W zalanym przez wrześniową powódź Kłodzku mieszkańcy i samorząd wykonali ogromną pracę, by wywieźć śmieci i zebrać toksyczny muł. Gdyby nie tynki skute do połowy pierwszego piętra, można by pomyśleć, że życie wróciło tu do normy. No ale jednak nie wróciło.
– Przez najbliższe 5-6 lat będziemy realizować proces odbudowy, ale też realizować problemy związane z problemami ekologicznymi, związane ze śmieciami po powodzi, szczególnie w okolicach koryta rzeki Nysy Kłodzkiej – mówi burmistrz miasta Michał Piszko.
W Kłodzku nadal na drzewach wiszą kawałki folii, szmaty, drzewa są połamane jak zapałki. Wszystko robi upiorne wrażenie.
– Z Kłodzka już wyjechało ponad 10 tysięcy ton śmieci powodziowych, z mułem, wszystkim co przypłynęło z wodą do naszego miasta – przekazuje burmistrz Michał Piszko.
Wszędzie widać skalę zniszczeń po powodzi
Skalę spustoszenia, które nadal odbiera mowę, widać we wsi Stójków w gminie Lądek Zdrój. Na nabrzeżu znajdują się skute z tynków puste szkielety domów, puste oczodoły okien i naniesione przez wodę śmieci.
A Stronie Śląskie to jedna z najbardziej zniszczonych miejscowości. Przy rzece krajobraz jak po wojnie. – Do tej pory udało nam się wywieź 28 tysięcy ton odpadów, wydaliśmy na to pieniądze, ale dostaliśmy te środki, ponad 35 mln złotych. Mimo tego 6000 ton jest do wywiezienia – relacjonuje burmistrz miasta Dariusz Chromiec.
Mimo pierwszych oznak wiosny, w wielu miejscach uderza brak zieleni. Za to wszędzie słychać odgłosy prac remontowych. Odpady budowlane zwożone są na tymczasowe składowisko na granicy miasta.
Na usuwanie skutków powodzi rząd przekazał dolnośląskim samorządom blisko 500 milionów złotych. A gminy musiały się już same zorganizować w tej nowej rzeczywistości. Śmieci popowodziowe były jednym z najpilniejszych wyzwań. Powrót do normalności będzie długi.