górę poszły też notowania jego formacji politycznej. Prawu i Sprawiedliwości wyrósł poważny konkurent po prawej stronie, bez którego, póki co, jak wskazują sondaże, niemożliwe może być przejęcie władzy w Polsce za dwa lata. Stąd zaostrzenie retoryki i narastający konflikt z Konfederacją, bo Sławomir Mentzen nie pozostaje dłużny prezesowi PiS. „Kaczyński właśnie powiedział, że realizacja programu Konfederacji to wysadzenie Polski w powietrze. Tymczasem realizacja programu PiS: setki tysięcy muzułmańskich imigrantów, Zielony Ład, służenie narodowi ukraińskiemu, rekordowe skomplikowanie podatków, rekordowa biurokracja, olbrzymia inflacja, dwa lata lockdownów. W jednym Kaczyński ma rację, rzeczywiście jesteśmy po przeciwnych stronach barykady – napisał Mentzen na X, komentując piątkową konferencję szefa Prawa i Sprawiedliwości.
I choć tym razem Mentzen nie nazwał Kaczyńskiego „politycznym gangsterem”, jak to uczynił w lipcu, gdy odrzucił przygotowaną przez Prawo i Sprawiedliwość „Deklarację Polską”, to widać, że napięcie między obydwoma liderami rośnie. A to nie sprzyja ewentualnej powyborczej współpracy między PiS a Konfederacją za dwa lata.
Sondaże z ostatnich dwóch tygodni dają partii Jarosława Kaczyńskiego ok. 30-33 proc. poparcia (Koalicji Obywatelskiej ok. 28-31 proc.), więc ewentualny sojusz z ugrupowaniem Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka (ostatnio notuje 11-13 proc.) wydaje się na dziś jedyną realną opcją na przejęcie władzy.
„40 proc. jest możliwe”
W Prawie i Sprawiedliwości słychać jednak o innych potencjalnych scenariuszach. Ten wymarzony to trzecia kadencja samodzielnych rządów. – Uważam, że odbudowanie poparcia na poziomie 40 proc. jest realne pod warunkiem, że przez najbliższe dwa lata będziemy ciężko pracować. A taktyka obliczona na rywalizację z Konfederacją już przynosi efekty, bo widać, że im spada, a nam sukcesywnie, powoli rośnie poparcie – nie kryje satysfakcji jeden z naszych rozmówców.
Ostra krytyka programu zwłaszcza Nowej Nadziei to tylko jeden z elementów taktyki PiS. Drugi to własne propozycje rozwiązań legislacyjnych, będące odpowiedzią na postulaty Konfederacji. – Już w kampanii wyborczej prezydent Nawrocki zgłosił szereg pomysłów na niższe, prostsze i prorodzinne podatki, które spodobały się wyborcom, więc będziemy też tak budować nasz nowy program wyborczy, żeby trafić między innymi do elektoratu Konfederacji – zapowiada polityk z władz Prawa i Sprawiedliwości.
Chodzi o „Plan 21”, w którym ówczesny kandydat PiS zawarł m.in. propozycje zerowego PiT dla rodzin z dwojgiem i więcej dzieci oraz podwyższenia do 140 tys. drugiego progu podatkowego. Obie te propozycje znalazły się w projekcie, który Karol Nawrocki w sierpniu wniósł do Sejmu. – Będziemy starali się przygotować więcej tego typu atrakcyjnych rozwiązań – zapewnia polityk PiS.
„Efekt salami”
Prawo i Sprawiedliwość liczy nie tylko na odebranie wyborców Konfederacji, ale także na rozłam w samym ugrupowaniu, które współtworzą głównie Ruch Narodowy i Nowa Nadzieja. – Efekt salami – uśmiecha się jeden z naszych rozmówców, którego pytamy o strategię PiS. – Narodowcy to zupełnie inna bajka niż wolnościowcy Mentzena, im do Platformy się raczej nie spieszy – tłumaczy nasz rozmówca, który nie kryje, że PiS po cichu liczy na rozłam w Konfederacji spowodowany podejściem do ewentualnych powyborczych koalicji w Sejmie.
Jeśli nie rozłam, to – jak słyszymy – w grę – wchodzi też scenariusz koalicji z Konfederacją, ale znacząco osłabioną. Temu właśnie, jak mówią politycy PiS, ma też służyć narracja o katastrofalnych skutkach realizacji programu tej formacji. – Koalicja jest możliwa, bo chcą tego wyborcy Konfederacji, tak samo jak poparli Karola Nawrockiego w drugiej turze. Nie mam tu obaw, że po wyborach zostaniemy bez możliwości rządzenia – zapewnia jeden z polityków PiS.
Inny nie wyklucza, że do porozumienia z Konfederacją może dojść wcześniej, na etapie tworzenia list wyborczych. – Warto byłoby pomyśleć o stworzeniu czegoś na kształt „paktu senackiego” po to, by znowu nie stało się tak, że Tusk wraz z przystawkami uzyska większość w Senacie. Tu oczywiście potrzebna byłaby Konfederacja – tłumaczy jeden z posłów.
Niedoceniany Braun?
Część naszych rozmówców w Prawie i Sprawiedliwości zwraca też uwagę na jeszcze jednego potencjalnie groźnego, a niedocenianego przez władze partii konkurenta na prawicy – na Grzegorza Brauna. – Braun jest moim zdaniem niedoszacowany, a wiem, że cieszy się sporym poparciem, zwłaszcza na wschodzie Polski. Wielu naszych wyborców go ceni – słyszymy od jednego z posłów. – Myślę, że może w wyborach zdobyć 6-7 proc. i wejdzie do Sejmu. Prezes póki co chyba go lekceważy, a to moim zdaniem błąd – ocenia nasz rozmówca.
Szef PiS istnienie kontrowersyjnego europosła (Braun pozwolił sobie niedawno nawet na negowanie Holokaustu) akurat zauważył w poniedziałek w Kielcach, gdy znacząco wykluczył możliwość współpracy z nim. – Jakby ktoś chciał rządzić z Braunem, to można powiedzieć, że sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest skończony – powiedział szef PiS.
Ten pogląd zdecydowanie podzielają nasi rozmówcy w Prawie i Sprawiedliwości, którzy nie wyobrażają sobie współpracy z Grzegorzem Braunem.