-
Amerykańskie pszczoły miodne doświadczyły największego w historii załamania populacji, zima 2024/2025 spowodowała straty sięgające 60% uli.
-
Główną przyczyną masowego wymierania są pasożyty Varroa destructor odporne na dostępne środki chemiczne, a także zmiany klimatyczne i chemiczne przeciążenie środowiska.
-
Kryzys zagraża produkcji żywności i bioróżnorodności, gdyż spadek liczby pszczół wpływa na uprawy oraz wszystkie systemy ekologiczne.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Bret Adee, jeden z największych pszczelarzy w USA, od dziesięcioleci przewozi swoje 2 miliardy pszczół przez kraj z Dakoty Południowej na pola migdałowe w Kalifornii, na cebule w Idaho, na ogórki i arbuzy w Teksasie. Ale w grudniu 2024 r. wszystko się zmieniło. „Każdego dnia było ich coraz mniej” wspomina Adee w rozmowie z The Guardian. „Przychodziłem tydzień później i zbierałem jeszcze więcej martwych pszczół… To się nigdy nie kończyło”.
W efekcie stracił 75 procent swoich owadów. Tak drastyczny spadek populacji nie był odosobniony. Według danych organizacji Project Apis m., która prowadzi ogólnokrajowy monitoring, średnie straty wśród amerykańskich pszczelarzy tej zimy wyniosły 60 procent. To najwyższy wskaźnik od początku pomiarów, większy nawet niż w czasie największego nasilenia zjawiska colony collapse disorder w latach 2006-2008.
Pasożyt z wirusem atakuje pszczoły miodne
Naukowcy US Department of Agriculture (USDA) zbadali 113 pasiek i pobrali setki próbek z żywych i martwych uli. Wstępne, choć jeszcze nieopublikowane w recenzowanym piśmie, wyniki wskazują na bezpośredniego sprawcę: wirusy przenoszone przez pasożytnicze roztocze Varroa destructor.
„Gdy roztocza wymykają się spod kontroli, wirusy stają się bardziej zjadliwe” podkreślają autorzy raportu USDA. Roztocza Verroa są duże: osiągają niemal 2 mm długości co oznacza, że gdyby były pasożytami człowieka i miały proporcjonalnie takie same rozmiary, odpowiadałyby wielkością talerzowi obiadowemu. Mimo tego, przeskakują z pszczoły na pszczołę. Same w sobie nie są śmiertelne, ale gdy w kolonii obecne są wirusy, roztocza błyskawicznie je rozprzestrzeniają.
Problemem jest jednak nie tylko ich obecność, ale przede wszystkim odporność na jedyny skuteczny dotąd środek chemiczny, który je eliminował: amitraz. Według USDA, wszystkie badane pasożyty były już na niego uodpornione.
„To było tylko kwestią czasu” komentuje Norman Carreck, ekspert ds. pszczół z University of Sussex. „Amitraz był ostatnim skutecznym syntetycznym pestycydem. Teraz i on przestaje działać”.
Padają nie tylko pszczoły hodowlane
Choć Varroa atakuje głównie pszczoły miodne, to wirusy, które przenosi, mogą infekować także dzikich zapylaczy. Przypadki „przeskakiwania” chorób z uli na dzikie populacje owadów są dobrze udokumentowane. A to oznacza poważne zagrożenie dla bioróżnorodności i systemów ekologicznych.
„Pszczoły hodowlane to jak zwierzęta gospodarskie. Ale cierpią z tych samych powodów co ich dzikie odpowiedniki: zanik siedlisk, stres chemiczny, zmiany klimatu” podkreśla Paul Hetherington z organizacji Buglife.
Profesor Dave Goulson, biolog z University of Sussex, dodaje: „Wirusy są niemal wszędzie. Ale zaczynają siać spustoszenie, gdy kolonia jest osłabiona innymi czynnikami”.
To może tłumaczyć, dlaczego roztocza były w ulach od lat, a dopiero teraz doszło do tak masowej katastrofy. Po prostu: środowisko stało się zbyt trudne, by pszczoły mogły walczyć z infekcjami.

Pszczoły zapylają 100 gatunków roślin uprawnych
Kulminacją pszczelego kryzysu była klęska podczas największego rolniczego zapylania na świecie: kwitnienia migdałowców w Kalifornii. Co roku do tego stanu sprowadza się aż 70 procent pszczół miodnych w USA. Tym razem nie starczyło ich do zapylenia wszystkich sadów.
„To pierwszy raz, kiedy zabrakło pszczół do pracy” mówi Scott McArt z Cornell University. „Nie wiemy jeszcze, jakie będą konsekwencje dla plonów innych roślin, ale to bardzo niepokojący sygnał”.
„Jeśli lubisz jeść, potrzebujesz zdrowych pszczół” mówi Danielle Downey z organizacji Project Apis m. „Pszczelarze co roku próbują odbudowywać populacje, ale są na granicy rentowności”.
Pszczoły miodne zapylają ponad 100 gatunków roślin uprawnych w Ameryce Północnej, od truskawek po dynie, od wiśni po cebulę. Spadek ich liczby zagraża nie tylko produkcji żywności, ale też stabilności ekonomicznej całych regionów.
Cena miodu już wzrosła o 5 procent, a wartość strat tylko z ostatniego sezonu szacuje się na 139 milionów dolarów. Wielu pszczelarzy nie było w stanie odtworzyć swoich uli. „Wszystko przepadło: dom, oszczędności, pieniądze od rodziny. Zostały tylko puste skrzynki” mówi jeden z uczestników badania Project Apis.

Donald Trump przyciął pieniądze na badania
Eksperci podkreślają, że Varroa to nie jedyny winowajca. Wieloczynnikowy stres pszczół obejmuje zmiany klimatyczne, w tym gwałtowne spadki temperatury, nietypowe zimy i susze, zubożenie bazy pokarmowej, czyli wskutek uprawy monokultur i eliminacji dzikich roślin, pestycydy, zwłaszcza neonikotynoidy, które uszkadzają układ nerwowy owadów, przeciążenie chemiczne środowiska, objawiające się pod postacią kumulacji pozostałości środków ochrony roślin, oraz brak różnorodności genetycznej w hodowlach.
Co więcej, cięcia kadrowe w USDA za czasów prezydenta Donalda Trumpa utrudniły prowadzenie badań. Agencja musiała poprosić Cornell University o przejęcie części analiz, w tym dotyczących obecności pestycydów w próbkach wosku i pyłku.
Paradoksalnie, dane z 2024 roku wskazują na rekordową liczbę kolonii pszczelich w USA: 3,8 miliona. Ale jak wyjaśnia McArt, to efekt wzrostu liczby pszczelarzy amatorów, a nie poprawy kondycji populacji.
„To jak porównywanie kur z dzięciołami. Hodowla pszczół może kwitnąć, a dzikie zapylacze w tym czasie giną” tłumaczy naukowiec.

Wymieranie pszczół to część wymierania owadów
Z badań wynika, że populacje dzikich pszczół w USA kurczą się dramatycznie: wiele gatunków zanika lokalnie, a niektóre są bliskie wymarcia. A pszczoły miodne, choć same są gatunkiem introdukowanym, mogą być wskaźnikiem szerszego kryzysu: wymierania owadów.
Naukowcy próbują obecnie ustalić hierarchię czynników stresowych, które prowadzą do upadków uli. W grze są wirusy, pasożyty, toksyny, a nawet nowe niezidentyfikowane patogeny. Wszystko wskazuje na to, że pszczoły padły ofiarą synergii: nie jednej przyczyny, ale całego łańcucha.
Dla pszczelarzy takich jak Adee oznacza to konieczność przetrwania w ekstremalnie trudnych warunkach.
„Kiedyś płakałem, jeśli traciłem 5 procent uli. Dziś 30 procent rocznie to norma” mówi. „To szaleństwo, że takie straty są akceptowalne w jakiejkolwiek branży hodowlanej”.